Kandydaci na językach

Żaden z dwóch pretendentów do fotela prezydenta nie włada swobodnie językiem angielskim. Czy lingua franca XXI wieku jest w ogóle polskiej głowie państwa potrzebny?

02.07.2010

Czyta się kilka minut

Po raz ostatni wątek znajomości angielskiego pojawił się w tej kampanii zanim na dobre się rozpoczęła. Co ciekawe, lingwistyczne niedostatki wypomniał Bronisławowi Komorowskiemu jego kontrkandydat w prawyborach Platformy Obywatelskiej - Radosław Sikorski. Szef MSZ przypomniał wówczas, że nieformalne spotkania zagraniczne dobrze jest odbywać bez tłumaczy.

Po 10 kwietnia kwestia języków z debaty zniknęła, mimo że kilku kandydatów mogło ze swoich lingwistycznych talentów uczynić atut. We wcześniejszych wyborach bywało zupełnie inaczej.

Polityk idzie na kurs

Zwykle nieznajomość języków wypominali sobie nawzajem polityczni konkurenci, a media - zwłaszcza tabloidy - prześcigały się w prowokacjach, w których polscy dziennikarze wcielali się w role zagranicznych korespondentów, prosząc polityka o wypowiedź. Ci ostatni nie wypadali w podobnych testach za dobrze.

Kiedy podczas pobytu byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza w Londynie podstawiony przez "Super Express" Anglik zadzwonił do premiera z propozycją pracy, ten potrafił tylko pojedynczymi słowami wyjaśnić, że życzy sobie, by ofertę wysłać mu mailem (słowo e-mail było zresztą jednym z niewielu zrozumiałych).

Z kolei bohaterem prowokacji jednego z tygodników stał się polityk Prawa i Sprawiedliwości Tadeusz Cymański (dziś europoseł). Proszący o komentarz na temat in vitro dla jednej z brytyjskich gazet dziennikarz usłyszał po drugiej stronie aparatu przyciszone: "Powiedz, że ojca nie ma w domu". Po chwili oddzwonił do dziennikarza syn Cymańskiego, wyjaśniając, że ojciec słabo mówi po angielsku.

Nie brakowało też wystąpień publicznych, w których językowej indolencji towarzyszyło dobre samopoczucie. Furorę na YouTube zrobił swego czasu film z wystąpieniem Wojciecha Olejniczaka na warszawskim kongresie młodzieżówek socjalistycznych (obejrzało go ponad pół  miliona widzów).

Spośród kandydatów, którzy walczyli o prezydenturę, z językami najlepiej radzi sobie Janusz Korwin Mikke. Płynnie porozumiewa się po rosyjsku i angielsku, nie ma też problemów z kontaktem we francuskim, włoskim, hiszpańskim i portugalskim. Sam jednak skromnie wskazuje na prawdziwe lingwistyczne talenty na polskiej scenie politycznej:

- Tadzio Iwiński z SLD włada ponoć siedemnastoma. Słyszałem go na własne uszy mówiącego po arabsku. W jakimś wywiadzie mówił nawet, że uczy się madagarskiego!

Wśród polityków na najwyższym szczeblu znajomością angielskiego wyróżnia się z kolei minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski - nabyty przez niego podczas studiów charakterystyczny brytyjski akcent niewiele różni się od wymowy tzw. native speakerów.

Ale polska klasa polityczna językami włada nadal słabo. Kiedy przed wyborami do Parlamentu Europejskiego okazało się, że wielu kandydatów nie potrafi porozumieć się po angielsku, prasa zapełniła się doniesieniami o tym, że europosłowie bohatersko ruszają do pracy. Intensywny kurs podjął między innymi Zbigniew Ziobro, któremu niedostatki w tej sprawie wypomniał przed wyborami sam prezes Jarosław Kaczyński.

Tadeusz Cymański - ulubieniec polskich dziennikarzy i polityków nie tylko w Polsce, ale też na korytarzach w Brukseli - w nieformalnych kontaktach z zagranicznymi politykami musi powściągać swoją towarzyską swadę. - Potrafię już się w prostych sprawach porozumieć, ale nauka idzie wolno - przyznaje. - Po pięćdziesiątce nie jest łatwo się uczyć. Poza tym mamy na to mało czasu.

Angielskiego - już podczas sprawowania urzędów - musieli się douczać premierzy: Leszek Miller i Donald Tusk. Ten drugi efektami nauki popisał się podczas uroczystego ratyfikowania porozumienia o tarczy antyrakietowej. W obecności Condoleezy Rice i śmiejącego się zeń prezydenta Kaczyńskiego, wygłosił przemówienie, w którym uniknął poważniejszych błędów gramatycznych, ale które pod względem fonetycznym dalekie było od ideału.

