„Jurek, co Ty tu robisz?”

Jest styczeń 1989 r. Trwają przygotowania do Okrągłego Stołu. Z władzami PRL ma rozmawiać nie tylko opozycja. stroną jest też Kościół, jako obserwator. Okrągły Stół doprowadzi wkrótce do częściowo wolnych wyborów i niepodległości. I właśnie wtedy dochodzi do niewyjaśnionych do dziś zgonów trzech księży związanych z opozycją: Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca i Sylwestra Zycha.

13.01.2009

Czyta się kilka minut

21 stycznia 1989 r. około godziny 8 rano dwaj funkcjonariusze Dzielnicowego Urzędu Spraw Wewnętrznych Warszawa-Wola otrzymali polecenie wyjazdu na plebanię przy ulicy Powązkowskiej 14.

"Po przybyciu na miejsce - pisał potem w notatce służbowej inspektor Wojciech Z. - jedna z pracownic Zarządu Cmentarza [Powązkowskiego] wskazała nam mieszkanie proboszcza mówiąc, że kościelny - pan Henryk - stwierdził, że w tym mieszkaniu stało się coś niedobrego. Drzwi do mieszkania były otwarte z zamków. Po naciśnięciu klamki przez chusteczkę [drzwi] otworzyły się. Po wejściu do przedpokoju, a następnie do pokoju po prawej stronie przy oknie zauważyliśmy leżący, przewrócony fotel, a przy oknie, głową w kierunku drzwi, mężczyznę w starszym wieku, ubranego w czarną sutannę. Przed obejrzeniem mieszkania podszedłem do leżącego księdza, dotknąłem jego pulsu w przegubie prawej ręki. Był niewyczuwalny. Ciało było zimne. Ręka była sztywna. W międzyczasie ustaliłem, że denatem jest prawdopodobnie tu zamieszkały ksiądz proboszcz obywatel Stefan Niedzielak urodzony w 1914 roku".

Ustalono, że ksiądz nie żył już od kilku godzin.

"Wykluczamy udział osoby trzeciej"

Pierwszą wersją śledztwa, którą władze (jeszcze) PRL próbowały udowodnić za wszelką cenę, była teza o nieszczęśliwym wypadku. W upadku z fotela dopatrywano się jedynej przyczyny śmierci proboszcza z warszawskich Powązek.

Przedstawiciele władz zaczęli tak twierdzić niemal natychmiast. Rzecznik prasowy MSW już kilka dni po odnalezieniu zwłok (i wykonaniu sekcji) powiedział w "Dzienniku Telewizyjnym" - głównym programie informacyjnym (i propagandowym) telewizji - że wyniki badań dotyczące śmierci ks. Niedzielaka "pozwalają na wykluczenie udziału osoby trzeciej, a więc napastnika".

Z kolei w państwowych gazetach - gdzie, niezależnie od istniejącej jeszcze cenzury, działy informacji redagowano wedle wytycznych władz - sugerowano, że ksiądz Niedzielak stał się ofiarą napadu rabunkowego.

Prowadzący wtedy śledztwo funkcjonariusze resortu gen. Czesława Kiszczaka oraz prokurator nie zweryfikowali w żaden sposób sugestii pełnomocników rodziny księdza, aby chociaż sprawdzić, czy ks. Niedzielak był w jakikolwiek sposób inwigilowany przez Służbę Bezpieczeństwa.

W pierwszym śledztwie pominięto też wiele dowodów.

Jego wznowienie w latach 90. doprowadziło do przesłuchań funkcjonariuszy SB, których treść do dziś jest utajniona.

Nikt nie dotarł do autorki anonimowego listu, która prawdopodobnie widziała sprawców (lub ich obstawę) w nocy, gdy zginął ks. Niedzielak.

