Instytut obalania wojen

My sami jesteśmy pomnikami wojny, bo nasza nieświadomość została zmilitaryzowana i wpisuje się we wszechogarniający monument, jakim jest kultura tworzona w obliczu zagrożenia – twierdzi Krzysztof Wodiczko.

11.04.2022

Czyta się kilka minut

Krzysztof Wodiczko, „Homeless vehicle / Pojazd bezdomny”, 1988-89 r. / KRZYSZTOF WODICZKO / MATERIAŁY PRASOWE
Krzysztof Wodiczko, „Homeless vehicle / Pojazd bezdomny”, 1988-89 r. / KRZYSZTOF WODICZKO / MATERIAŁY PRASOWE

W harvardzkiej Graduate ­School of Design trwa wystawa prac Krzysztofa Wodiczki zatytułowana „Interrogative Design”. Stworzona przez Dana Borellego ekspozycja to retrospektywa dzieł artysty od dziesięcioleci konsekwentnie pytającego o urządzenie naszego świata i stan demokracji, a przede wszystkim o ludzi, którzy są jego ofiarami – bezdomnych, migrantów, ofiary wojny, ofiary przemocy.

Druker Gallery, gdzie można oglądać wystawę, to po prostu hol szkoły projektowania, przestrzeń użytkowa, zwykle pełna ludzi: dokądś idą, spieszą się, rozmawiają.

Zanurzenie w żywej dynamice miasta ma dla prac Wodiczki zasadnicze znaczenie. Jego praktyka artystyczna ustanawia związki między człowiekiem i światem, oddając głos tym, którzy zwykle są niewidzialni i niemi.

Projektowanie śledcze

Na rozmowę z Krzysztofem Wodiczką i Ewą Harabasz, profesorami w tej uczelni, umawiałam się w dniu, który okazał się datą początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Teraz, siadając przy stoliku w uniwersyteckim barku, nie mamy pewności, czy uda się nam porozmawiać. Poczucie nierzeczywistości czy niestosowności naszych dotychczasowych zatrudnień, wspomnienie naszego poprzedniego, beztroskiego spotkania w jednym z bostońskich muzeów, jest dojmujące. „Musimy wrócić do relacji między sztuką a wojną – mówi na wstępie Wodiczko. – Trzeba przemyśleć, jaka jest rola artysty w czasie wojny, przed wojną i po wojnie; bo nie ma innych czasów, tylko te trzy”.

Harabasz, która w swoim malarstwie czerpie między innymi z tradycji ikony, pracuje z medialnymi wizerunkami ludzi w sytuacjach traumatycznych: „Przemoc, czyjeś nieszczęście dociera do nas zapośredniczone przez obrazy, które wchodzą w nas i łączą się z innymi wizerunkami, malarstwem religijnym, takim jak ściśle skodyfikowane przedstawienia na ikonach, albo na przykład z obrazami Caravaggia”. Jak zobrazować ból? – pyta autorka cyklu obrazów inspirowanych tragedią w Biesłanie (2005). W jaki sposób dać wyraz cierpieniu ciała ludzkiego, aby nie popaść w gotowe rozwiązania, suflowane przez ikonosferę, wywołujące przewidywalne efekty? Jak przedstawić to, na co nie ma słów, co jest niewyrażalne?

W naszej rozmowie prace obojga artystów oraz moje zajęcia przekładowo-akademickie na tutejszej uczelni – tłumaczenie poświęconego ofiarom wojny poematu Alice Oswald „Monument” oraz wyrażające osobisty ból „Treny” Jana Kochanowskiego – splotły się niespodziewanie w przestrzeni aktualnych wydarzeń. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie będziemy rozmawiać tylko o harvardzkiej wystawie.

