Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dzieje się tak, ponieważ rzadko są to koalicje mniej więcej równie mocnych partii politycznych. Często bardzo niewielkie partie, które w głosowaniu powszechnym uzyskują 5-7% głosów, potem odgrywają kluczową rolę. Tak jest na przykład od lat w Izraelu, gdzie niewielkie religijne partie polityczne odgrywają znacznie większą rolę, niż powinny zgodnie z liczbą głosujących na nie, gdyż żadnej z dwu wielkich partii nie udaje się uzyskać ponad połowy mandatów w parlamencie. Podobnie bywa w Niemczech i w wielu innych krajach europejskich. Są to jednak koalicje z jednym silnie dominującym partnerem, który musi czynić ustępstwa na rzecz koalicjanta, ale podstawowe decyzje podejmuje sam.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, kiedy koalicja składa się z trzech, czterech i większej liczby partii politycznych. Oczywiście zawsze ktoś ma najwięcej mandatów i z reguły z tej partii wywodzi się premier, ale jego władza jest ograniczona, a ponadto większość czasu partie spędzają na uzgodnieniach w ramach koalicji, a nie na realnej pracy.
Kiedy rządzi koalicja, wyborcy zostają często oszukani, ponieważ do koalicji może wejść bez ich zgody partia, której w żadnym wypadku nie chcieliby widzieć u władzy. Tak przecież już w Polsce po 1989 roku bywało i tak bywa bardzo często we Włoszech.
Koalicje wreszcie prowadzą do bardzo niebezpiecznych konsekwencji: albo do rozmycia odpowiedzialności, albo do konieczności brania odpowiedzialności za decyzje dominującej partii po to tylko, żeby dany rząd się utrzymał. Ten drugi przypadek przerabialiśmy przy okazji udziału Unii Wolności w rządach AWS, ten pierwszy przerabiamy stale. Rozmycie odpowiedzialności politycznej jest w demokracji niebezpieczne, ponieważ po okresie nieudanych rządów nie bardzo wiadomo, kto powinien zostać ukarany politycznie. Obecnie przykładem takiej fałszywej niewinności jest zachowanie Unii Pracy, która przestała firmować poprzednie rządy i udaje, że nie była za nie odpowiedzialna. To jednak tylko jeden z bardzo wielu przykładów.
Co zatem uczynić można, żeby koalicje partyjne nie miały aż tylu negatywnych konsekwencji? Pierwsza odpowiedź to zmienić ordynację wyborczą na większościową, ale wiadomo, że ta odpowiedź niewielu się podoba. Druga i bardziej sensowna to wprowadzenie swoistego przymusu trwania koalicji przez całą kadencję. Jak już chcecie, bracia, razem przejmować władzę, to także razem musicie doprowadzić rzecz do końca i wtedy będziemy mogli jakoś was rozliczyć. Wreszcie trzecia, najłagodniejsza propozycja to konstytucyjna decyzja, że partia uczestnicząca w koalicji może z niej wystąpić, ale nie może przejść do opozycji, tylko musi wspierać rząd mniejszościowy, nie firmując go.
Jeżeli nie podejmiemy prób w jednym z tych kierunków, to istnieje bardzo poważne zagrożenie, że swoboda przepływu między koalicjami, łączenie się, dzielenie i tym podobne rozrywki pochłoną mnóstwo czasu polityków, ministrowie będą się nieustannie zmieniali, a władza wykonawcza nie tylko nic nie będzie robiła, ale będzie bezkarna.