Nikt nie przekazał prokuratorowi prowadzącemu wznowione i podjęte na nowo śledztwo notatki sporządzonej przez świadka. Był nim pułkownik AK w stanie spoczynku. Nieprzesłuchany w tej sprawie i nieżyjący już od kilku lat Zbigniew J. pisał w niej: "Zwróciłem się do księdza Prałata Stefana Niedzielaka z prośbą o odprawienie Nabożeństwa za dusze zamordowanych moich przyjaciół i kolegów w Katyniu w roku 1940. Ksiądz prałat wyraził zgodę. (...) Ku memu zdumieniu w drzwiach wychodzących na kościół siedziało na krzesłach dwóch mężczyzn niewysokich, krępych, wpatrujących się w księdza odprawiającego nabożeństwo (wielokrotnie bywałem w zakrystii i nigdy przedtem nie widziałem takich »interesantów«). (...). Było to na parę dni przed śmiercią księdza Prałata Stefana Niedzielaka. (...) [Po śmierci księdza] zwróciłem się do znajomego zakrystiana, też bardzo zdenerwowanego, roztrzęsionego. Powiedział, że milicja i SB się tym interesuje, że przesłuchiwane są sprzątaczki i personel cmentarzy, że toczy się ogromne śledztwo. Na moje natarczywe pytania o tych dwóch dziwnych interesantów, odpowiedział, że mogli to być grabarze, murarze czy czekający ludzie na Księdza Prałata. (...) Panie, z którymi rozmawiałem, a które były na tym nabożeństwie, przy opuszczaniu kościoła słyszały, jak dwóch osobników, idących przed nimi, mówiło: dość tego, czas z tym skończyć".

Próba rekonstrukcji

W piątek, 20 stycznia 1989 r., ks. Niedzielak przebywał w swoim mieszkaniu od około godziny 20. Nikt ze świadków przesłuchanych w pierwszym śledztwie po tej godzinie już go nie widział. Prawdopodobnie tego dnia ksiądz był obserwowany przez "nieznanych sprawców" od wczesnego poranka; była to obserwacja prowadzona z dużej odległości, z samochodów.

Kilkanaście minut po godzinie 21 ulicą Powązkowską (obok plebanii, gdzie mieszkał ksiądz) przejeżdżała wraz z mężem autorka anonimowej relacji, wysłanej w 1990 r. do prokuratury prowadzącej wówczas śledztwo. Kobieta napisała w niej, że widziała i zapamiętała charakterystyczne zachowanie mężczyzny, który spacerował niedaleko furtki prowadzącej na podwórko obok wejścia do mieszkania ks. Niedzielaka. Autorka anonimu dosyć dobrze go zapamiętała, bo nawet dołączyła do listu sporządzony przez siebie rysunek.

Czy był to jeden z mężczyzn obserwujących tylko plebanię? Czy też ktoś, kto osłaniał zabójców, którzy mogli wejść do mieszkania księdza prawdopodobnie ok. godziny 20? Ksiądz Niedzielak był wówczas na krótkim spacerze. Miał w zwyczaju podczas wieczornego "Dziennika Telewizyjnego" wychodzić z domu.

W każdym razie sprawcy weszli do mieszkania księdza, używając tzw. uniwersalnego klucza - ekspertyza zamka nie wykazała śladów włamania.

Kiedy ksiądz wrócił do domu, zapewne usiadł w fotelu i zaczął oglądać telewizję. Być może zdrzemnął się w tym fotelu, ustawionym tyłem do wejścia. Sprawcy go zaskoczyli. Możliwe, że ksiądz wstał z fotela i wówczas został uderzony w twarz. Następne ciosy były wymierzone głównie w okolice głowy i klatki piersiowej.

Alternatywna wersja wydarzeń mogła wyglądać tak, że ksiądz został przewrócony wraz z fotelem, osunął się na ziemię i stracił przytomność. Bandyci zaczęli wówczas plądrować mieszkanie.

Jednak ich działania nie miały charakteru rabunkowego. Tylko pozorowały napad. Z mieszkania nie zabrano wartościowych przedmiotów i pieniędzy: ani złotówek, ani dewiz. Zginęły tylko posrebrzane sztućce, niewiele warte.

Być może po kilkunastu minutach ksiądz się ocknął. Leżał pod oknem, obok kaloryfera. Słyszał, że sprawcy są w jego sypialni. Jedną ręką sięgnął w kierunku klucza, który tkwił w zam­ku wbudowanej w ścianę szafy na ubrania. Klucz zgiął się pod wpływem ciężaru. Ksiądz powoli podnosił się z ziemi. Zauważył to jeden z napastników. Szybko zjawił się obok księdza. Stanął za nim, chwycił go za ramiona, kolanem naciskając na kręgosłup, i wprawnym ruchem odgiął głowę ofiary do tyłu.

