Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zamykanie granic, dzielenie obywateli Unii na tych, którzy mieli szczęście dostać się do domu, i tych, którzy utknęli na granicach. W tle widzimy walkę rządów o zakup środków ochronnych i wyścig na pakiety finansowe dla ratowania gospodarek. Powstaje wrażenie, że każdy sobie i na własny rachunek. W efekcie jedynym „porządnym” miałyby być władze chińskie, choć to one – długo tuszując epidemię – są głównym odpowiedzialnym za wybuch światowej pandemii. Teraz robią na niej interes polityczny i gospodarczy. I Rosja, która śle na pomoc Włochom „osiem brygad medycznych” w nadziei, że po kryzysie Rzym się zrewanżuje... Czy to koniec świata, jaki znamy? I koniec Unii Europejskiej?
Nie. Jest to natomiast, a raczej powinien być (co oznacza, że nie musi), koniec złudzeń o funkcjonowaniu współczesnego świata. Także integracji europejskiej, która nie jest oderwanym od rzeczywistości procesem, lecz częścią naszego życia. Oczekujemy od Brukseli pomocy, gdy państwa same sobie nie radzą. Ale te same państwa nie chcą nie tylko zrzec się części suwerenności na rzecz organów Wspólnoty, lecz i ze sobą współpracować. Ich egoizm jest funkcją społecznych egoizmów. Solidarności łatwiej żądać od innych, niż ją okazywać. Czy chodzi o finanse dla Grecji, przyjęcie uchodźców czy dzielenie się deficytowymi towarami w czasie epidemii – rządy działają wedle prostej zasady: czy ludzie nas za to nagrodzą, czy przeklną? Dlatego w czasie umownego pokoju nie chcemy więcej Europy, bo jawi się nam jako zagrożenie dla naszego stylu życia i tożsamości. A w czasie kryzysu zdziwieni odkrywamy, że Europa jest jak cesarz bez szat. Tymczasem ochrona granic, polityka zdrowotna, zagraniczna i obronna – to kompetencje narodowe. I jest szereg powodów, by takimi pozostały.
Jeśli z obecnego kryzysu płynie jakiś wniosek dla przyszłości Unii, to taki: potrzebujemy w Europie nowej umowy politycznej, która jasno określi, czego możemy oczekiwać od instytucji Unii, a czego od instytucji narodowych. Spodziewane załamanie gospodarcze przyniesie nam bowiem kolejną falę rozczarowań, że opowieść o Europie nie jest tożsama z Europą, którą widzimy. Nasze poczucie rozdźwięku zawsze będzie jednak mniejsze od tego, którego doświadczają Chińczycy czy Rosjanie, słuchając swoich narodowych opowieści.