Atak na Ukrainę do wstrzyknięcia

Wyjeżdżając w styczniu zeszłego roku z Kabulu, zapomniałem zostawić koledze klucze do jego mieszkania, w którym się zatrzymałem. Zorientowałem się już w drodze do Warszawy. Powiedział, że nie ma problemu. Oddam mu następnym razem. W końcu przyjeżdżałem do Afganistanu co jakiś czas. W tamtym czasie mieszkańcy pięciomilionowego Kabulu żyli przede wszystkim tzw. lepkimi bombami, czyli ładunkami przyczepianymi na magnes przeważnie pod samochodami. Do wybuchów dochodziło czasami kilka razy dziennie i choć nie były tak zabójcze, jak zamachy z użyciem samochodów wypełnionych materiałami wybuchowymi czy kamizelek samobójczych, to skutecznie siały strach. Przestronne mieszkanie znajdujące się w centrum miasta, z dwoma pokojami, dwiema łazienkami i kuchnią, służyło koledze za biuro. Mi – za miejsce do spania i pracy. W okolicznym sklepie, gdzie chodziłem po podstawowe zakupy, czasami ucinałem sobie krótkie pogawędki.
Do Kabulu wróciłem osiem miesięcy później, już po tym, jak talibowie na skutek błyskawicznej ofensywy przejęli władzę w kraju. Kolegi już nie było. Wyjechał z Afganistanu w ramach ewakuacji organizowanej przez państwa zagraniczne. Wówczas kraj ten opuściło przynajmniej 130 tys. osób. Klucz został ze mną. Jemu już nie jest potrzebny, bo nie zapowiada się, by w najbliższym czasie miał wrócić do Kablu. Nowym domem staje się dla niego Holandia.
Często nocuję u znajomych, gdy wyjeżdżam za granicę. Z kilku powodów: cieszę się, że mogę ich zobaczyć; panuje tam domowa atmosfera; mogę sam sobie zrobić śniadanie; i wreszcie – to bardziej przystępna opcja niż hotel.
Gdy przyjechałem do Kijowa, kolega zostawił mi klucz do mieszkania. Jeśli tylko odwiedzam to trzymilionowe miasto, a nie akurat mieszkam w nim na stałe, to praktycznie zawsze zostaję u niego. Mieszkanie jest piękne. Po przekroczeniu progu od razu czuję jego charakterystyczny zapach, który wywołuje we mnie wiele wspomnień – o imprezach, znajomych i spędzanym w tych progach czasie. Po lewej stronie długiego korytarza są dwie sypialnie i kuchnia, a po prawej pokój gościnny. Pomieszczenia ozdabiają drewniane meble, na półkach książki i płyty winylowe. To, mimo dziurawych dróg, chyba moja ulubiona część Kijowa, gdzie w parkach, skwerach i kawiarniach spędziłem wiele czasu.
W dniu, gdy zaplanowałem powrót do Kijowa z wypadu do półtoramilionowego Charkowa w północnej części kraju, Rosja rozpoczęła inwazję na pełną skalę. O piątej obudziły mnie tam odgłosy artylerii. Wyskoczyłem z łóżka i zbudziłem parę znajomych, u których w Charkowie mieszkałem. Od jakiegoś czasu obawiali się takiego rozwoju wydarzeń. Ona chciała kupić firanki, ale wstrzymała się z zakupem, dopóki sytuacja się nie uspokoi. Sytuacja nie tylko się nie uspokoiła, ale zaogniła. W pobliżu Charkowa spadły pociski. Już tego dnia doszło do ciężkich starć na wjeździe do miasta. W kolejnych dniach starcia nie ustawały. Para żałowała, że dzień wcześniej zwróciła bilety do Lwowa, bo pociąg odjechał na godzinę przed rozpoczęciem ataku. Szybko się spakowali w małe plecaki, zabrali psa i razem wyjechaliśmy do Kijowa. Chciałem jeszcze wrócić do Charkowa, więc zostawili mi klucz, bym mógł w razie czego zostać. Poprosili tylko, żebym wyciągnął pranie z bębna i opróżnił lodówkę, bo nie zdążyli tego zrobić. Pojechali dalej, do zachodniej Ukrainy, a ja wróciłem do mieszkania w Kijowie.
Już nie spotkałem mojego kolegi. Wyjechał wraz ze swoją partnerką do sąsiedniego obwodu. On miał okazję się spakować. Zabrał najistotniejsze rzeczy, bo choć bardzo chce, nie wie, czy uda mu się tu wrócić. Mam nadzieję, że jemu i parze z Charkowa klucze jeszcze się przydadzą. I że ja nie włożę do szuflady w Warszawie kolejnych kluczy, które będą przypominać o tym, co utracone.
Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Masz konto? Zaloguj się
365 zł 115 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)