"Dwa wypadki księży zaangażowanych"

Dwa tygodnie później rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu.

To właśnie wtedy - 6 lutego 1989 r. - wydarzyło się coś, co zburzyło ustalony porządek obrad, a było związane ze śmiercią ks. Niedzielaka oraz drugiego kapłana, ks. Stanisława Suchowolca.

Wydarzenie to po latach wspominali w krótkiej notatce abp Bronisław Dembowski i abp Alojzy Orszulik, uczestnicy obrad z ramienia Kościoła katolickiego: "Po przemówieniu generał Kiszczak przekazał przewodnictwo prof. Findeisenowi, który udzielił głosu Lechowi Wałęsie. Wtedy wstał i niespodziewanie zabrał głos mecenas Siła-Nowicki. W krótkich słowach wezwał do uczczenia minutą ciszy dwóch ostatnio zmarłych kapłanów. Oświadczył, że ich śmierć nie może pozbawić zebranych przy Okrągłym Stole woli porozumienia. Zebrani w milczeniu wstali. Dalsze przemówienia toczyły się bez przeszkód. (...) W trakcie wygłaszanych przemówień Ciosek podszedł do księdza Orszulika pytając, co zrobić z wnioskiem Siły-Nowickiego o uczczenie pamięci zamordowanych księży Niedzielaka i Suchowolca. Stwierdził, że po sali daje się słyszeć szum, dlaczego minutą ciszy nie uczcić także sierżanta Karosa [funkcjonariusz milicji, zginął na początku 1982 r. podczas próby rozbrojenia go przez członków młodzieżowej organizacji konspiracyjnej; patrz portret ks. Zycha na str. V tego dodatku - red.]. Zaproponował wyłączenie tego głosu z transmisji TV. Ksiądz Orszulik przychylił się do tego wniosku z uwagi na to, że wystąpienia Siły-Nowickiego nie było w programie".

Podczas konferencji prasowej rzecznika rządu Jerzego Urbana jedna z dziennikarek zapytała o "minutę ciszy" ku czci księży Niedzielaka i Suchowolca. Urban stwierdził, iż "tworzenie wrażenia, że to były zbrodnie polityczne, które stanowiły jakąś prowokację, są po prostu nieuzasadnione w tej chwili wynikami śledztwa. I nie należy tworzyć takiego wrażenia, mimo że nastąpiły dwa wypadki gwałtownego zgonu dwóch księży politycznie zaangażowanych".

"Grzejnik wywołał pożar"

Wymieniony przez mecenasa Siłę-Nowickiego drugi ksiądz miał w chwili śmierci 30 lat i pracował w Białymstoku.

Jego przełożony ks. Maciej Pawlik tak opisał odnalezienie jego zwłok: "W nocy z 29 na 30 stycznia 1989 roku doszło do tragedii na plebanii w Dojlidach. Siostra Danuta, która pełni rolę gospodyni, gdy wstała około godziny 5 rano, poczuła swąd spalenizny. Na plebanii nie było światła, gdyż wyskoczył główny bezpiecznik. Po pewnym czasie stwierdziła wraz z księdzem Edwardem i księdzem Józefem, że dym wydobywa się z mieszkania księdza Stanisława [Suchowolca]. Po wyważeniu drzwi, które nie stawiały większego oporu, stwierdzono w pierwszym pokoju masę sadzy, ale ognia nie było. W następnym pokoju na podłodze leżał ksiądz Stanisław. Przeniesiono go do kuchni. Lekarz pogotowia stwierdził zgon. Wkrótce przybyła milicja, potem prokurator i członkowie Wydziału Kryminalnego z Komendy Wojewódzkiej Milicji. (...) Wiadomość o tym dramacie rozeszła się po mieście, a także po kraju. Wszyscy są wstrząśnięci tym tragicznym wydarzeniem".

Tego samego dnia zaczęło się śledztwo. Wizja lokalna na plebanii, gdzie znaleziono zwłoki ks. Suchowolca, trwała ponad 12 godzin i w całości została sfilmowana. Zrobiono kilkadziesiąt zdjęć. Wykonano wstępną ekspertyzę w pokoju, gdzie prawdopodobnie zaczął się pożar. Zabrano do dalszych badań odzież księdza i pościel z jego łóżka.

