Miejsce niespodzianki

Nigdy nie wiesz, co uda się dziś upolować. Wizyty w ciucholandzie składają się na opowieść o tym, jak niepotrzebny śmieć może stać się prawdziwym skarbem.

06.12.2021

Czyta się kilka minut

Sklep z odzieżą używaną w Krakowie, kwiecień 2018 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER
Sklep z odzieżą używaną w Krakowie, kwiecień 2018 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER

Kolejka zakręca za róg budynku. Jego elewacja z lat 50., pochmurne listopadowe niebo i kurtki czekających na chodniku zlewają się w totalną szarość. Kolorowo będzie dopiero za drzwiami, które otworzą się kilka minut po dziewiątej. Nawet gdyby wejść tutaj z zamkniętymi oczami, każdy, kto choć raz był w takim miejscu, bezbłędnie rozpozna je po charakterystycznym duszącym zapachu detergentów. W ofercie: elektryzujący się poliester i zmechacony akryl, gryząca wełna i lekko sprana, ale porządna bawełna. Tylko szczęśliwcy znajdą miękki kaszmir lub połyskujący jedwab. Witamy w ciucholandzie.

Ciucholand niejedno ma imię

Nie ma chyba miejsca w Polsce, które mogłoby pochwalić się taką mnogością nazw. Uporządkujmy je. Mamy „ciucholand” – czyli krainę pełną ciuchów. Dalej są wartościujące i niezbyt zachęcające określenia „szmateks” i „lumpeks”. Die Lumpen to po niemiecku szmaty, a na zachodzie Polski potocznym określeniem na ubrania są „lumpy”. Obie nazwy kończy popularny w nazewnictwie naszych rodzimych biznesów sufiks „eks”. Mamy też anglojęzyczny second hand, który brzmi najbardziej prestiżowo i nie niesie z sobą tak wielu negatywnych skojarzeń. W obiegu są jeszcze nazwy opisowe: „tania odzież”, „odzież na wagę”, „odzież używana”, ale i w nich ładunek emocjonalny jest całkiem spory. Nazewnictwo wartościujące nie jest wyjątkowe dla Polski – w Nigerii popularne określenie na odzież używaną, która trafia tam z Europy, to kafa ulaya, co w wolnym tłumaczeniu znaczy: „ubrania zmarłych białych”.

Równie mocno zróżnicowane jak nazwy są rodzaje ciucholandów. Od tych, w których na środku hali magazynowej znajduje się sterta usypana z ubrań wszelkiego rodzaju, przez miejsca z wstępną selekcją i koszami z określonymi częściami garderoby, po sklepy z towarem wyselekcjonowanym i umieszczonym na wieszakach, z przyczepioną metką z ceną. Spór o to, czy lepsza jest odzież używana „na wagę”, czy „z wyceny”, od lat dzieli i rozgrzewa fanów takich zakupów, ale jak widać, każdy znajduje typ dla siebie.

– Lumpeks jest miejscem niespodzianki. Nie wiadomo, co się tam do końca wydarzy i co się w nim znajdzie – mówi Marta Skowrońska, socjolożka z UAM w Poznaniu, autorka książki „Drugie życie przedmiotów. Second hand jako zjawisko społeczne”. – Dla wielu to nie są zwykłe zakupy, ale rodzaj rozrywki, łowy, polowanie na perełki. Ten sport daje wręcz skoki dopaminy, hormonu motywacji: kiedy stoi się w kolejce przed otwarciem i rusza do wyścigu, żeby wyrywać jak najlepsze kąski.

Skąd się wzięły szmateksy

Rewolucja przemysłowa przynosi zmianę: masowa produkcja dóbr materialnych, w tym ubrań, sprawia, że coraz więcej osób stać na to, by kupić rzecz nową – a nowość zaczyna być wartością samą w sobie. „Używane” okazuje się „gorsze”, jest łączone z niższą klasą społeczną i mniejszym prestiżem.

Historia second handów, jakie znamy dzisiaj, łączy się z powstawaniem sklepów charytatywnych, nastawionych na pomoc ubogim. Popularne były szczególnie w Wielkiej Brytanii (jak słynny pierwszy sklep dobroczynny fundacji Oxfam, który powstał w 1947 r. w Oksfordzie). Na przestrzeni lat ich oferta zaczęła być kierowana do szerszej grupy odbiorców, nie tylko najuboższych.

