Iran pęka

Iran triumfuje. Na Kapitolu przebąkuje się już otym, że trzeba będzie przyjąć wobec niego model "polityki odprężenia, wzorem tej prowadzonej wlatach 70. wobec ZSRR - czyli traktującej obiekt tejże polityki jako potężnego wroga, zktórym trzeba jakoś żyć. Tymczasem od środka Iran nie przypomina olśniewającego mocarstwa, jakie niektórzy widzą wnim, patrząc od zewnątrz.

27.03.2007

Czyta się kilka minut

Prawie każdy w Waszyngtonie powie dziś, że to Iran jest wielkim zwycięzcą w bliskowschodnim starciu, a Stany Zjednoczone - wielkim przegranym. Za swą wschodnią granicą, w Afganistanie, Teheran ma dziś, zamiast wrogich mu talibów, przyjazny afgański rząd Karzaja. Zamiast stać twarzą w twarz z reżimem Saddama Husajna (który wyrządził mizernej irańskiej armii potężne szkody), Iran nie ma dziś powodów, by obawiać się rządu irackiego, zdominowanego przez swych politycznych przyjaciół i posłusznych klientów, z których wielu żyło w Iranie przez ponad 20 lat (jako objęci ochroną Teheranu wygnańcy).

Patrząc z takiego punktu widzenia to, co się stało, zakrawa na ironię: Stany Zjednoczone, zdławiwszy wrogów Iranu, zorientowały się, że same są celem władców tego kraju, którzy nie muszą już dłużej koncentrować się na ochronie własnych granic - i mogą rzucić wyzwanie amerykańskim interesom na całym Bliskim Wschodzie. A nawet - w Wenezueli, by wspomnieć niedawną południowoamerykańską podróż prezydenta Iranu. Równocześnie budowa irańskich instalacji nuklearnych trwa w najlepsze - mimo kilku raportów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej i trzech uroczystych rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Te fakty również przywołuje się dziś jako dowody na siłę Iranu: w końcu był on w stanie bezkarnie przeciwstawić się Radzie (jeśli nie liczyć symbolicznych sankcji).

Dla niektórych amerykańskich polityków z tzw. komisji Bakera-Hamiltona [grupy studyjnej powołanej w 2006 r. przez Kongres USA; miała ona sformułować propozycje dalszej polityki wobec Iraku - red.] na czele wszystkie te fakty przemawiają za negocjacjami z Iranem. W nadziei, że można przekonać jego potężnych władców, by przestali dozbrajać i podburzać partyzantów atakujących wojska amerykańskie i brytyjskie w Iraku. A być może nawet, by pomogli w stabilizacji kraju, pozwalając w ten sposób Amerykanom wycofać się nieco mniej haniebnie.

Dziś mówi się nawet o modelu "polityki odprężenia" (detente) wobec Iranu - sięgając po klasyczną metodę dyplomatyczną, stosowaną wobec krajów wrogich, a zarazem nazbyt potężnych, aby je zastraszyć czy pokonać; krajów, z którymi trzeba po prostu koegzystować na najlepszych możliwych warunkach. Tak było kiedyś w przypadku ZSRR. W tym wypadku oznaczałoby to koegzystencję z Iranem w dalszym ciągu wspomagającym Hamas, Hezbollah, Islamski Dżihad i irackie bojówki. O irańskim programie nuklearnym nie wspominając.

Modelu "polityki odprężenia" nie można wykluczyć, gdy stosunek sił nie daje lepszego wyboru. Warto jednak pamiętać, że w latach 70. wielu gorzko krytykowało "politykę odprężenia" w relacjach z ZSRR, jako że wspierała ona w istocie reżim nieuchronnie - jak dziś wiemy - zmierzający do upadku; reżim, z którym można było się zmierzyć, miast akceptować go z dobrodziejstwem inwentarza. W latach 80. krytycy "odprężenia", z prezydentem Ronaldem Reaganem na czele, rzucili wyzwanie ZSRR - po czym nie przetrwał on kolejnej dekady.

Dziś wszystko zdaje się przemawiać za tym, że choć raz historia ma zamiar się powtórzyć. Iran to nie Związek Sowiecki. Nie dysponuje nawet ułamkiem tego potencjału militarnego, który mieli Sowieci. Za to - podobnie jak ZSRR - jest państwem wielonarodowym, i to w czasach, gdy narody całego świata dochodzą swych odrębności i tożsamości.