Podczas wizji lokalnej przyjaciele ks. Suchowolca ze środowisk opozycyjnych, którymi się opiekował, sfilmowali własną kamerą wideo zniszczenia, do jakich doprowadził pożar w mieszkaniu księdza. Ta unikalna kaseta okaże się bezcennym dowodem we wznowionym po latach śledztwie.

Pożar w mieszkaniu ks. Suchowolca, który miał spowodować jego śmierć, był dziwny, bo nietypowy. Nie spłonęły książki, meble ani drewniana podłoga. Wiele przedmiotów było tylko nadpalonych. Ściany pokryte były grubą warstwą sadzy.

W uzasadnieniu umorzenia pierwszego śledztwa w roku 1989 czytamy: "Zebrane dowody pozwalają na niewątpliwe ustalenie, iż śmierć księdza Suchowolca była następstwem nieszczęśliwego wypadku, na skutek zapalenia się termowentylatora marki »Farel« [popularnego wtedy grzejnika elektrycznego - red.] włączonego do sieci. Specjalistyczne badania termowentylatora wykonane w Zakładzie Kryminalistyki Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej w Warszawie wykazały, iż przyczyną powstania pożaru było zapalenie się tego urządzenia w trakcie pracy, co skutkowało dalsze rozprzestrzenianie się ognia" [pisownia oryginalna - red.].

Podpalenie, nie pożar

Wkrótce po śmierci ks. Suchowolca na konferencji prasowej Jerzego Urbana dziennikarka amerykańskiej telewizji ABC zapytała: "Panie ministrze, Polskę obiegają ostatnio różne plotki dotyczące tego, że jeden ksiądz stracił życie kilka dni temu, a drugi wczoraj. Są pogłoski o tym, że istnieje jakaś zmowa, jakaś konspiracja przeciwko księżom katolickim. Chciałam prosić pana o wyjaśnienie tego, co pan na ten temat wie, co nam pan może powiedzieć, co zostało ujawnione w czasie dochodzenia w sprawie księdza Niedzielaka i Suchowolca".

Rzecznik rządu odparł: "Nie ma żadnych podstaw, aby przypuszczać, że ktokolwiek kursuje po Polsce i sieje śmierć wobec księży, że istnieje jakaś konspiracja przeciwko księżom. (...) Nie ma żadnych poszlak, aby domyślać się tu czy zakładać prowokację polityczną".

Urban zaprzeczył też doniesieniom agencji Reutera, że w Polsce istnieje lista "150 księży uznanych przez władze PRL za ekstremistów". Ta lista, dodał Urban, "to jest jakaś fantazja". Na pytanie dotyczące zwłok psa należącego do księdza, znalezionych na miejscu rzekomego pożaru, Urban stwierdził: "1 lutego w zakładzie weterynarii w Białymstoku dokonano sekcji padłego psa, który był własnością księdza Suchowolca. Wyniki tej sekcji były zbieżne z wynikami sekcji zwłok ks. Stanisława Suchowolca, to znaczy pies zdechł w wyniku zatrucia tlenkiem węgla". Rzecznik podał tu błędne wyniki badań. Później tej dezinformacji nigdy nie sprostował.

Śledztwo w sprawie śmierci ks. Suchowolca umorzono 16 czerwca 1989 r. z powodu niestwierdzenia przestępstwa.

Dopiero trzy lata później w Centrum Naukowo-Badawczym Ochrony Przeciwpożarowej w Józefowie obalono tezy z prokuratorskiego uzasadnienia z 1989 r. Wykorzystując materiał filmowy milicji oraz ten dodatkowy, nagrany przez przyjaciół księdza, przeprowadzono eksperyment laboratoryjny. Była to próba odtworzenia pożaru w mieszkaniu księdza w zainscenizowanym pomieszczeniu. Chciano ustalić jego rzeczywistą przyczynę.

W pierwszej wersji śledztwa z 1989 r. założono, że źródłem zaprószenia ognia był grzejnik stojący pod drewnianą ławą-stolikiem. Teraz ustawiono go więc w tym samym miejscu, w którym stał w mieszkaniu księdza - i podpalono.