Użyty w tytule wystawy Krzysztofa Wodiczki termin „interrogative design” powstał wiele lat temu, podczas seminarium pod takim właśnie tytułem w Massachusetts Institute of Technology w Cambridge. „Niełatwo ten termin przetłumaczyć: »projektowanie badawcze«, ale zarazem »śledcze«, bo »interrogation« oznacza przesłuchanie, procedurę policyjną. Podstawowym elementem jest przekonanie, że projekt nie zawsze może zaoferować rozwiązanie problemu, lecz tymczasową odpowiedź na sytuację, która nie powinna zaistnieć w cywilizowanym świecie” – mówi Wodiczko.

„Projektowanie śledcze” reaguje na sytuacje, które są szkodliwe, powodujące okaleczenia, straty. Ma ujawnić skandaliczność potrzeb, na które samo musi odpowiedzieć. Na przykład – bandaż. Przecież to nie do przyjęcia, że ludzie odnoszą rany – ale skoro tak się dzieje, trzeba próbować zaradzić skutkom tego skandalu. Bandaż nie rozwiązuje problemu, ale łagodzi jego skutki i ujawnia jego źródło. Wodiczko pyta: „Czy można sobie wyobrazić bandaż, który miałby pamięć sytuacji, w której zadano ranę, bandaż, który mówi: »nie powinno mnie tu być, nie powinna zaistnieć taka potrzeba, ale jestem, staram się zaradzić, ujawniam«?”. Projekty artystyczne Harabasz zatytułowane „Therapies” (2003-04) i „Wrapped Stones” (2004) polegają na „bandażowaniu” kamieni, wielkich otoczaków, które dzięki temu przekształcają się w owinięte w całuny dzieci albo kikuty po amputacji. Nieme kamienie podnoszą lament, krzyczą o ludzkim bólu.

„Człowiek, który jest ranny, przestaje być żołnierzem, rana pozbawia go tej funkcji, wtedy widzimy, że jest po prostu człowiekiem – mówi Wodiczko. – Patrząc na obrazy wojny nie możemy przestać dostrzegać, że to człowiek zabija człowieka, a nie wróg wroga. Inaczej stracimy rozum. Propaganda zabiera nam prawo do patrzenia na człowieka jako człowieka”.

To samo, podkreślają oboje, dotyczy ludzi uciekających przed wojną: „Artyści mogą pomóc w zlikwidowaniu rasistowskich czy szowinistycznych uprzedzeń. Sprawić, byśmy zobaczyli, że wszyscy jesteśmy ofiarami wojny, niezależnie od tego, kto ją wywołał i dlaczego. Już teraz musimy się przygotować do okresu powojennego, czyli takiego czasu, kiedy doświadczenie wojny wywołuje w ludziach następną wojnę”.

Na harvardzkiej wystawie pokazano projekty służące tworzeniu i rozwijaniu sfery porozumienia i współbycia w przestrzeni wspólnej, a więc narażonej na konflikt. Mówią one o obcych wśród nas i obcych w nas. Przykładem może być słynny „Homeless vehicle / Pojazd bezdomny” (1988-89) powstały na podstawie doświadczeń mieszkańców nowojorskich ulic. Łączy funkcję sypialni, łazienki, podręcznego magazynu i środka transportu, może służyć osobom skazanym na życie miejskich nomadów, a zarazem, dzięki charakterystycznej zmiennej formie, odwołującej się do supermarketowego kosza, wozu cygańskiego, lekarskich noszy oraz rakiety kosmicznej, jest ostentacyjną interwencją w przestrzeń ulicy. Pojazd daje użytkownikowi widzialność, przenosi go z marginesu w samo centrum sytuacji. Ilustrują to fotografie „Pojazdu” w użyciu na tle nowojorskiej Trump Tower.

