Jak wynaleźć koło

Czasami geniusz nie polega na tym, żeby wymyślić coś zupełnie nowego, lecz by spojrzeć na przedmiot tak powszechny, że aż niewidzialny. I dostrzec, jak fatalnie jest zaprojektowany.

30.06.2014

Czyta się kilka minut

Sir James Dyson, 5 lutego 2014 r.    / Fot. Adrian Sherratt / DYSON LTD
Sir James Dyson, 5 lutego 2014 r. / Fot. Adrian Sherratt / DYSON LTD

Na pierwszy rzut oka przedmiot wyłaniający się z opublikowanych właśnie rysunków technicznych wygląda jak nieślubne dziecko walkmana, zestawu słuchawkowego dla pracowników call center i jubilerskiego monokla. Zakończony słuchawkami pałąk, niewielki kawałek szkła umieszczony na wysokości oka i długi mikrofon – połączone plątaniną kabli z czymś przypominającym elektroniczny zegarek i z minikomputerem wyglądającym jak kieszonkowy odtwarzacz kaset z lat 90. Brzydactwo. Ale to tylko wczesny prototyp, tutaj nikomu – jeszcze – nie zależało na urodzie. Liczyło się to, co to urządzenie mogło zrobić. A wyprzedziło swoją epokę o przynajmniej 10 lat.

Ów dziwaczny gadżet to Halo. Miał być przenośnym komputerem, który stale wyświetlałby informacje na ekranie przed oczami użytkownika. Komputer miał być sterowany głosem i panelem dotykowym umieszczonym, jak zegarek, na nadgarstku. Miał pozwalać użytkownikowi pisać wiadomości czy używać nawigacji. Słowem, miał być wszystkim tym, czym dzisiaj zamierza stać się Google Glass. Tyle że brytyjscy inżynierowie pod kierunkiem Jamesa Dysona pracowali nad urządzeniem dekadę przed tym, jak Google ogłosił powstanie swojego wynalazku.

Ale Dyson uznał wówczas, że choć projekt jest ciekawy, to przynajmniej na razie nie znajdą się na niego chętni – i zabrał się za inne projekty. Okulary trafiły na półkę.

Zaczęło się od taczek

Halo to jeden z setek projektów powstających w „fabryce wynalazków”, którą, trochę na wzór Thomasa Edisona, zorganizował w małomiasteczkowej Anglii James Dyson – klasycznie wykształcony malarz, który poświęca życie na pracę nad przedmiotami, które trudno by było umieścić w galerii sztuki. Wynalazca, który z łatwością przerzuca się z problemu na problem, który stale usprawnia nawet to, co już wydawało się osiągnąć doskonałość. Dla codziennych przedmiotów jest tym, kim Steve Jobs był dla komputerów i telefonów.

Jest wysoki, chudy i dobija siedemdziesiątki, ale w oczach ciągle ma błysk dzieciaka, które dostało najlepszą zabawkę świata i postanowiło ją zdemontować, żeby zobaczyć, jak działa. Słynie z tego, że nie da się z niego wydusić ani słowa o tym, nad czym aktualnie pracuje. Ale o przeszłości i o samym procesie tworzenia opowiada bardzo chętnie.

„Jeśli coś, co zbudowałeś, nie działa, uczysz się na swoich błędach. Jeśli działa – nie wynosisz z tego żadnej lekcji. Nie idziesz do przodu. Mogę powiedzieć, że wszystko, co zrobiłem w życiu, było błędem. Wszystko się psuło. Tak wygląda moje życie od 42 lat” – mówił w wywiadzie udzielonym „Guardianowi”.

Gdy miał 27 lat, pomagał w remoncie domu brata. Do furii doprowadzały go zwyczajne taczki – wąskie kółko grzęzło w błocie, stalowy korpus obijał świeżo pomalowane ściany. Kto inny po prostu przekląłby urządzenie i brnął dalej przez rozkopany ogródek. Dla Dysona problemy były natchnieniem. Więc – zaprojektował od nowa koło.

Zamiast wąskiego kółka, jego taczki poruszały się dzięki szerokiej piłce, która nie zapadała się w grząskiej ziemi i pozwalała manewrować na placu budowy. To był jego pierwszy komercyjny produkt: Ballbarrow; kopiowany przez innych i produkowany do dziś, nie przyniósł mu fortuny, ale pchnął na właściwą drogę.

