Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli jednak sprawdzą się prognozy, według których jej baryłka już niedługo kosztować będzie nie 130, ale 200 dolarów, ta ochrona nie wystarczy - i również u nas ceny paliw pójdą ostro w górę. Efekt jest łatwy do przewidzenia: zwolnienie tempa wzrostu gospodarczego i sporo wyższa niż dziś inflacja.
Jak temu zaradzić? W grę wchodzą posunięcia o charakterze krótko- i długookresowym, niestety ze sobą sprzeczne. Na krótką metę można byłoby ulżyć konsumentom i firmom, obniżając podatek (akcyzę) od benzyny; przynajmniej częściowo rekompensowałoby to skutki coraz droższej ropy, zapobiegając równocześnie wzrostowi inflacji.
O takiej możliwości mówi się w Unii i u nas. Ma ona jednak dwie istotne wady: zmniejsza wpływy do budżetu, ograniczając tym samym szanse na poprawę stanu finansów publicznych, oraz - co perspektywicznie chyba ważniejsze - nie zachęca do oszczędzania paliw.
Tymczasem z dostępnych dziś prognoz wynika, że w najbliższych dekadach ropy może zwyczajnie brakować, trzeba więc z niej będzie korzystać wydajnie i oszczędnie. Tę oszczędność wymusza sam rynek, podnosząc ceny rzadkich dóbr. W latach 70. i 80. na taką sytuację świat zareagował wprowadzeniem energooszczędnych technologii i zmniejszeniem zużycia ropy. Dziś musimy zrobić to samo, bo na obniżkach podatków od paliw daleko się nie zajedzie.