Kiedy umrze ślonsko godka?

15.01.2018

Czyta się kilka minut

Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP
Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP

Długo nie wiedziałam, kim jestem. Mieszkając pomiędzy Śląskiem a Zagłębiem, godką a językiem polskim, klasą robotniczą a inteligencją, czułam, że coś mnie gniecie, uwiera i że kiedyś trzeba będzie to ustalić. Ustalić, kim jestem.

Poniższy tekst wygłosiłam w ubiegły poniedziałek w Sejmie, podczas debaty w komisji nad ustawą o śląskim języku regionalnym. Ponieważ nikt z partii rządzącej się nie zjawił, może tą drogą zwrócę się do nich: panie i panowie władzo – mamy sprawę. Niektórzy rzekliby, że my to również suweren, więc polecam serdecznej uwadze, jeśli łaska.

Długo nie wiedziałam, kim jestem. Mieszkając pomiędzy Śląskiem a Zagłębiem, godką a językiem polskim, klasą robotniczą a inteligencją, czułam, że coś mnie gniecie, coś uwiera i że kiedyś trzeba będzie to ustalić. Ustalić, kim jestem.

Urodziłam się w domu równo podzielonym na pół – mama pniok albo inaczej echt Ślązaczka – prawdziwa, z pokoleń zanurzona w godce, w obyczaju, z chopionami, czyli prababkami chodzącymi w ludowych strojach, w czerwonych koralach na szyi, wyglądającymi przez okna familoków, niemal przyrośniętymi do fensterblatów, czyli parapetów, z chlewikami na placu, z zaginionymi pod ziemią, przysypanymi w kopalniach pradziadkami, z tradycją powstań śląskich, ze strachem śląskich kobiet, które obwiązywały nastoletnim córkom piersi, gdy szła przez te ziemię niosąca ponoć wolność Armia Czerwona, z kompleksami, że wychodzi z tego ludku prostego, co to wydaje na świat jedynie robotników.

Tata ptok, przyjezdny, choć już rodzony w Chorzowie – z rodziców lekarzy, z Polski, nie ze Śląska, z tradycjami, z wykształceniem, z pozycją społeczną, ze studiami w carskiej Rosji, z pensją dla panien w Warszawie i prababkami w drogich sukienkach. Na Śląsku przez przypadek – ze względu na nakaz pracy dla dziadków w szpitalu w Chorzowie.

A jednak Chorzów z mojego ojca uczynił Ślązaka, można powiedzieć: echt, choć w tym domu wydawać się to mogło niemożliwe. Śląski wirus dopadł go na podwórku kamienicy przy ulicy Wolności 95, wśród gizdów, pieronów i podciepów chorzowskich, którzy byli najlepszymi towarzyszami zabaw, w pachnącej kołoczem kuchni sąsiadki, do której przychodził po szkole, gdy rodzice nie wrócili jeszcze z dyżuru w szpitalu, w nastoletnim buncie wobec nich, gdy za wszelką ceną chcesz być inny niż oni.

Gdy pewnego razu, będąc jeszcze małym chłopcem, oświadczył swojej matce, że ożeni się wyłącznie ze Ślązaczką, ta zaśmiała się. Prosty ludek w rodzinie? A jednak stało się, jak zapowiedział, i słowo ciałem się stało, a to ciało było moje i stanęło na rozdrożu i nie mogło zdecydować, kim jest.

Babcia Aniela godała do mnie, ale rodzice i dziadkowie ze strony taty wyłącznie mówili. Ślonsko godka weszła mi w krew, kiedy słuchałam, jak mówią ujki i ciotki, co przychodzili na klachy do babci, śląskie słowa tryskały wówczas jak fontanny, brzmiąc w moich uszach zupełnie zwyczajnie, siednij się na ta ryczka, mosz tu od ujka bombony, chyba, ze chcesz kołocz, a tu mosz dziołcha szolka tyju – słowa moje, słowa miłe, słowa nienacechowane w żaden sposób. A jednak – gdy wszystkie one, z właściwą dzieciom naiwną prostolinijnością, przenosiłam do domu drugich dziadków – nagle zmieniały się one w słowa skarlałe, brzydkie, nieprawidłowe. W prosty ludek.

Zajęło mi wiele lat zrozumienie, że te słowa, ten język, ta kultura, ta historia wreszcie, inna od historii, którą znam ze szkoły, to moje dziedzictwo, które nie tylko niczego mnie nie pozbawia, jak usiłowano mi wmówić przez wiele lat szkolnej edukacji, gdy wyrywano z korzeniami elementy godki z naszych domowych słowników, ale dodaje mi, czyni mnie podwójną, mówiąc językiem księży – ubogaca mnie. Jestem Polką i jestem Ślązaczką, inaczej być nie może w przypadku tej mieszaniny genów, tradycji i kultur. Jestem wytworem pogranicza, stojącym na brzegu granicznej rzeki Brynicy, która oddziela od siebie moje dwie rodziny, które ja dziś łączę, choćby w swoich książkach, dając głos owemu prostemu ludkowi (tego słowa używam, rzecz jasna, z bolesną ironią).

Walka, którą usiłują toczyć ci, którzy mnie zaprosili do Sejmu, jest też i moją walką. Jak mówi językoznawczyni – profesor Jolanta Tambor – gdy była dzieckiem i wyłącznie godała, skutecznie wmówiono jej, że to wstyd. Ja – podobnie jak ona – w dorosłym życiu postanowiłam zwrócić się z powrotem w stronę tego, czego miałam się wstydzić jako dziecko, bo – i tu znów sięgnę po słowa pani profesor – kiedyś Śląsk, Ślązaków i samą siebie zdradziłam.

Profesor Kadłubek użył niegdyś mocnych słów mówiąc, że mamy na Śląsku do czynienia z językowym apartheidem, ponieważ niedopuszczanie śląszczyzny do kultury wyższej, do aspiracji obywatelskich, jest wykluczeniem takim, jakim był apartheid w RPA. Losy tak wielu Ślązaków mogą być na to dowodem. Także w mojej rodzinie. Kiedy więc dziś widzę, jak w programach telewizyjnych w ogólnopolskich kanałach występują młodzi świetni ludzie – kucharze, tancerze – którzy do widzów ino godają, myślę, że wykonaliśmy ogromną pracę, by tu się znaleźć. By przestać się wstydzić, by zacząć się szczycić.

Godka niewygodna dla Niemców, nieprzyjemna dla Polaków, a jednak wciąż trwa, a nawet wychodzi z katakumb, czy raczej z kopalnianych chodników. Dziś potrzebuje wsparcia – oficjalizacji, na którą czekamy.

Domagamy się zatem uznania jej za język, tak by móc wspierać jego trwanie, jego rozwój, aby móc cieszyć się tym świadomym zanurzeniem w naszej kulturze, która niczego Polski nie pozbawia, a jedynie ją – znów sięgnę do języka prymasów – ubogaca. Polska potrzebuje odrobiny różnorodności, potrzebuje spojrzenia szerszego, otwartego, bez strachu przed Innym, choćby ten Inny był tak mało inny, taki jak ja. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2018