Inżynier składa odkurzacz

„Wynalazcy towarzyszy chór jęków zawodu, przerywany odgłosami walenia pięścią o ścianę i drapania w głowę – pisał Dyson w felietonie na łamach magazynu „Wired”. – To, że powstaniu wielkich wynalazków towarzyszy okrzyk »aha!«, jest mitem. Postęp bierze się wyłącznie z nauki na własnych błędach”.

A sam popełniał mnóstwo błędów. W jednym z przypadków – dokładnie 5126.

W pięć lat po wynalezieniu na nowo taczek zabrał się za przebudowywanie jednego z najpospolitszych produktów techniki XX wieku: odkurzacza. Chce zbudować– najpierw na własne potrzeby – urządzenie, które nie będzie stwarzało problemów z zapchanymi workami czy filtrami, i które po latach będzie pracowało równie dobrze, co w pierwszym dniu użytkowania. Wkrótce wpadł na właściwy trop: „cyklon” szybko wirującego powietrza, który odsiewa pył i brud jak wirówka.

Ale pomysł to jedno, zaś zbudowanie produktu, który trafi na rynek, to coś zupełnie innego. Zajęło mu to, bagatela, 15 lat pracy.

„Kiedy budowałem prototyp numer 15, urodziło się moje trzecie dziecko. Przy numerze 2627 musieliśmy z żoną zacząć solidnie oszczędzać. Gdy powstawał numer 3727, moja żona zaczęła udzielać lekcji malowania, żebyśmy mieli z czego żyć. Ale każda klęska przybliżała mnie do rozwiązania problemu” – pisał.

Prototyp numer 5127 okazał się przebojem. Dyson na wymyśleniu od nowa czegoś tak pozornie oczywistego zarobił miliardy. I poświęcił się przeprojektowywaniu rzeczywistości ze zdwojoną pasją.

Stworzył własne laboratorium, zatrudnił kilkuset inżynierów. Do dziś każdy nowo zatrudniony w jego firmie człowiek w pierwszym dniu pracy musi... złożyć odkurzacz z części. „Nawet jeśli są dyrektorami, i tak muszą to zrobić – tłumaczył Dyson. – To daje im wiarę w naszą technologię. Po prostu wiedzą, co jest w środku”.

Tu nie ma techników, inżynierowie własnoręcznie budują wszystko to, co zaprojektowali. I mają niemal wolną rękę w zajmowaniu się projektami, które nie dają jeszcze wielkich nadziei na zarabianie pieniędzy. Bo nawet jeśli skomputeryzowane okulary, wodorowe ogniwa paliwowe czy mikrosilniki elektryczne nie przydają się dzisiaj, to za pięć czy dziesięć lat wiedza, którą zdobyto podczas pracy nad nimi, może zaowocować czymś, na czym firma zarobi miliardy. Na półkach leżą projekty nowatorskich filtrów do silników Diesla, pralek z przeciwbieżnymi bębnami, i setek innych urządzeń, które nie trafiły w swój czas. Ale może się go doczekają.

„Inwestujemy teraz w robotykę. Opracowujemy systemy wizyjne dla robotów, uczymy je widzieć i rozumieć swoje otoczenie” – mówił Dyson na łamach „Harvard Business Review”. – „Pracujemy nad robotami od15 lat. Idzie nam wolno, ale to bardzo ambitny projekt”.

Pożytki z desperacji

Jest jeszcze jeden ambitny projekt, na realizację którego Dyson wydaje miliony ze swojej prywatnej fortuny: uczenie dzieci kreatywności. Jego fundacja wspiera w brytyjskich szkołach programy, które uczą dzieci, jak rozwiązywać inżynierskie problemy w nowy, nieoczekiwany sposób. Robi to, żeby ktoś przejął kiedyś po nim rolę szalonego wynalazcy.

„Kiedy po zbudowaniu 5126 prototypów prototyp numer 5127 wreszcie działa, natychmiast tracę nim zainteresowanie – opowiadał w jednym z wywiadów. – Nie kupuję butelki szampana, nie świętuję, zajmuję się czymś następnym. To bardzo stresujące, ale przynosi też ogromną satysfakcję. Poświęcasz swój czas na próby zrozumienia, dlaczego coś nie działa. I czasami w akcie desperacji robisz coś nie tak, coś, czego nie ośmieliłby się zrobić ktoś z większą wiedzą. I może to rozwiązanie też nie działa do końca dobrze, ale kieruje cię na zupełnie nową ścieżkę. To ekscytujące, ma to w sobie coś z ducha pionierów. I pewnie jest w tym element ślepego uporu”.


WOJCIECH BRZEZIŃSKI jest dziennikarzem Polsat News, gdzie prowadzi autorski program popularnonaukowy „Horyzont zdarzeń”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2014