W latach 60. i 70., gdy na Zachodzie kwitnie kultura alternatywna i hipisowska, używanie przedmiotów z drugiej ręki staje się elementem sprzeciwu wobec wartości konsumpcyjnych. Second hand służy teraz do wyrażania stylu życia, ubrania z drugiej ręki mają podkreślać autentyczność i poglądy. Tak jest na Zachodzie, bo w PRL-u ludzie żyją w realiach ciągłego niedoboru, a rzeczy z drugiej ręki, w tym ubrania, są czasem jedynymi osiągalnymi.

Marta Skowrońska: – Do Polski, zwłaszcza w latach 80., spływała pomoc z Zachodu, dary rzeczowe. Po 1989 r., gdy pojawiły się w Polsce second handy, byliśmy krajem półperyferyjnym, to do nas trafiały używane ubrania z Zachodu: Wielkiej Brytanii, Szwecji, Holandii. Stamtąd dalej płynie towar do naszych second handów, ale Polska jest dziś też eksporterem odzieży używanej do Azji czy Afryki. W sytuacji nadprodukcji towarów obrót dobrami używanymi pokazuje, gdzie jest centrum, a gdzie peryferie.

Rozkwit sklepów z odzieżą używaną następuje w Polsce w latach 90. Import ubrań z zachodnich sortowni był łatwy i dochodowy, w czasach transformacji założenie takiego sklepu stanowiło świetny pomysł na biznes. Ciucholandy jako nowinka cieszyły się popularnością, a niskie ceny zachęcały do zakupów. Ale wciąż wszystko według nieformalnej zasady „kupuję, jednak się nie chwalę”.

Świeży towar z drugiej ręki

– Wizyta w ciucholandzie to opowieść o tym, jak niepotrzebny śmieć staje się prawdziwym skarbem – mówi Marta Skowrońska.

Odzież i obuwie należą do najczęściej wykorzystywanych przez Polaków rzeczy używanych – według raportu CBOS „Polacy i rzeczy używane” z sierpnia 2021 r. stanowią one aż 73 proc. wszystkich produktów z drugiej ręki, którym dajemy nowe życie.

Używana odzież długo była czymś wstydliwym, a jeśli już powoli przestawała być powodem do wstydu, to jednak noszenie ubrań z takiego źródła nie było powodem do dumy. Teraz jednak rzadziej myślimy o tym jako o przejawie biedy – wspomniany raport CBOS pokazuje, że w ostatnich trzynastu latach odsetek osób, które tak myślą, spadł z 69 proc. do 29 proc. Coraz częściej widzimy w tym przejaw zaradności (kupienie czegoś z metką znanej marki lub z luksusowego materiału) albo troski o środowisko.

Dlaczego kupujemy w ciucholandach? – Motywacje są bardzo różne i w ostatnich latach mocno się zmieniły – tłumaczy Skowrońska. – Mamy wzrost motywacji krytycznej, gdy kupujący sprzeciwiają się konsumpcjonizmowi, i ekologicznej, gdy buntują się przeciwko zalewaniu Ziemi odpadami. Te motywacje widoczne są zwłaszcza wśród młodych. Żeby jednak nie popaść w zakłamanie, nie można zapominać o motywacji ekonomicznej, potrzebie zdobycia tanich ubrań, która wciąż dla dużej grupy jest motywacją główną i jedyną, zwłaszcza w mniejszych miastach i miejscowościach.

Znikanie lumpeksu

Coraz więcej osób kupuje i nosi ubrania z drugiej ręki, ale szyldów sklepów z używaną odzieżą na polskich ulicach coraz mniej. Ciucholandy, które znamy z parterów odrapanych kamienic i przyziemi pastelowych bloków, powoli znikają. W 2009 r. w Polsce było ich 23,5 tys., w lipcu 2021 r. działało już tylko 14,4 tys. W dekadę zniknął więc co trzeci ciucholand – w niektórych latach zamykano rocznie po 1-2 tys. sklepów, w ostatnich latach tempo spadło do kilkuset (dane wywiadowni Dun & Bradstreet dla „Rzeczpospolitej”). Nie wiadomo jednak, jak znikanie ciucholandów wygląda w zależności od wielkości miasta czy miejscowości. Mówi się, że najlepsze łupy można znaleźć w mniejszych miejscowościach. W metropoliach odzież używana najczęściej jest szybko przebierana i dużo droższa. Zmiana, która następuje w polskich ciucholandach, dotyczy też wchłaniania pojedynczych sklepów przez sieci, które prowadzą duże sortownie tekstyliów.

