Jak to na wojence ładnie

Z Ośmiu Błogosławieństw wynikałoby, że jedną z najwyżej premiowanych w boskim porządku postaw jest wprowadzanie pokoju.

20.06.2016

Czyta się kilka minut

Szymon Hołownia /  / Fot. Marek Szczepański dla „TP”
Szymon Hołownia / / Fot. Marek Szczepański dla „TP”

Jezus mówi: „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, bo oni będą nazwani synami Bożymi”. Tytuł „Syna Bożego” zarezerwowany był zaś dla Mesjasza, i choć ten piszemy wielką, a tamten małą literą, tak czy siak chodzi o syna, a więc ci, którzy zajmują się łączeniem, a nie dzieleniem, stają ramię w ramię z samym Bogiem.

Trudno się dziwić. Jeśli Bóg jest Ojcem siedmiomiliardowej rodziny, naprawdę ze szczerą wdzięcznością musi patrzeć na te dzieci, które próbują koić, a nie rozdrażniać, rozmawiać, a nie montować kolejne podwórkowe armie. Wiem, że czasy mamy wzmożone, na piedestale stawia się dziś raczej tych, co bohatersko walczyli w różnych wojnach, a nie tych, co (równie bohatersko) stawali (i stają) na głowie, by wojny nie musiały wybuchać. Wszystkim, którym grają pod czaszką bitewne surmy, którzy smarują karabiny i publikują elaboraty o tym, jak pięknie jest umrzeć za Ojczyznę, warto chyba wciąż przypominać, że póki tylko się da – warto też dla niej żyć.

Nie ma pięknych wojen. Wojna to nie weekend spędzony na ganianiu z kolegami po lasach i organizowaniu musztry oraz ćwiczeń strzeleckich. Jak to wygląda nie w chłopięcych fantazjach, lecz w realu, można zobaczyć na oddziałach leczących weteranów misji wojskowych na Bliskim Wschodzie czy w Afganistanie. Ja kilka dni temu znów mogłem to zobaczyć w Troicko-Siergijewskiej Ławrze, sanktuarium mojego patrona, prawosławnego i katolickiego świętego, Sergiusza z Radoneża. Podczas porannej liturgii, zaczynającej się o 5.30 i trwającej trzy godziny, parę metrów przede mną, na rybackim stołeczku siedział dwudziestoparoletni chłopak w dresie z napisem „Siły Zbrojne Rosji”. Pewnie weteran którejś z obecnych strasznych rosyjskich wojen. Wyraźnie poharatany, z ograniczoną sprawnością ruchową, mniej więcej co pół godziny leciał z hukiem na posadzkę, z czasem ataki padaczki stawały się coraz silniejsze. W końcu, po jednym z nich, tuż przed przyjęciem komunii, chłopak się zanieczyścił. Cały czas był przy nim jego ojciec, facet starszy ode mnie może o parę lat, czuły i cierpliwy jak najlepszy pielęgniarz. Ludzie zachowywali się wspaniale, wiedzieli, jak potężny musi to być dla chorego wysiłek i że Boska interwencja, o którą pewnie przyszedł tu prosić, jest dla niego ostatnim ratunkiem.

Ilu Rosjan dziś tak się modli. Ilu Ukraińców. Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, by zaryzykować rozpętanie wojny: przejście z etapu głośnych i dumnych defilad do oglądania innych konwojów, z ciałami chłopaków, którzy wyjeżdżali błogosławieni przez rodziców, a wracają w trumnach, po cichu, w ciężarówkach z napisem „Gruz 200” („Ładunek 200” – tak w Rosji wojskowi opisują transport zwłok). Wojna na Ukrainie to wcielenie w życie chorych imperialnych tęsknot. Czy jednak żołnierze służący szlachetniejszym ideom inaczej osierocają bliskich? Czy ból po walce pod szlachetnym sztandarem naprawdę boli mniej? Czy gdy człowiekowi pocisk urwie nogi, tak że godzinami próbuje on zrobić prostą toaletę, to status bohatera cokolwiek ułatwia?
Czy to nie trąci jakimś idealistycznym pacyfizmem? Jasne – nie da się dziś pomyśleć świata, w którym można by było zlikwidować armie. Ich głównym zadaniem winno być odstraszanie, niedopuszczanie do konfliktu, wysyłanie na zewnątrz komunikatu: mamy potencjał i gdyby co, możemy go użyć. Proszę jednak spojrzeć, co dziś dzieje się w kraju. Polskie wojsko milczy, szkoli się, uczestniczy w misjach – jest w tle i bez wielkich namiętności utrzymuje pokój. W armię rwącą się do bitki zmienili się cywile, którzy z realną świadomością tego, co może człowiekowi (a nie szkoleniowej tarczy) zrobić broń, nie mają żadnego doświadczenia.

Wrzuciłem ostatnio na Facebooka zdjęcia z krótkiej wizyty w Wilczym Szańcu, jednej z wojennych kwater Hitlera. Opatrzyłem to historyczno-teologiczną refleksją o tym, do czego zdolni są ludzie i co dziś dzieje się z tymi, którzy wtedy myśleli, że są władcami ziemi. Nie minęło pięć minut, gdy zaczęły pojawiać się komentarze w stylu: „Dziś w Polsce dzieje się to, co w Niemczech w latach 30.”, „Zaraz będziemy mieć własnego Hitlera!”. Od dawna jestem zdania, że używanie we współczesnych debatach argumentacji z gatunku reductio ad Hitlerum jest absurdalne, ahistoryczne, więc wszystkie takie refleksje usuwam bez litości. Tu jednak pojawił się drugi rzut: „A co to za cenzura?! ”, jedno za drugim: obelgi, okrzyki, emocje, wezwania na barykady. I jako wisienka na torcie taka oto konstrukcja: Hołownia pojechał do Wilczego Szańca, to kolejny dowód na to, że polski Kościół skręca w stronę faszyzmu. Dosłownie.

To nie jest tak, że tamtym odbiło, a tu jest oaza normalnych. Wszystkim nam odbiło. Toczymy sobie te kanapowo-kieszonkowo-internetowe wojenki, nie pamiętając, że od słów pełnych nienawiści do pielęgnowania wojennych inwalidów i oglądania zawiniętych we flagi trumien nie jest daleko. Rubikon wymierzenia ostrza w drugiego człowieka został przekroczony. Gdy wkurzony na bliźniego człowiek napocił się konstruując granat, zapalnik też znajdzie. Doczepi go sam, poda mu go ktoś – z perspektywy tych, co w kolejnej wojnie stracą zdrowie i przyszłość, jakie to ma znaczenie? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2016