Kim kontra Trump

Zaczęło się od artykułu.

14.08.2017

Czyta się kilka minut

US Air Force B-1B Lancer odlatuje z Guam na 10-godzinny patrol między japońską wyspą Kyushu  a Półwyspem Koreańskim, 8 sierpnia 2017 r. / RICHARD EBENSBERGER  / EPA / PAP
US Air Force B-1B Lancer odlatuje z Guam na 10-godzinny patrol między japońską wyspą Kyushu a Półwyspem Koreańskim, 8 sierpnia 2017 r. / RICHARD EBENSBERGER / EPA / PAP

„Washington Post” napisał w minionym tygodniu – powołując się na źródła w wywiadzie USA – że Korei Północnej udało się zminiaturyzować ładunek atomowy na tyle, iż może umieścić go w rakiecie, która być może doleciałaby do terytorium Stanów.

Werbalną wymianę ciosów, która potem nastąpiła między Kim Dzong Unem a Donaldem Trumpem – pierwszy mówił, że jego rakiety mogą spaść na wyspę Guam (bazę USA na Pacyfiku, zwaną „amerykańską bramą do Azji”), drugi kompulsywnie groził Kimowi „ogniem i furią”, jakiej świat nie widział – wielu komentatorów sprowadza do ich osobowości. Inni wskazują, że wdając się w taką „dyskusję” z Kimem, Trump wyświadczył mu uprzejmość, bo go dowartościował (gdy zasadą USA było dotąd, by nie podejmować dwustronnej dyskusji z Pjongjangiem, lecz zawsze w większym gronie). Chętnie wskazuje się też, że tyrady Kima, w których ostatnio istotną rolę odgrywa broń atomowa, choć robią wrażenie paranoicznych, to mają racjonalny cel: zapewnić mu nietykalność (mieszkańcy wielomilionowego Seulu, leżącego nad granicą, to zakładnicy: nawet na precyzyjne naloty USA na instalacje atomowe Kim mógłby zareagować zniszczeniem miasta). Ponadto retoryczna eskalacja Pjongjangu to metoda rodu Kimów na uzyskanie ustępstw (jak np. pomoc gospodarcza) w zamian za spuszczenie z tonu.

Czy Guam stanie się więc nowym Pearl Harbor? Albo czy Trump zrobi w końcu coś, po czym nie będzie odwrotu? Mimo wszystko to scenariusze mało prawdopodobne. Ludzie, od których zależy tu więcej niż od Trumpa – jak sekretarz obrony James Mattis – mówią jasno (i w kontrze do przełożonego...), że choć Pjongjang nie może wygrać wojny z USA, to taka wojna byłaby katastrofalna.

Co nie zmienia faktu, że jeśli Kim ma rakiety, które mogą dolecieć do USA, to znaczy, że polityka poprzedników Trumpa, której celem było niedopuszczenie do takiej możliwości, całkowicie zawiodła. I że chyba czas na nową strategię. Tylko jaką? ©℗
Na podst. FAZ, NZZ

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2017