Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Większość ludzkości trawi laktozę, zawarty w mleku cukier, tylko w niemowlęctwie. Później produkcja laktazy – enzymu odpowiedzialnego za jego metabolizm – gwałtownie spada. Po spożyciu surowego mleka laktoza trafia wtedy do jelita grubego, gdzie ściąga wodę oraz staje się pożywką dla bakterii jelitowych. Efekt: gazy, wzdęcia, biegunka.
U wielu jednak społeczności w Europie, zwłaszcza północnej, oraz niektórych w Azji i Afryce pojawiła się mutacja, wskutek której laktaza wytwarzana jest też w dorosłości. Dotąd uważano, że zdolność ta wyewoluowała za sprawą udomawiania zwierząt w neolicie. Ich mleko stało się obfitym źródłem energii – laktaza rozkłada laktozę do galaktozy i glukozy, a ta jest paliwem mięśni – oraz wapnia. Neolityczni pasterze tolerujący laktozę mieli większe szanse przetrwania i wydania potomstwa.
Ale według autorów publikacji, która właśnie ukazała się w „Nature”, samo picie mleka to za mało, by pchnąć ewolucyjną machinę. Przebadali oni tłuszcze zachowane na ok. 7 tys. fragmentów ceramiki z ostatnich 9 tys. lat i zestawili z analizą 1293 ludzkich genomów z tych samych czasów. Okazało się, że już 7 tys. lat p.n.e. mleko było codziennym pokarmem, choć tolerancja laktozy upowszechniła się tysiące lat później. Co więcej, ślady jej upowszechniania pokrywają się z archeologicznymi świadectwami okresów plag i głodu.
Dopiero ten zbieg czynników uruchomił ewolucję. Otóż zwykła biegunka w obliczu niedożywienia i choroby grozi śmiertelnym odwodnieniem. Tolerujący laktozę Europejczycy mogli złe czasy przeżyć i przekazać swój mleczny gen. ©℗