Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Judasz mógł wtedy siedzieć cicho i z miną niewiniątka udawać, że nie ma pojęcia, o co chodzi; w szczególności zaś że nie wie, co może znaczyć słowo "zdrada". Tymczasem w tamten wieczór nie przyjął teatralnej pozy, tylko odważnie zapytał: "Czy to nie ja?", odnosząc ogólne uwagi o zdradzie do swych czynów.
Jego życiowa tragedia wyraziła się w tym, że zwątpił, iż kochający Chrystus potrafi także przebaczać. Zapomniał o Bożym miłosierdziu i wybrał skrajną formę autoagresji. W swoim zagubieniu jawi się jako postać tragiczna, jakże różna od tych, którzy w podobnej sytuacji potrafiliby wykazać, że wszystkiemu winien jest Jezus, bo nie spełnił społecznych oczekiwań politycznego wyzwolenia Izraela.
Po wyjaśnieniu obciążającym Jezusa można by jeszcze wykorzystać czas na udzielanie wywiadów, z których wynikałoby, że winę ponosi także korporacja apostołów usiłująca zamiatać pod dywan wiele bolesnych prawd. Jej priorytety najwymowniej ujawniło wesele w Kanie, kiedy to bardzo szybko zabrakło wina. Ubliżanie elitom narodowym, gloryfikowanie Samarytan czy wyrozumiałość dla egzaltowanych siostrzyczek z Betanii też musi mieć racjonalną granicę. Bez radykalnej reformy całego grona nic się nie da zrobić i nie ma nawet najmniejszych szans na skuteczne głoszenie Ewangelii.
W tej perspektywie otrzymalibyśmy nową postać uwspółcześnionej "Ewangelii według Judasza", utrzymaną w formie wywiadu rzeki. W jej sterylnie oczyszczonym słownictwie ani raz nie pojawiłoby się słowo "wierność".