Katolik-Polak

Po zakończeniu pielgrzymki warto czytać papieskie przemówienia, nawet po kilka razy. Istotne idee kryją się bowiem w pojedynczych zwrotach czy zdaniach, które mogły umknąć słuchaczowi.

05.06.2006

Czyta się kilka minut

Benedykt XVI powtórzył dwa razy podobną myśl: "Ja również pragnę zaczerpnąć z obfitego źródła waszej wiary, które bije nieprzerwanie od ponad tysiąca lat" - stwierdził po przylocie na Okęcie. Z kolei na Błoniach, w przemówieniu wieńczącym podróż, wspomniał poprzednika i dodał: "Pragnąłem przede wszystkim spotkać żywych ludzi, jego rodaków, zakosztować waszej wiary, z której wyrósł i upewnić się, czy w niej trwacie".

Czy zacytowane słowa należy traktować wyłącznie w kategoriach grzecznościowych? Co specyficznego widzi w Polsce i Polakach następca Jana Pawła II? Czy chodzi o atmosferę przesiąkniętą żarliwą religijnością i dramatyczną historią? Co Papież odczuł w takich miejscach, jak katedra św. Jana, Jasna Góra, Kalwaria Zebrzydowska czy wawelskie wzgórze?

Benedykt XVI od dawna wierzy, że Polska zaprzeczy tezie, która dominuje na Zachodzie; tezie, że wraz z rosnącym standardem życia, demokratyzacją społeczeństwa i indywidualizacją postaw kościoły muszą opustoszeć. Odprysk tych papieskich nadziei można było usłyszeć, gdy na Okęciu Papież mówił o braterstwie, życzliwości i nadziei: "Te odwieczne wartości człowieczeństwa stanowią trwały fundament pod budowę lepszego świata, w którym każdy mógłby znaleźć dobrobyt materialny i szczęście duchowe. Tego życzę całemu narodowi polskiemu".

Papieska wizja nie opiera się jednak na przekonaniu, że bliżsi Bogu Polacy będą nawracali mieszkańców reszty Europy. Ewangeliczna logika idzie w przeciwnym kierunku: Polacy powinni czynić rachunek sumienia, by stawać się coraz lepszymi chrześcijanami. I dopiero wówczas można żywić nadzieję, że ich świadectwo zbliży do Boga i Kościoła innych. Stąd obok słów serdecznych, padły pod adresem naszego katolicyzmu również wezwania do nawrócenia. Benedykt XVI napominał kapłanów, aby byli ekspertami w dziedzinie spotkania człowieka z Bogiem, a nie - ekonomii, budownictwa czy polityki. Mocnym echem odbił się również apel, aby kapłani nie bali się opuścić bezpiecznego i znanego świata, i służyli tam, gdzie brak powołań. Z kolei świeckim Papież przypomniał, jak wielka przepaść dzieli religijność i wiarę. Bo wiarę praktykuje się nie przez rytuał, ale - podkreślił Benedykt XVI - przez osobistą więź z Jezusem, umiłowanie prawdy i przestrzeganie Dekalogu. Na Błoniach prosił, żeby rodacy Karola Wojtyły "odważnie składali świadectwo Ewangelii przed dzisiejszym światem, niosąc nadzieję ubogim, cierpiącym, opuszczonym, zrozpaczonym, łaknącym wolności, prawdy i pokoju".

W tym kontekście niepokojąco brzmi stwierdzenie Dariusza Karłowicza, filozofa i publicysty: skoro w ostatnich latach otrzymaliśmy od Opatrzności tak wiele, trzeba zapytać, ile sami daliśmy, dajemy i zamierzamy dać innym?

Zresztą zaskakująco często w przemówieniach Benedykta XVI przeplatały się polskość i katolickość. Czyżbyśmy mieli do czynienia z rehabilitacją Polaka-katolika? Tego samego, który służył dotychczas za synonim wsobnego, nieco ksenofobicznego zaścianka? Żeby odpowiedzieć na pytanie, trzeba się zastanowić, jak siebie samego postrzega Joseph Ratzinger. Na pokładzie samolotu, lecąc z lotniska Fiumicino na Okęcie, Benedykt XVI - wedle zwyczaju poprzednika - rozmawiał z dziennikarzami z volo papale. Padło pytanie, czy pod Ścianą Śmierci Papież stanie jako Niemiec, czy zwierzchnik Kościoła. Benedykt XVI odpowiedział: "Jestem przede wszystkim katolikiem, i to jest bardzo ważne. Musimy zawsze uczyć się, że jesteśmy katolikami, a kwestia naszej narodowości powinna być umieszczona w Kościele i odniesiona do wielkiej katolickiej jedności".

