Know how

Inwestowanie jest sztuką. Może dlatego ludzie sztuki przeważnie nie potrafią inwestować. Wszelkie formy pomnażania majątku są im obce, a już kupowanie książek każdemu rozsądnemu człowiekowi wydaje się wyrzucaniem pieniędzy w błoto, przepraszam, w kurz. Przy obecnej cenie metra kwadratowego w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu na zapełnianie mieszkania zwałami celulozy stać tylko pięknoduchów.

19.02.2008

Czyta się kilka minut

Oczywiście, zawsze można zamieszkać w pełnym książek magicznym domku, hen tam, gdzie dróg nie ma, prądu nie ma, wody bieżącej nie ma - nic nie ma, więc grunt tani. Nie jest to rozwiązanie oszałamiająco popularne i ja się temu nie dziwię. Przecież przyszło nam żyć w systemie kapitalistycznym, premiującym najbardziej racjonalne życiowe wybory, w którym Polacy w przyrodzony im sposób promują przedsiębiorczość, a przedsiębiorczość promuje Polaków. Większość rodaków wie, jak nie marnować ciężko wyharowanego kapitału, bo Polacy to dobrzy, inteligentni inwestorzy rozumiejący realia rynkowe, krótko mówiąc - półanalfabeci.

Trudno walczyć z grawitacją. I bardzo dobrze, to jest właściwy kierunek, ludzie czytający książki tracą czas, który mogliby przeznaczyć na konsumpcję, ludzie czytający książki mają tendencję do szukania dziury w całym, przez co oddalają się od powszechnej szczęśliwości, do której przecież należy dążyć, gdyż ludzie radośni więcej konsumują, czyli machinę szczęśliwości wzajemnej stymulują. W erze turbokapitalizmu, poszukiwaniu straconego czasu można oddawać się w sposób znacznie bardziej aktywny niż poprzez ślęczenie nad zakurzoną Proustowską cegłą.

Na mapach miast znajdują się jednak punkty, gdzie owe nieubłagane prawa hegemonii ulegają pokątnemu zawieszeniu. Są to wszelkiego sortu namioty czy inne przestrzenie książki używanej. Porzucone, porozrzucane od Sasa do Lasa, niesortowalne postgutenbergowskie mydło i powidło, czyli pamiątka z celulozy.

Ostatnio, może w związku z przedświąteczną atmosferą, jest o takich miejscach głośniej. Najnowsza inicjatywa to książki na kilogramy. Płacisz dwadzieścia czy trzydzieści złotych i możesz jednorazowo wynieść tyle książek, ile zdołasz. Myślę, że warto się pochylić nad tą inicjatywą, by i ten ugór dostosować do wymagań gospodarki rynkowej oraz, nie ponosząc uszczerbku na zdrowiu, nie przeżyć ciężkiego rozczarowania. Postaram się dostarczyć przysłowiowego "know how". Czyli: wędka zamiast ryby.

Pierwsza, absolutnie zasadnicza rada: strzeż się tych miejsc! Proszę się w tym kierunku nie udawać, proszę tam nie wchodzić, proszę nie szperać, proszę nic stamtąd do domu nie przynosić. PROSZĘ SIĘ WSTRZYMAĆ! Przecież to inwestycja bez sensu. Proszę sobie wizualizować wszystkie przyjemne chwile spędzone w odległym SPA albo plazmowy telewizor, albo cokolwiek proszę sobie wizualizować zastępczo, gdyż pieniądze przeznaczone na cokolwiek są z pewnością korzystniejsze od inwestowania w książki na wagę. Lepiej sobie kupić składane przenośne urządzenie podnoszące nam fitness, gdyż nawet jeśli my i fitness to nie za bardzo, to przynajmniej się składa i przenosi. Przypominam ceny metra kwadratowego! Trudno przenosić regał.

Jeśli ta zasadnicza rada nie została wysłuchana, pozostaje nam tylko zmniejszyć nachylenie równi pochyłej, po której nieodwołalnie przyjdzie nam się stoczyć z plikiem książek pod pachą. Oczywiście, należy zawczasu pomyśleć, co warto wynieść z tej skarbnicy towarów niechcianych. Najprostsza odpowiedź jest najbardziej myląca i najmniej opłacalna. "To, co lubię czytać" można sobie w najlepszym razie nabyć za ciężkie pieniądze w tzw. "dobrych księgarniach", ewentualnie wyrafinowanych antykwariatach. Jeśli nawet coś z tych rzeczy znajdowało się wśród ton wyprzedażowej makulatury, to: a) już tego nie ma, b) nigdy tego nie znajdziesz, c) patrz punkt a lub b. I finito. Dlatego trzeba pomyśleć, co się opłaci wynieść z tej przygody. I tutaj kolejna ważna wskazówka: zbicie wagi to podstawa, powie to każdy bokser, a bokserom należy w tej materii wierzyć.