Ciała na murach

Najbardziej znane prace Krzysztofa Wodiczki to multimedialne projekcje realizowane m.in. w Nowym Jorku, Waszyngtonie, Hiroszimie, meksykańskiej Tijuanie czy Antwerpii. Te interwencje w miejską przestrzeń dokonują radykalnej zmiany relacji architektury i ciała ludzkiego: wyświetlone na gmachach dłonie, oczy, nogi, twarze czy sylwetki rozrastają się do rozmiarów całych fasad. Ciała ludzi zmarginalizowanych, skrzywdzonych, niewysłuchanych na czas trwania projekcji przejmują we władanie budynki symbolizujące władzę i ustalony porządek. Zaciera się kontrast między trwałością architektury i ulotnością wyświetlanego obrazu, a także pozorna nieprzystawalność kamiennego porządku budowli i ludzkiego ciała – delikatnego, ranliwego.

„W tradycji neoklasycznej te porządki są całkowicie nakładalne – mówi Wodiczko. – Stale posługujemy się w opisie architektury obrazem ciała ludzkiego czy cielesnymi metaforami. Pod tym względem ludzkie ciało już jest obecne w architekturze, moje projekcje wypowiadają tylko to, co już jest w budowlach. My sami jesteśmy tymi budynkami, wpisujemy się w nie postawą, zachowaniem. W sytuacjach formalnych usztywniamy się, nakładamy fasady, stajemy się pomnikami samych siebie. I odwrotnie: budynek, gmach jest obolałym ciałem człowieka”.

W 1992 r. Wodiczko pokazał na ścianie wieży ratuszowej w Krakowie dłonie ludzi opowiadających o trudnych przeżyciach. Wykorzystał wieżę oraz pustkę wokół niej, przestrzeń po nieistniejącym gotyckim ratuszu. „Ta wieża – mówi teraz – jest wyalienowanym, samotnym człowiekiem, jak każdy z nas, dlatego ludzie wyświetlają siebie w tej wieży, wcielają się w tę wyniosłą strukturę. Tymczasem ja za pomocą projektora pokazuję kogoś innego, kto się w nią wcielił. Wieża musi przyjąć nieproszonego lokatora, muszę się spotkać z tą nieproszoną osobą, mówiącą o tym, co się wydarzyło w jej życiu. Nie chodzi o proste odsłuchanie czyjegoś głosu, jak w radiu; ten głos przenika w ciało człowieka. Właśnie w Krakowie zauważyłem to po raz pierwszy”.

Projekcja, która teraz, w czasie wojny, nabiera szczególnego znaczenia, „Abraham Lincoln: War Veteran Project” (2012), została stworzona na nowojorskim Union Square. Statua prezydenta, uczestnika najkrwawszej wojny w historii USA, udzieliła swojego ciała weteranom z Wietnamu, Iraku i Afganistanu – albo raczej to oni uczynili z pomnika ludzkie ciało, ofiarowując mu swoje twarze, dłonie, głosy i pamięć. Ich opowieściom o przemocy, stracie i winie autorytetu udzielił Lincoln, ale zarazem to one pozwoliły Lincolnowi, niememu świadkowi wielu antywojennych manifestacji, zabrać głos, opowiedzieć o prawdziwym, niezmitologizowanym doświadczeniu wojny.

„Pomniki zawsze są podejrzane – mówi Wodiczko. – Bohaterowie mogą się okazać zbrodniarzami. Ale trzeba się poważnie zastanowić, jak z nimi postąpić, a decyzja, żeby pomnik przenieść czy zniszczyć, powinna być poprzedzona długą dyskusją”. Często pomniki powstają znacznie później niż wydarzenia, już na skutek procesu mitologizacji, dlatego dyskusja, rozważenie różnych punktów widzenia, wielu spojrzeń, jest tak istotna. Projekcje na pomnikach w jednym ze swoich wymiarów służą demokratyzacji tej debaty, sondują możliwości porozumienia w obszarze wspólnej, ale niespójnej pamięci, wypracowują nowe znaczenia i praktyczne zastosowania znaków przeszłych wydarzeń i ideologii.