Z nowego raportu badawczego SW Research dla firmy Wtórpol (jednej z największych polskich firm zajmujących się recyklingiem odzieży; ma też sieć stacjonarnych sklepów z odzieżą używaną) z września 2021 r. wynika, że 70 proc. Polaków co najmniej raz kupiło odzież z wtórnego obiegu, a ponad połowa osób z tej grupy zakupy te zrobiła w second handzie stacjonarnym. Najważniejszym argumentem przemawiającym za takim zakupem była dla nich oszczędność i możliwość znalezienia dobrych jakościowo ubrań w przystępnej cenie. W ostatnich latach popularność zyskują second handy online oraz portale i platformy, które ułatwiają osobom prywatnym sprzedawanie ubrań.

W lumpeksowym świecie rośnie też grupa osób, które traktują te miejsca jako źródło zarobku – kupują ubrania na wagę w stacjonarnych ciucholandach lub zamawiają przez internet kilku- lub kilkunastokilogramowe paczki z ubraniami prosto z sortowni tekstyliów i sprzedają je właśnie za pośrednictwem wspomnianych platform. Szefowie jednej z najpopularniejszych tego rodzaju aplikacji, Vinted, zapowiedzieli ostatnio, że osoby, które za pośrednictwem platformy prowadzą sprzedaż komercyjną, będą blokowane.

Trend przenoszenia się rynku odzieży używanej do sieci wydaje się nie do zatrzymania. Wynika to też z badań: 28 proc. osób ankietowanych dla Wtórpolu częściej niż przed pandemią kupuje odzież używaną online. Czy żal nam będzie ciucholandów mijanych w bramach osiedli? Przez lata udało się wytworzyć w nich specyficzną kulturę kupowania, wolną od sztywnych zasad i tak różną od reguł, które rządzą butikami czy sieciówkami w galeriach handlowych.

– Gdy prowadziłam badania w ciucholandach w Poznaniu, wielokrotnie słyszałam, że klienci mieli w tych miejscach poczucie wolności i nieskrępowania. Ważna dla nich była niezobowiązująca atmosfera, która tam panuje i sprawia, że do sklepu może wejść każdy – opowiada Skowrońska. – Ale czy rzeczywiście każdy tam wejdzie? Chcielibyśmy, by dało się powiedzieć, że to są miejsca egalitarne, gdzie spotykają się osoby z różnych środowisk społecznych. To jednak nie takie proste. Ciucholand łączy różnych ludzi, ale nie wszystkich. Istnieją różne rodzaje lumpeksów, które przyciągają konkretne grupy klientów: miejsca tańsze z odzieżą na wagę, droższe idące w kierunku wyselekcjonowanych vintage shopów. Jest wciąż spora grupa osób, dla których wartością jest „nowość” ubrania – dodaje.

Ważnym czynnikiem, który warunkuje uczestniczenie w lumpeksowym wyścigu i uzyskanie satysfakcjonującego wyniku, jest czas.

– Zakupy w takich miejscach są dosyć angażujące, dlatego częściej spotkamy tam osobę zajmującą się domem, pracującą w wolnym zawodzie czy będącą już na emeryturze – tłumaczy Skowrońska. – A przy rosnącym trendzie przenoszenia się obrotu używaną odzieżą do sieci lumpeksy mogą utracić nawet ten walor łączenia ludzi, który mają dzisiaj. Bo emerytki czekające na otwarcie sklepu w dniu dostawy nowego towaru nie spotkają się już ze studentkami, które przeniosą się w poszukiwaniu perełek do sieci. I ciucholand znowu będzie raczej miejscem dla osób wykluczonych, z bardzo różnych powodów.

Tajemnica

Przed południem towar z nowej dostawy jest już mocno przebrany, ale nieliczni znajdą jeszcze coś dla siebie. Jedna z klientek wychodzi z wypchaną po brzegi foliową reklamówką, inna wciska tylko jedną rzecz do eleganckiej torebki, z którą pojedzie prosto do pracy. Dla ekspedientki przychodzi chwila względnego spokoju. Przez resztę dnia klienci będą się snuć po sklepie leniwie, wchodzić i wychodzić, wprawiając przy tym w ruch wiszące nad drzwiami, lekko obdrapane z brokatu świąteczne dzwoneczki. Za kilka dni powtórka, świeży towar, na chodniku przed wejściem znów ustawi się kolejka.

A gdzie dokładnie dzieje się ta historia? Niepisana zasada wprawionych łowców mówi: adresów ulubionych ciucholandów nie należy zdradzać nikomu.©℗

Korzystałam z książki Marty Skowrońskiej „Drugie życie przedmiotów. Second hand jako zjawisko społeczne”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego, szefowa serwisu TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem Powszechnym” związana od 2014 roku jako autorka reportaży, rozmów i artykułów o tematyce społecznej. Po dołączeniu do zespołu w 2015 roku pracowała jako… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2021