Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Projekt budżetu Unii Europejskiej 2007-2013 ma być przedstawiony już w tym roku, na trzy lata przed wejściem w życie. Będzie to pierwszy budżet rozszerzonej UE, w którym - tradycyjnie - ustalony zostanie pułap wydatków i wsparcia dla uboższych członków oraz przede wszystkim - i to będzie nowość - ramy finansowe wspólnej polityki rolnej, uwzględniające także jej reformę. Jego przygotowanie odbywać się będzie bez większego udziału kandydatów, ale w debacie nad budżetem i jego przyjęciu uczestniczyć już będzie 25 członków UE. Fakt, że projekt budżetu, który nas dotyczy, przedłożony ma być kiedy nie będziemy jeszcze w Unii, wywołał w Polsce konsternację. Tylko po części jest ona uzasadniona.
Jeszcze niedawno bowiem sami komisarze Unii zachęcali nas do przyjęcia oferowanej pomocy na pierwsze trzy lata członkostwa, argumentując, że to tylko okres wstępny, a kolejny budżet będzie także naszym dziełem. Teraz okazuje się, że ramy finansowe dla nowej wspólnoty mają być przygotowane jeszcze w starym gronie. Mamy być wprawdzie proszeni o uwagi, ale nie będziemy mieli prawa współdecydować. Słowem: nasz udział będzie i umiarkowany, i „kontrolowany”.
Komisja Europejska jest strażnikiem interesów całej Unii. Można, a nawet trzeba założyć, że w pracach nad budżetem przypilnuje także interesów nowych członków. Ale fakt, że przyspieszyła nad nim pracę, nie czekając na nasze członkostwo, musi być odebrany jako sygnał: Bruksela nie ma jeszcze doświadczenia w pracy z 25 członkami, a to, co dzieje się ostatnio w polityce europejskiej jest dla niej ostrzeżeniem. Niewątpliwie w gronie 25 członków będzie trudniej osiągnąć kompromis i dlatego zdaniem Brukseli to, co można jeszcze uzgodnić w mniejszym gremium, powinno być w nim załatwione. Nie jest to wotum nieufności. Jedynie dająca do myślenia zapobiegliwość.
Marek Orzechowski z Brukseli