Tu dotykamy sedna problemu Polaka-katolika, który katolicyzmem posługiwał się nieraz instrumentalnie, wyłącznie po to, żeby cementować narodową tożsamość (co gorsza: religijność miała w tym przypadku służyć w gruncie rzeczy nie tyle budowaniu jedności, ile wykluczaniu innych poza homogeniczną wspólnotę). Równie błędna byłaby jednak ścieżka odwrotna: zerwanie narodowych więzi w imię utopijnego uniwersalizmu. Dlatego niegdyś Jan Paweł II, a dziś Benedykt XVI stara się wytyczyć drogę między skrajnościami: należy troszczyć się o silną narodową tożsamość, a jednocześnie - poprzez Kościół - otwierać się na potencjał powszechności, wykraczający poza granice historii, kultury i języka. Za tym przemawia również cytat z Dziejów Apostolskich, który otwierał homilię na Błoniach: "Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?" (1, 11). Benedykt XVI komentował, że stoimy na ziemi, wyrastamy z ziemi korzeniami: "Tu doznajemy trudu wędrowców zmierzających do celu krętymi drogami, pośród wahań, napięć, niepewności, ale z głęboką świadomością, że wcześniej czy później ta wędrówka osiągnie kres. I wtedy rodzi się refleksja: czy to już wszystko?". Nie, bo jesteśmy "wezwani, by stojąc na ziemi, wpatrywać się w niebo - kierować uwagę, myśl i serce w stronę niepojętej tajemnicy Boga". Jeżeli tak rozumieć powołanie człowieka, nie ma nic groźnego w byciu Polakiem-katolikiem. Albo, jak wolałby Benedykt XVI, katolikiem-Polakiem.

***

Przed pielgrzymką prasa spekulowała, czy podczas wystąpienia w Birkenau Benedykt XVI poprosi o wybaczenie. Gdy wczesnym popołudniem dziennikarze otrzymali - pod embargiem - papieskie przemówienie, na próżno szukali powszechnie oczekiwanego mea culpa. Było jasne, że jeszcze wieczorem w niektórych serwisach radiowych i telewizyjnych, a nazajutrz na czołówkach prasy - pojawi się nuta rozczarowania i krytyki.

Gdy jednak wczytać się dokładnie, w przemówieniu padło stwierdzenie o jeszcze większym ciężarze: "Dlatego też jestem tu dziś: aby prosić o łaskę pojednania - aby prosić przede wszystkim Boga, bo tylko On może otworzyć i oczyścić ludzkie serca; ale również ludzi, którzy tu cierpieli". Joseph Ratzinger prosił o gest droższy niż wybaczenie, prosił - o pojednanie. Może chciał przekonać, że zakończyła się era wybaczania i proszenia o wybaczenia. Dziś trzeba iść krok naprzód.

Benedykt XVI wiedział, o jak wiele prosi. Stał nieopodal miejsca, gdzie więźniom z Sonderkommando rozkazano wpychać do krematoryjnego pieca trzy kobiety i dwóch mężczyzn, bo w kobiecych piersiach i biodrach jest więcej tłuszczu podsycającego płomienie. Kilkadziesiąt metrów dzieliło przemawiającego Papieża od miejsca, gdzie gazowani Żydzi wykrzykiwali modlitwę "Szma Izrael", a esesman drwił do sypiących cyklon kompanów: "Słyszycie, wołają: Schmeiss rein" (to znaczy: wrzucaj). Gdy wspominamy tamte wydarzenia, rozmowa o przebaczeniu wydaje się niewyobrażalna. Dlatego Papież prosił o łaskę. I za łaskę uważał wyciągnięte do niego dłonie byłych więźniów na dziedzińcu przy Bloku Śmierci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2006