Jakiekolwiek książki w języku rosyjskim (ze względu na egzotyczny alfabet) paradoksalnie zaimponują Twoim przyjaciołom z Europy Zachodniej, którzy akurat przyjechali podpisać ważny kontrakt, dlatego warto przytaszczyć do domu kilkanaście kilo, pomimo fatalnej relacji wagi okładek (WO) do wagi zawartości istotnej (WZI). Czynnik WO w wypadku książek postsowieckich jest wyjątkowo niekorzystny, natomiast można temu zaradzić w niezwykle skuteczny sposób - pozbywając się okładek. To radykalne rozwiązanie niewątpliwie wymaga zabicia w sobie wpajanego w nas instynktu humanistycznego, jednak w warunkach wyprzedażowej promocji wagowej tylko niszowi sztangiści-humaniści mogą sobie pozwolić na sentymenty. Chyba że chcemy wrócić do domu jedynie z Małą Konstytucją lub autobiografią Wayne'a Rooneya. Humanizm jest luksusem, na który stać nielicznych, w dodatku tych, którzy wolą rozrywki innego typu. Dlatego każdy prawdziwy mól książkowy postawiony przed ważkim dylematem musi poniekąd zaprzeć się siebie, by nie wylądować w szpitalu. Chciwość hurtowej lektury i tak przeważy, dlatego minimalizujmy wagę wyrzeczeń i wydzierajmy twarde okładki, pozbywając się czynnika WO. (Uwaga: grzbiety zostawiamy, inaczej kontrahent nie zorientuje się, że mamy książki po rosyjsku!)

WZI wzrasta do stu procent, ale czy aby na pewno? Czy możemy osiąść na laurach tylko dlatego, że przycięliśmy koszta o parę kilo? A może dokonać dalszej preselekcji materiału? Prosty przykład: wydania dwujęzyczne. Czy naprawdę nie możemy się zdecydować, czy chcemy Apollinaire'a, czy Julię Hartwig i Artura Międzyrzeckiego? Kawafisa czy Kubiaka? Odkurzmy języki obce i dajmy sobie spokój z tłumaczeniami albo przestańmy się samooszukiwać i zaufajmy potędze przekładu, wyrywając tylko kartki z prawej strony. Decyzja należy do nas, pięćdziesięcioprocentowy bonus za jej podjęcie takoż. Czysty zysk. Zbijamy wagę jak Oskar de la Hoya. Oczywiście, poezję odradzam, ale jeśli już ktoś musi…

Opłacalne jest nabycie jakiejkolwiek pozycji w języku szwedzkim i fińskim, gdyż IKEA i Nokia dynamicznie rozwijają się na naszym rynku, więc na przykład może zajść korzystna okoliczność, że hipotetyczny szef ze Szwecji rzuci okiem na nasz hipotetyczny regał i z przyjemnością zauważy, że posiadamy hipotetyczny podręcznik do obróbki skrawaniem w jego rodzimym narzeczu. Będzie mu miło, da nam podwyżkę bądź skieruje nas do Szwecji na saksy. Inwestycja się zwróci. Przykładowe książki w języku chińskim są również relatywnie dobrą inwestycją. Weźmy dwujęzyczne wydanie "Okna na urwisku" Bei Dao - wyrywamy kartki z lewej strony, resztę zostawiamy na miejscu. W domu rozkoszujemy się poetyckimi krzywiznami chińskiego alfabetu ? la "Północna Wyspa". Co prawda, totalnie nie wiemy, o co chodzi, ale może wkrótce w naszej kuchni pojawi się (przecież kiedyś musi się pojawić) kontrahent z Dalekiego Wschodu, któremu będzie miło, jak zobaczy taką kartkę na lodówce. A jak Azjacie jest miło, to nam inwestycja się zwróci z pewnością.

To tyle, jeśli chodzi o stopę zwrotu z inwestycji. Na zakończenie chciałem zaanonsować światełko w tunelu i zaapelować o cierpliwość. Już za kilka lat do książkowych lumpeksów w Polsce powinna trafić, wydana w tym roku po francusku i angielsku, lekka (zaledwie ok. 200 stron), a bezcenna książka Pierre'a Bayarda "Jak rozmawiać o książkach, których nie przeczytałeś".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2007