Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oba teksty, pieśń i cytat ze św. Łukasza, przypomniały mi się nie tylko nad lekturą poprzedniego numeru mojego pisma, ale i wcześniej, podczas oglądania telewizyjnych migawek z pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Przypomniały mi się, niestety, przez kontrast. Bo w migawkach widać było także ludzi dalekich od uczuć wspólnoty. Ludzi wojowniczych. Agresywnych. Broniących się przed "obcymi". Spiker podkreślał, że żadne kamery prócz własnych toruńskich nie miały wstępu na błonia jasnogórskie. Ludzie wiedzieli o tym i pomagali bronić wstępu, dorzucali epitety, osądy. Atmosfera była gorąca, konfrontacyjna. Prawie widziało się te bariery dzielące jednych od drugich. Także w "Tygodnikowym" reportażu z toruńskiej Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej wracał ten sam motyw: odmowa kontaktu, zrywanie rozmowy. "Z wami - nie warto". Gdzie wychodzenie sobie naprzeciw? Przekonanie, że ludzi może coś łączyć nawet gdy niejedno dzieli? Nadzieja na porozumienie?
Jednym z najdziwniejszych dla mnie gatunków publicystycznych w mediach toruńskich (a dotyczy to zarówno radia, jak telewizji i "jedynego polskiego" pisma codziennego) są długie genealogie wyprowadzane dla postaci negatywnych. Genealogie koniecznie też negatywne. Kto jest przypisany do obcego świata wartości, kto nie zasługuje na etykietę "polski" i "katolicki", ten, okazuje się, ma także wśród przodków ludzi godnych krytyki albo i potępienia. Cykl nosi tytuł "Czerwone dynastie" i ma się niebawem ukazać w wydaniu książkowym.
Odbiorcy mediów i szkoły toruńskiej zapewne tworzą "jedną wielką rodzinę", jak napisał ks. Adam Boniecki. Zapewne, w przekonaniu wielu naszych księży biskupów, pełnią misję ewangelizacyjną. Jednakże misji tej częścią, nie mniej integralną niż modlitwa i gorące uczucia religijne i patriotyczne, jest rozbudowana i ugruntowana świadomość posiadania wrogów, nieustannie zagrażających. A wrogowie ci mają nazwiska, imiona i twarze. I można być pewnym, że ktokolwiek z nich zjawiłby się w jakiejkolwiek radiomaryjnej wspólnocie, nie tylko nie zostałby przyjęty podaniem rąk, lecz odtrącony, a przedtem uderzony słowem osądzającym. Świat ewangelizacji według szkoły toruńskiej ma dwie strony, jak medal, i obie jednakowo własne. Ręce wiążą swoich. Wspólnota jest tylko wewnątrz. To, że wielu idealistów życia religijnego w Polsce uparcie tego nie widzi, skupiając się na jednej tylko, jasnej stronie obrazu, jest coraz trudniej zrozumiałe.