Okazało się, że gdyby pożar był wynikiem awarii grzejnika, ława spaliłaby się całkowicie, a ogień ogarnąłby całe pomieszczenie. Ale w mieszkaniu księdza spłonęły tylko zasłony, a fotele zostały nadpalone.

Eksperyment wykazał, że źródłem powstania pożaru musiał być nie grzejnik leżący pod ławą-stolikiem, lecz blat stolika, przykryty serwetą i zapewne nasączoną jakąś palną cieczą. Bo pożar trwał krótko, temperatura powietrza w pomieszczeniu wynosiła około 300 stopni Celsjusza.

Eksperyment wykazał, że nie był to wypadek, lecz podpalenie.

Mężczyzna na chodniku

Były też inne dowody, które w 1989 r. zignorowano. Podczas sekcji zwłok ks. Suchowolca biegły lekarz stwierdził, jak czytamy w jej protokole, "podbiegnięcia w górnej części klatki piersiowej, które mogły powstać od zadziałania narzędzia twardego, tępokrawędzistego". W prokuratorskim umorzeniu określono je jako "drobne".

Świadkowie, którzy odnaleźli ciało księdza, twierdzili, że leżało ono na podłodze owinięte w kołdrę. Obrażenia na ciele nie mogły więc być spowodowane upadkiem. Na zdjęciu zrobionym w prosektorium było widać, że stopy księdza nie były pokryte sadzą. To mogło świadczyć, że ksiądz nie mógł się wyswobodzić. Nad nim szalał ogień. Parzył i nie pozwalał oddychać. Ksiądz umierał.

Na pogrzeb ks. Suchowolca poza delegacjami Solidarności z całego kraju przybyło wielu kapłanów. Wśród nich także ks. Sylwester Zych. Był przyjacielem zmarłego.

Kilka miesięcy po pogrzebie ks. Zych nagrał na taśmie magnetofonowej wspomnienie o przyjacielu. Opowiedział też swój sen: "Mój Przyjacielu, w noc Twojej śmierci śniłem, że w moim mieszkaniu jest zebranie. Pomiędzy mną a kimś było wolne krzesło. Widzę Jurka [Popiełuszkę], który otwiera drzwi i podchodzi do nas. A ja mówię: »Jurek, co Ty tu robisz?«. A on, nic nie mówiąc, zajął wolne krzesło, które dzieliło mnie z tym kimś, którego rano nie mogłem przypomnieć sobie. Później otrzymałem telefon, że nie żyjesz. Uświadomiłem sobie, że to Jurek przyszedł do Ciebie i po Ciebie. A ten ktoś, to byłeś Ty".

W notatce służbowej z 13 lipca 1989 r. prokurator prowadzący śledztwo w sprawie zgonu mężczyzny znalezionego w Krynicy Morskiej dwa dni wcześniej pisał: "W dniu dzisiejszym około godziny 12 zostałem telefonicznie powiadomiony przez kapitana z Wydziału Kryminalnego Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Elblągu, że nieznane zwłoki zmarłego w Krynicy mężczyzny prawdopodobnie należą do Sylwestra Zycha".

Zaczęło się śledztwo w sprawie trzeciego już tajemniczego zgonu księdza związanego z opozycją w roku 1989. Przesłuchiwano świadków. Jeden z nich zeznał, że 11 lipca 1989 r. około 2 w nocy "w okolicach dworca autobusowego przy ulicy Gdańskiej w Krynicy Morskiej, na chodniku obok budynku kas biletowych" zobaczył leżącego mężczyznę. Świadek zadzwonił na pogotowie, "które przyjechało po około 5-10 minutach. Po próbie ratowania człowieka, która trwała kilka minut, lekarka stwierdziła zgon".

Napad w Warszawie

Za przyczynę zgonu ks. Zycha uznano zatrucie alkoholem. W jego krwi stwierdzono wysokie jego stężenie: 4,3 promila. Była to dawka śmiertelna. Jednak znajomi i rodzina księdza twierdzili, że nie nadużywał on alkoholu.

