Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli dokonujemy porównań, czynimy to powodowani bezradnością. Kiedy mówimy, że ktoś ma oczy niebieskie jak niebo, to chcemy w ten sposób wyrazić zachwyt niemożliwym do opisania pięknem tych oczu, a właściwie urokiem ich właściciela. Natomiast porównywanie Jezusa do króla chybia celu. Jeśli już, to prawdziwsze będzie powiedzenie, że jakiś król w swoim stylu myślenia i działania ma coś z Boga.
Najczęściej wyobrażamy sobie króla jako tego, który wszystko może. Wystarczy, że kiwnie palcem – albo berłem – a natychmiast słudzy i rycerze wykonają jego rozkaz. Dlatego, wyobrażając sobie Jezusa jako króla, przebieramy Go w królewskie purpury i gronostaje, nakładamy Mu na głowę potrójną koronę, jedną rękę obciążamy berłem, drugą jabłkiem – i aż dziw, że pod królewską kapą nie ukrywamy miecza. Sadzamy Jezusa na tronie i bijemy przed Nim pokłony, ale jak się lepiej przyjrzeć tej dworskiej liturgii, rodzą się wątpliwości. Czy przed Jezusem pochylam głowę, czy może przed sobą?
Przypomnijmy sobie, kiedy to chciano Jezusa obwołać królem. Po nakarmieniu wielotysięcznego tłumu: „Jezus zaś widząc, że chcą przyjść i porwać Go, aby obwołać królem, sam jeden odszedł znowu na górę”. Reakcja ludzi najpierw głodnych, a potem sytych, jest zrozumiała. Dobrze byłoby mieć takiego cudotwórczego władcę, który za pomocą pstryknięcia palcami potrafi poddanym zapewnić obfitość dóbr wszelakich. Jezus jednak od takich sztuczek ucieka jak najdalej („odszedł znowu na górę”).
Mamy lipiec, środek wakacji. Wielu z nas – w tym roku to ponoć „mniejsza połowa” – wyleguje się na plaży lub zwiedza świat. Tymczasem za kilka dni będziemy obchodzić Narodowy Dzień Pamięci Powstania Warszawskiego. Kiedy się zestawi owe słoneczne plaże z wojskowym cmentarzem na Powązkach, żyć się człowiekowi odechciewa. Pomordowani też chcieli żyć – zdobyć wykształcenie, zawód, zakochać się, założyć rodzinę. Nie chcieli niczego nadzwyczajnego, tylko tego, czego i my chcemy. Ich marzenia nie spełniły się, bo inny człowiek poczuł się królem na miarę Boga – i zamiast chlebem, nakarmił ich śmiercią.
Nie spełniły się marzenia pomordowanych. Przeciw takiemu postawieniu sprawy powinniśmy się jednak buntować. Nie chcemy przecież pasożytować na ludzkim nieszczęściu. A tak właśnie by się działo, gdyby śmierć oznaczała unicestwienie. Rozum i serce domagają się zatem innego spojrzenia na życie, na udział w życiu Jezusowego spojrzenia. „Według przesłania Jezusa – pisze Leszek Kołakowski – Królestwo istnieje, i to jedyny powód, dla którego życie nie jest z konieczności porażką. Jeśli Królestwo nie istnieje, to życie jest przegraną – zawsze, w każdym wypadku”. Nie odsyłajmy więc nikogo w zaświaty, do krainy cieni czy nawet nieba. Pozwólmy zmarłym żyć tutaj z nami. ©