Nie tylko ludzie związani z reżimem, ale także wielu Persów żyjących na wygnaniu wciąż mówi o państwie irańskim jako o zamieszkanym przez 66 milionów "Irańczyków", którzy jakoby mają być bardzo nacjonalistyczni, nawet jeśli sprzeciwiają się ajatollahom. Dziś często się to powtarza, utrzymując, że istnieje całkowite bądź prawie całkowite poparcie społeczne dla programu atomowego Iranu.

Wszystko to ma się jednak nijak do etnicznej rzeczywistości tego kraju: Persowie (w większości szyici) to niewiele więcej jak połowa populacji Iranu. Druga zaś połowa składa się z wielu grup narodowościowych. A wśród nich narasta niezadowolenie z perskiego imperializmu kulturowego. Przykładowo, Kurdowie to 9 proc. populacji, a ich nacjonalizm (kurdyjski, nie perski) wzmocnił się ostatnio przykładem sukcesu, jakim jest praktycznie niepodległy Kurdystan w północnej części państwa irackiego. Ich pragnienie autonomii osiąga już poziom, który może dać początek rewolcie.

Podobnie mają się sprawy z dwiema mniejszymi grupami narodowościowymi, jeszcze brutalniej spychanymi na margines, co skłania ich przedstawicieli do sięgania po broń (w tym - zamachy bombowe). Chodzi o Arabów, stanowiących 3 proc. ludności Iranu, a także Beludżów (2 proc.). Mniej wiadomo o Turkmenach i Lurach (po 2 proc.), a jeszcze mniej o Gilanach i Mazandaranach (łącznie 8 proc.). Ci ostatni mogą być bardziej zasymilowani politycznie, jako że mówią dialektami perskiego.

Ale najpokaźniejszą spośród irańskich mniejszości narodowych są Azerowie. Choć wielu z nich zasymilowało się, to co najmniej 20 mln wciąż posługuje się unikalnym językiem z rodziny języków tureckich i funkcjonuje jako rdzeń spójnego narodu azerskiego, który swym zasięgiem wykracza poza Iran i obejmuje byłą sowiecką republikę Azerbejdżanu.

Elementem dzielącym społeczeństwo jest także ekstremizm religijny władz irańskich. Wprawdzie uwaga świata kieruje się głównie na krwawe prześladowania bahaistów [bahaizm - religia powstała w XIX-

-wiecznej Persji, głosi uniwersalny system duchowy i jedność rodzaju ludzkiego; liczy 5 mln wyznawców rozsianych w ponad 200 krajach świata - red.] i instytucjonalne podporządkowanie sobie chrześcijan, żydów i zoroastrian. Ale politycznie istotniejsza jest dyskryminacja 9-procentowej populacji sunnitów: w Teheranie, gdzie mieszka ich więcej niż milion, nie ma ani jednego sunnickiego meczetu. A są takie w Rzymie, Tel Awiwie czy Waszyngtonie.

Gdyby gospodarka Iranu radziła sobie dobrze, podziały religijne miałyby mniejsze znaczenie. Tymczasem jest, jak jest: 20-procentowe bezrobocie i roczny wskaźnik inflacji sięgający 30 proc. oddziałują destrukcyjnie, zwłaszcza że irańskie mniejszości są uboższe od dominujących Persów.

Oglądany od środka Iran niezbyt przypomina olśniewające mocarstwo, jakie niektórzy widzą w nim od zewnątrz. Konsekwencją narastającego w społeczeństwie oporu wobec ekstremistycznych przywódców, coraz większych podziałów społecznych i sunnickich resentymentów wobec sunnitów jest pęknięcie Iranu. Nie ma doprawdy powodu, dla którego miałby być on jedynym państwem wielonarodowym, które przetrwałoby to, co zniszczyło kiedyś Związek Sowiecki i Jugosławię, podzieliło Belgię (we wszystkim prócz nazwy), zdecentralizowało Hiszpanię, a nawet Wielką Brytanię. I tak dalej, i tak dalej.

Raz jeszcze w historii dzieje się tak, że jest lepszy wybór niż "polityka odprężenia" wobec wrogiego reżimu. A jest nią wspomaganie ruchów narodowowyzwoleńczych w obrębie Iranu. Co byłoby zresztą zgodne z wilsońską tradycją amerykańskiej polityki zagranicznej.

Przełożył MK

EDWARD N. LUTTWAK jest amerykańskim politologiem, autorem wielu książek o polityce międzynarodowej, doradcą w Centrum Badań Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) w Waszyngtonie. Stale współpracuje  "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2007