Cztery dni od znalezienia zwłok państwowa (ciągle jeszcze) telewizja wyemitowała po "Dzienniku" program z udziałem pracowników z baru "Riwiera" w Krynicy Morskiej; byli to także świadkowie w śledztwie. W reportażu telewizyjnym - zrealizowanym na zlecenie ówczesnego prezesa telewizji Jerzego Urbana - świadkowie mówili, że ks. Zych w ciągu trzech godzin wypił nieprawdopodobnie dużą ilość wódki. Publiczne zdyskredytowanie księdza - na kilka dni przed jego pogrzebem - przypominało zabiegi propagandowe z lat 80. (np. ataki na Kościół podczas procesu esbeków oskarżonych o uprowadzenie i zabójstwo ks. Popiełuszki).

W śledztwie dotyczącym tragicznej śmierci ks. Zycha ustalono: 10 lipca 1989 r. około godziny 9 rano ksiądz został podwieziony samochodem przez nauczyciela z Braniewa na przystań we Fromborku. Nie wiemy, czy wsiadł na statek spacerowy do Krynicy. Barmani z "Riwiery" twierdzili, że widzieli księdza pijącego wódkę od mniej więcej godziny 22. Co ksiądz robił przez wcześniejsze godziny? Wiadomo, że wybierał się do Gdańska, gdzie 11 lipca miał uczestniczyć w spotkaniu z prezydentem USA George’em Bushem. Ale tam nie dotarł.

Kilka miesięcy przed śmiercią, w końcu marca, ks. Zych wracał wieczorem z teatru. Został napadnięty. Kilku nieznanych mężczyzn zaciągnęło go do bramy, rozebrało i próbowało siłą napoić alkoholem. Bandytów spłoszyła dziewczyna, która odwiozła księdza do domu. Przebieg napadu był nietypowy: napastnicy, zamiast ofiarę pobić i obrabować, poili ją alkoholem. Czy była to próba generalna przed wydarzeniami z Krynicy?

W każdym razie nocą z 10 na 11 lipca 1989 roku obok dworca PKS w Krynicy Morskiej znaleziono nieprzytomnego księdza i zaczęto jego reanimację. Na kilka godzin przed jego śmiercią barmani z "Riwiery" podobno widzieli go w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Na podstawie ich zeznań sporządzono rysopis tego człowieka.

Nigdy go nie odnaleziono.

Ciąg dalszy trwa: śledztwa po latach

W sprawie niewyjaśnionych do dziś zgonów trzech księży w 1989 r. są ponownie prowadzone śledztwa.

Z informacji, które udało się nam uzyskać, wynika, że najbliżej ustalenia prawdy - i ewentualnego skierowania aktu oskarżenia do sądu - jest w przypadku śledztw dotyczących śmierci księży Niedzielaka i Suchowolca. Jest pewne, że ci dwaj kapłani zostali zamordowani. Być może w śledztwach dotyczących ich śmierci są już - lub też wkrótce będą - podejrzani. Być może teraz prowadzone są wobec podejrzewanych osób działania - także operacyjne - które przybliżą nas do prawdy. Być może poznamy motywy działań zabójców. I będziemy wiedzieć, czy zabójstwa księży Niedzielaka i Suchowolca miały wyłącznie motyw kryminalny, czy polityczny. I komu lub czemu miały służyć.

Nadal najbardziej tajemniczą z tych trzech spraw jest śmierć ks. Sylwestra Zycha.

Podczas pisania tekstu korzystałem z materiałów ze śledztw prowadzonych na przełomie lat 80. i 90., z archiwów prasowych ("Trybuny Ludu", "Rzeczpospolitej", "Gazety Wyborczej") oraz książek: "Raport Rokity. Sprawozdanie Sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do Zbadania Działalności MSW" (Kraków 2005) i Peter Raina "Droga do Okrągłego Stołu. Zakulisowe rozmowy przygotowawcze" (Warszawa 1999).

PIOTR LITKA jest dziennikarzem i reporterem telewizji TVN, reżyserem cyklu trzech filmów dokumentalnych o księżach Niedzielaku, Suchowolcu i Zychu oraz tajemnicy ich śmierci. Płyta DVD z tymi filmami zostanie dołączona do kolejnego numeru "Tygodnika".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2009