Spośród dotychczasowych prezydentów po angielsku płynnie mówił jedynie Aleksander Kwaśniewski. - My, polscy politycy, wypadamy pod tym względem średnio, nawet w porównaniu z innymi politykami środkowoeuropejskimi - mówi Kwaśniewski. - Najbardziej uzdolnieni są w tej strefie Rumuni. Właściwie każdy polityk wysokiego szczebla w tym kraju włada francuskim i angielskim. Dobra znajomość angielskiego, i, co zrozumiałe, również rosyjskiego, jest w krajach bałtyckich.

Kwaśniewski wspomina jedną z rozmów z Lechem Kaczyńskim: - Pan prezydent powiedział mi: "Wiesz, mam dzisiaj rocznicę". "Jaką?" - zapytałem, myśląc, że chodzi o ślub albo inną prywatną okazję.  "50. rocznicę bezskutecznej nauki angielskiego" - odpowiedział.

Po angielsku, bez względu na wynik drugiej tury, nie przemówi płynnie również przyszły prezydent Polski.

Po co prezydentowi język

Sztabowcy Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego brak dobrej znajomości angielskiego swoich kandydatów bagatelizują.

Paweł Poncyliusz, rzecznik sztabu prezesa PiS: - Rzeczywiście, prezes nie jest poliglotą. Ale powiedzmy sobie szczerze: wszystkie rozmowy na wysokim szczeblu są prowadzone w towarzystwie tłumaczy.

Podobnie niedostatki kandydata PO tłumaczy Małgorzata Kidawa-Błońska.

Czy rzeczywiście angielski nie będzie polskiemu prezydentowi potrzebny? - To zależy, czego od tej prezydentury oczekujemy - mówi Aleksander Kwaśniewski. - Jeśli będzie to prezydentura krajowa, z akcentem na problemy wewnętrzne, to nie. Ale ta kadencja wypada przecież na konkretne lata, w których wyzwania związane z polityką zagraniczną będą bardzo ważne. Obycie w świecie, prezencja, znajomość języków będą więc w tej prezydenturze istotne.

Choć oficjalne rozmowy i negocjacje odbywają się w obecności tłumaczy, cała  część nieformalna nie sprzyja ciągłej ich asyście. - To się odbywa mniej więcej tak - opowiada były prezydent. - Siedzimy obok kogoś przy stole, wstajemy, podchodzimy do innych polityków. Co robi w takich sytuacjach lider nieznający języka? Czmycha, by nikt go nie zaczepił. A trzeba pamiętać, że dzięki językom tworzą się więzi. Wiem to na przykładzie polityków litewskich: kiedy po polsku zaczynali mówić Brazauskas czy Adamkus, wytwarzał się rodzaj jakiejś dodatkowej sympatii. Unikanie kontaktów sprawia przykre wrażenie, bo jednak większość polityków językiem angielskim już włada.

Nie wszyscy jednak chcą go używać. - Angela Merkel przemawia po niemiecku, mimo że świetnie zna angielski - mówi Kwaśniewski. - Przez telefon po angielsku nie chciał też rozmawiać Jacques Chirac. Ponieważ mój francuski jest słaby, rozmawialiśmy z pomocą tłumacza. Ale już podczas kryzysu ukraińskiego rozmawialiśmy po angielsku, bo nie było czasu na organizację tłumaczenia.

Jak przyznaje były prezydent, najtrudniej po angielsku rozmawia się polskim politykom z Amerykanami i Brytyjczykami, bo władającego ich językiem obcokrajowca traktują jak równego sobie, nie ograniczając się w potocznych zwrotach, idiomach i szybkim wymawianiu słów. - Najlepiej jest z Niemcami rozmawiać po angielsku - mówi prezydent. - Dobrze by było z kolei z Amerykanami rozmawiać np. po francusku, tyle że to akurat niemożliwe, bo Amerykanie językami obcymi generalnie nie władają.

***

Jedno jest pewne: w tej kampanii takie elementy jak znajomość języków czy kontakty za granicą nie miały żadnego znaczenia, podobnie jak eksponowane przez sztaby inne elementy wizerunku kandydatów. Kampania symboliczna, zdominowana nie tyle przez samych pretendentów do fotela prezydenckiego, co przez wielkie partie, nie sprzyjała dyskontowaniu atutów osobistych, nawet jeśli - tak jak znajomość języków - mogą one mieć pośredni wpływ na jakość sprawowanej prezydentury.

Jednak to, co w kampanii nie było dla kandydatów problemem, może się nim stać po wyborach. Nawet jeśli rację ma Donald Tusk, który utożsamił urząd prezydenta z żyrandolami, czasami w ich świetle polski prezydent będzie musiał usiąść w towarzystwie swoich zagranicznych gości.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej