Jeden z nas

W wielu miejscach globu panuje radość ze zwycięstwa Obamy. Ale największą euforię wybór pierwszego czarnego prezydenta w historii USA wzbudził w Kenii - ojczyźnie jego przodków.

10.11.2008

Czyta się kilka minut

To była długa noc w Kogelo, gdzie spoczywa ojciec Baracka Obamy i gdzie w wyborczy wieczór rodzina zgromadziła się wokół 86-letniej Sarah, babci senatora z Illinois, oraz wokół wielkiego telewizora. Telewizor podarował jeden z kenijskich domów medialnych. Razem z generatorem, bo w tej wsi w zachodniej Kenii prądu nie ma prawie nikt. Rodzina i mieszkańcy trwali więc godzinami na niewygodnych plastikowych krzesłach, okutani w płaszcze przeciwdeszczowe, niewielką dającę ochrony przed strugami tropikalnego deszczu.

Ale gdy nadchodzi wieść, że Obama wygrał, cała wieś zapomina o deszczu - euforia nie ma granic. - Obama to także nasz prezydent - woła Roselin, wieśniaczka z Kogelo. - Bóg wysłuchał naszych modlitw, to dzień radości!

Śpiewając i modląc się chóralnie, wieś rusza w taneczny pochód, który kończy się dopiero, gdy słońce stoi już wysoko na niebie. - Tak się cieszę, że aż się boję, czy moje serce to wytrzyma - babcia prezydenta-elekta Stanów Zjednoczonych promieniuje radością, gdy po pochodzie-procesji staje naprzeciw dobrych kilku setek dziennikarzy z całego świata, którzy zjechali do Kogelo. - Mój wnuk kocha ludzi tak samo jak jego ojciec, dlatego został wybrany - Sarah Obama jest tego pewna. - On ciężko pracuje i jest dobrym chrześcijaninem.

Nie tylko w Kogelo miniona środa była dniem świętowania. Przede wszystkim w Kisumu, największym mieście na zachodzie kraju, już wczesnym rankiem na ulicach rozbrzmiał koncert klaksonów. W Kibera, największej dzielnicy stołecznych slumsów, świętowali zwłaszcza członkowie plemienia Luo, wywodzący się z zachodniej Kenii. Natomiast plac przed Centrum Kogresowym w centrum Nairobi, gdzie zbudowano wielki ekran telewizyjny, zapełniał się niespiesznie. - My, Kenijczycy, od czasu zamieszek i pogromów na początku tego roku boimy się polityki, nawet jeśli ma ona miejsce gdzieś daleko - tłumaczy powściągliwość mieszkańców centrum stolicy Ezechiel Mirera, który po nocy spędzonej przez telewizorami w kolejnych knajpach wylądował w końcu około piątej rano na prawie pustym placu przed Centrum Kongresowym. Ale dwie godziny później święto zaczyna się również tutaj. - Jeden z nas jest teraz najpotężniejszym człowiekiem świata! - woła nastoletni zwolennik Obamy, a jego współtowarzysze gwiżdżą, ile sił w płucach.

To, że prezydent Mwai Kibaki ogłosi czwartek dniem wolnym od pracy, dniem narodowej radości, jest już niemal tylko formalnością. Wieczorem we wszystkich większych knajpach i dyskotekach zaczynają się huczne zabawy, które potrwają całą noc. - I tak nikt by nie poszedł następnego dnia do pracy - powiada Salomon Adede, menedżer w "Grand Regency", największym hotelu w Nairobi. Także jego hotel planuje "potężne przyjęcie".

Miniona środa była dniem radości także w Ghanie, Liberii, Tanzanii i innych państwach Czarnej Afryki, choć w porównaniu z Kenią świętowano tam spokojnie. Tutaj "syn marnotrawny" - jak kenijska prasa ochrzciła Obamę - cieszy się specjalnym statusem. Ale bez wątpienia przywódcy wszystkich krajów Afryki czekają teraz z napięciem, jak będzie wyglądać polityka nowego prezydenta USA wobec kontynentu, z którego pochodził jego ojciec.

Fakt, że Obama zapowiedział już, iż będzie zwracać większą uwagę na Afrykę także w kontekście demokracji i praw człowieka, nie wszystkim się podoba. Zwłaszcza sojusznicy Stanów w "walce z terrorem" - spośród których wielu rządzi autorytarnie - mają powody do obaw, że bezkrytyczne poparcie i pomoc Stanów teraz mogą się skończyć. - Być może niektórzy woleliby, żeby Obama nie zainteresował się zbytnio ich krajami i okazał się ignorantem w sprawach Afryki - sądzi pracownica ONZ-owskiej komisji ds. Afryki.

Wiadomo już, jak będzie wyglądać pierwszy test Obamy: misja ONZ w sudańskim Darfurze czeka z utęsknieniem na śmigłowce, które amerykański rząd obiecał jej jeszcze przed rokiem. Wielka jest nadzieja, że Obama przyspieszy wysłanie kosztownego sprzętu.

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2008