Sens utopii

Równolegle z wystawą w School of Design harvardzkie Muzeum Sztuki pokazuje pracę Wodiczki zatytułowaną „Portrait” (2021). W ciemnym pokoju na trzech ścianach znajduje się wizerunek George’a Washingtona pędzla Gilberta Stuarta (oryginał zobaczyć można w tej samej galerii dwa piętra wyżej), w który wpisane zostały projekcje twarzy osób wypowiadających się na tematy ważne dla współczesnej Ameryki. Ludzie biali i kolorowi, kobiety i mężczyźni, Amerykanie i przybysze, młodsi i starsi, ­konserwatyści i lewicowcy ­mówią o ­demokracji, sprawiedliwości społecznej, systemach politycznych i ekonomicznych. To sprawy budzące dziś silne emocje, dyskusja nad nimi bywa trudna, jeśli nie niemożliwa, a zasada uprzejmości (niebezpiecznie sąsiadująca z obawą i oportunizmem) każe raczej milczeć niż ryzykować wypowiedzenie opinii niezgodnej z panującym klimatem.

Tymczasem, podkreśla artysta, trzeba komplikować obraz rzeczywistości, oddać głos każdemu, kto jest za, kto jest przeciw, kto chce spojrzeć z innego punktu widzenia, i maksymalnie przedłużać ten proces. Podobnie jak inne prace artysty, także „Portrait” angażuje widza: każe mu śledzić kolejne wypowiedzi. Widz musi się odwracać to w jedną, to w drugą stronę, ale nie może się włączyć w rozmowę, musi słuchać. Oto samo sedno dyskusji demokratycznej: słuchanie wymagające cierpliwości i uważności, dzięki którym udaje się wyjść poza własny punkt widzenia.

Demokracja, jak podkreśla Wodiczko, to ciągły proces, a nie osiągnięty cel, i właśnie ów proces musi być w swej istocie demokratyczny, aby zagwarantować miejsce wszystkim głosom i perspektywom. „Wydaje nam się, że jeśli podejmiemy słuszne działanie, to ludzie staną po naszej stronie. Jednak wewnętrzne przekonanie, że racja jest po naszej stronie, a nie po stronie myślących inaczej, bo oni na pewno się mylą, uniemożliwia zobaczenie rozwiązania” – mówi Wodiczko.

Rozwiązaniem jest utopijna wizja społeczeństwa, w którym różne społeczności przyjmują kulturę wzajemnego słuchania, dialogu, gdzie trwa nieustanna praca swoistej „komisji prawdy i pojednania”. To trudne do wyobrażenia, bo społeczności opartej na takiej zasadzie po prostu nie ma. „Być może nasi studenci będą projektantami przyszłości – mówią moi rozmówcy. – Pochodzą z wielu kultur i społeczeństw, więc metody ich pracy okażą się z pewnością bardzo różne, dostosowane do miejsc na całym świecie, do których wrócą”.

Tymczasem otaczają nas przedstawienia wojny. „Po tej wojnie czy po jakimś jej etapie zaczną znowu powstawać pomniki, na przykład łuki triumfalne, witające powracających zwycięzców – mówi Wodiczko. – Takich łuków już jest bardzo dużo, ale wciąż czekają na prawdziwe zwycięstwo. Wiemy dobrze, że jeszcze się ono nie pojawiło. Bo prawdziwym zwycięstwem będzie obalenie wojen. To będzie prawdziwy triumf”. Każdy łuk triumfalny zniekształca obraz i pamięć wojny, mamiąc ludzi młodych, którzy nie mogą pamiętać kryjącego się za nim cierpienia. Tymczasem w ludziach starych sama myśl o wojnie wywołuje strach, jeden z najpotworniejszych, jakie można sobie wyobrazić. Czy więc należy zburzyć paryski Łuk Triumfalny i inne łuki?

