Klientelizm i partnerstwo

Wizyta Donalda Tuska i kilku ważnych ministrów jego rządu w Paryżu wzbudziła falę komentarzy, niekiedy nieadekwatnych do rzeczywistego stanu rzeczy.

09.11.2009

Czyta się kilka minut

Premier Tusk z prezydentem Sarkozym ogłosili nowe inicjatywy polityczne i gospodarcze - tak bilateralne, jak i mieszczące się w ramach Unii Europejskiej. Spośród tych pierwszych najważniejsza jest zapowiedź udziału Francji w polskim programie budowy elektrowni atomowych. Gdy zaś chodzi o polsko-francuski wkład w nowe rozdanie w UE po ratyfikacji traktatu lizbońskiego przez Czechy, na pierwszy plan wybija się projekt ożywienia europejskiej polityki bezpieczeństwa i obrony.

Polska ma duże problemy z podażą wystarczającej ilości energii, a zarazem problemy z nadmierną emisją zanieczyszczeń z wytwarzanej u nas energii. Energetyka jądrowa na najwyższym technologicznym poziomie jest jakimś rozwiązaniem tego problemu. Stąd nie dziwi, że Polacy zwracają się w tej sprawie do Francuzów.

20 lat po odzyskaniu niepodległości przyszedł jednak czas, by nie podniecać się na sam fakt, że ktoś chce u nas w cokolwiek inwestować. Dla Francji Polska jest potencjalnie dużym rynkiem zbytu. Skoro więc jesteśmy łakomym kąskiem, to możemy stawiać warunki. Dlatego premier słusznie postąpił, gdy na wspólnej konferencji prasowej w Paryżu nieco ostudził zapał prezydenta Sarkozy’ego, mówiąc, że Polska rozważy także inne oferty w sprawie naszej energetyki atomowej.

Projekt europejskiej polityki obronnej ma długą historię (od spotkania prezydenta Chiraca i premiera Blaira w Saint Malo w 1998 r.) i bardzo małe realne dokonania. Stworzenie unijnej armii z prawdziwego zdarzenia jest na razie tylko marzeniem. Jak dotąd udawało się - i to z wielkim trudem - ograniczone zaangażowanie wojskowe Unii na Bałkanach czy w Czadzie. Nie o tę jednak skalę zaangażowania chodzi w polsko-francuskim projekcie. Trzeba pamiętać, że natrafia on na naturalną barierę w postaci braku wspólnej unijnej polityki zagranicznej. I niech nas nie zmyli utworzenie na mocy traktatu lizbońskiego urzędu wysokiego przedstawiciela UE do spraw polityki zagranicznej, niesłusznie nazywanego europejskim ministrem spraw zagranicznych. Wspólnej polityki zagranicznej długo jeszcze nie będzie, stąd i koncept wspólnej obrony jest wciąż oparty na chwiejnych podstawach. Ale jakkolwiek byłoby to przedsięwzięcie trudne, Unia musi pracować w tym kierunku. Polsko-francuską deklarację należy widzieć jako mały krok w tę stronę.

Ta deklaracja następuje w momencie, gdy nasze rozmowy z Amerykanami na temat nowej tarczy antyrakietowej wydają się grzęznąć w martwym punkcie. Polska dyplomacja słusznie zatem steruje w kierunku wyrównania naszych relacji ze Stanami Zjednoczonymi (i z NATO) oraz z Unią Europejską.

Byłoby jednak niedobrze, gdybyśmy pozostali w pozycji klienta: zawiedziony klient USA zwraca się jak klient do Unii z pytaniem "kto nas wreszcie obroni?". Powinniśmy w większym stopniu brać odpowiedzialność za inicjatywy, które współtworzymy. A w Unii jest - z natury rzeczy - większa na to szansa niż we współpracy z USA.

Oczywiście, nie jest to proste. Brzydka panna bez posagu nie ma wielu argumentów. Cała sztuka w tym, by tworzyć warunki do jej liftingu i wzbogacenia się, żeby status klienta zamieniła na status partnera.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2009