Symbolicznie i praktycznie

Krzysztof Wodiczko stworzył projekt re-konstrukcji potężnej budowli z Place de l’Étoile, ozdobionej fryzami przedstawiającymi żołnierzy i ich wodza oraz alegoriami wojny i pokoju, a także nazwiskami napoleońskich generałów. Paryski Łuk Triumfalny jest „machiną wojenną”, a zarazem świętą ikoną, bo wewnątrz znajduje się grób nieznanego żołnierza. Blask wiecznego ognia tworzy tu aurę świątyni, uświęca wojnę, sugeruje, że wojna będzie zawsze, i że tworzy bohaterów, do których można się modlić. „Nie ma informacji o tym, ilu ludzi zginęło, ilu zostało poranionych czy straumatyzowanych, jakie zniszczenia materialne i polityczne wojna zadała demokracji – mówi Wodiczko. – Dlatego proponuję stworzenie Instytutu Obalenia Wojen. Będzie on miał formę konstrukcji otaczającej Łuk”.

Instytut ma okryć paryski monument ażurową budowlą, która powtarza jego kształt, powiększając go zarazem, wskazując na planie fizycznym i symbolicznym, że zadanie osiągnięcia pokoju jest ogromne i przekracza ogrom wojny. Konstrukcja pozwala też inaczej zobaczyć sam pomnik. W wymiarze fizycznym kamienna budowla tylko prześwituje zza struktury rusztowania, na planie symbolicznym staje się tylko okazem z historii naturalnej wojen, laboratoryjnym preparatem, który należy poddać badaniu przy pomocy otaczającej go skomplikowanej aparatury.

Zgodnie z myśleniem w kategoriach interrogative design, struktura Instytutu łączy funkcje symboliczne i praktyczne, dając do myślenia, a zarazem zapewniając przestrzeń dla pracy aktywistycznej, badawczej i artystycznej prowadzącej do obalenia wojen. W eseju o Światowym Instytucie Obalenia Wojen autor pisze, że my sami także jesteśmy pomnikami wojny, nasza nieświadomość została zmilitaryzowana i wpisuje się we wszechogarniający pomnik wojny, jakim jest kultura tworzona w obliczu zagrożenia i na fundamencie pamięci o traumatycznej przeszłości. Celem Instytutu Obalenia Wojen jest zdemilitaryzowanie dusz, zwolnienie ich z wojennych misji, którym są oddane.

Stworzenie nieistniejącej przestrzeni dialogu w czasie wojny wydaje się tym bardziej niemożliwe, a zarazem konieczne. Zadaniem sztuki dzisiaj, podkreślają Krzysztof Wodiczko i Ewa ­Harabasz, jest praca nad tym, aby otaczające nas obrazy – pomniki, fotografie na pierwszych stronach gazet, ­malarstwo, projektowanie – nie utrwalały ­istniejącego stanu rzeczy, nie potwierdzały w nas przekonania, że wojna musi być, a nam pozostaje tylko uleganie wzorcom reakcji wdrukowanym w nas przez tradycję i wzmacnianym przez propagandę.

„Zdarzało się – mówi Ewa Harabasz – że moje obrazy przedstawiające ofiary przemocy, na przykład dzieci z Biesłanu, były traktowane jak obrazy święte i przedmioty kultu religijnego, tymczasem ich celem jest sproblematyzowanie, skomplikowanie przedstawień cierpienia”. „Jeśli będziemy się nadal tylko do nich modlić – dodaje Krzysztof Wodiczko – i uruchamiać prostą, jakby gotową empatię, to nie dostrzeżemy tego wszystkiego, co naprawdę niesie wojna, co ludzie rzeczywiście czują. Potrzebny jest gest przekonstruowania reprezentacji wojny”. ©

Interrogative Design: Selected Works of Krzysztof Wodiczko Druker Design Gallery (Graduate School of Design, Harvard University), kurator Dan Borelli.

Krzysztof Wodiczko Portrait Harvard Art Museums.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2022