Misterium miejskie

Działania Wodiczki są próbą praktycznej realizacji idei Gesamtkunstwerk. Chodzi nie tyle o integrację sztuk, która służyłaby budowaniu utopii ich jedności, ile o integrację uczestników, która każdemu pozwoli doświadczyć katharsis.

04.12.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

W 1996 roku krakowska Wieża Ratuszowa przemówiła głosami wykluczonych: bezdomnych, niepełnosprawnych, narkomanów, homoseksualistów, kobiet-ofiar przemocy w rodzinie. Najmocniej zapamiętałam powiększone na ceglanym murze kobiece dłonie, odrywające po kolei płatki margarytki, i towarzyszący temu obrazowi raport z poniżenia, gwałtu, bezbronności: “Lubił zamykać mnie w małych pomieszczeniach, takich jak toaleta. I gasić światło. Potem, gdy dowiedział się, że panicznie boję się szczurów... Tak, nigdy tego nie zapomnę. (...) Dzieci mówiły, że tatuś patrzy i uśmiecha się jak bestia". Pamiętam także ciszę, która tamtego wieczoru zawładnęła Rynkiem.

To najstarsza z akcji udokumentowanych na trwającej właśnie wystawie w Bunkrze Sztuki. Kolejne rozwijały się w rodzaj epopei budowanej z pojedynczych świadectw i tragedii, które - wysłuchane i zarejestrowane na taśmie wideo przez “obcego", czyli artystę - wychodzą z cienia na mury budynków publicznych.

"Ja nie potrafię"

Następnym etapem był Bunker Hill Monument w Bostonie, pomnik z 1843 roku upamiętniający amerykańską walkę o wolność. We wrześniu 1998 roku - dzięki świadectwom mieszkańców Charlstown - zyskał nowe znaczenie, opowiadając o współczesnych pietach, które walcząc o dziecko przegrały z narkotykami albo przemocą uliczną. Słyszymy głos Sandy: “Jeśli będę musiała krzyczeć ze szczytu tego pomnika, żebyście mnie usłyszeli, to usłyszycie mnie. Gdy patrzę na was dzisiaj, stąd, z góry, mogę tylko zapytać, czy gdyby to było wasze dziecko, moglibyście zapomnieć? Potrafilibyście dalej żyć tak, jak przedtem?".

W sierpniu 1999 roku ludzkie dłonie, poorane strukturą kamienia, pojawiły się w Hiroszimie - na ścianie Kopuły Bomby Atomowej. Projekcja obejmowała piętnaście kilkuminutowych wywiadów. Powtarzano ją przez dwie noce. Ci, którzy przeżyli wybuch, ale także ich dzieci, opowiadali o swojej niepokonanej traumie. O nienawiści do opowiadania. O schronieniu, jakie daje kłamstwo. O grzechu słuchania historii, której nie sposób zrozumieć.

Największe wrażenie zrobił na mnie zapis tego, co wydarzyło się w Centrum Kulturalnym IMAX w meksykańskim mieście Tijuana - stolicy przygranicznego regionu, w którym międzynarodowe korporacje wybudowały ponad pięćset wielkich fabryk. Pod koniec lutego 2001 sześć zaproszonych przez Wodiczkę kobiet opowiedziało o doświadczeniach życia w tym miejscu. O gwałtach, molestowaniu, brutalności, niesprawiedliwości. Mówiły bezpośrednio do publiczności, ich relacje nie zostały zarejestrowane wcześniej. Twarze widoczne na gigantycznej kopule Centrum stały się dominantą miasta.

Wreszcie Biblioteka Publiczna w Saint Louis, która w kwietniu 2004 otworzyła się na opowieści ofiar przemocy, przede wszystkim wśród dzieci. Ta akcja miała najwięcej cech happeningu: do głosów zarejestrowanych w studiu (m.in. policjant, którego syn został postrzelony na ulicy, więzień skazany za “przemoc z użyciem broni", pielęgniarka towarzysząca śmierci dziecka, któremu kula zmiażdżyła twarz) dołączyły “na żywo" głosy widzów lub przechodniów. Całość zamieniła się w przejmującą rozmowę o potrzebie przebaczenia, często niemożliwego.

Usta i dłonie

Czy prezentacja “projekcji publicznej" - bo tak fachowo nazywają się akcje Krzysztofa Wodiczki - w zamkniętej przestrzeni galerii może być czymś więcej niż ułomną dokumentacją? Wychodząc z Bunkra Sztuki wiemy już, że tak.

Oczywiście, przestrzeń architektoniczna zredukowana zostaje do płaszczyzny ekranu, zwiększa się więc dystans wobec tego, co widzimy i słyszymy. Nie uczestnicząc bezpośrednio w wydarzeniu, otrzymujemy jednak w zamian mapę całego projektu. Dokumentacja mówi o procesie dochodzenia do zaufania, budzenia potrzeby mówienia o tym, o czym mówić się nie chce. Bo przecież działalność Wodiczki nie jest wyłącznie teatrem. To operacja na żywym ciele. Psychoterapia społeczna. Na wystawie pojawia się też nowy efekt, monumentalny i wstrząsający. Głosy z różnych miejsc nakładają się, tworząc harmonijny chór docierający z miejsc najbardziej ukrytych i nieoczekiwanych.

Działania Wodiczki są próbą praktycznej realizacji idei Gesamtkunstwerk, przy czym nie tyle chodzi tu o integrację sztuk, która służyłaby budowaniu pięknoduchowskiej utopii jedności, ile o integrację uczestników, która każdemu pozwoli doświadczyć katharsis. Artysta nie występuje w roli kreatora, raczej pomaga spotkaniom: tych, którzy opowiadają, z tymi, którzy słuchają. A także z miejscami, które wnoszą w te opowieści własne znaczenia. I tylko w tym sensie sztukę tę można nazwać “społeczną" czy też “zaangażowaną". Podobnie “społeczna" i “zaangażowana" jest każda klasyczna tragedia i każda epopeja.

Być może to właśnie służebna czy wręcz inżynieryjna funkcja artysty - animatora sytuacji dysponującego techniką przekazu audiowizualnego - kazała mu określić własne działania jako “projekcje publiczne". Ale to pojęcie zbyt wąskie. Projekty Wodiczki są raczej czymś w rodzaju liturgii czy misterium, w którym istotne staje się doświadczenie publicznego świadectwa, słowa i gestu. Nie bez powodu przecież znaczenia przenoszone są tu głosem, którego wizualizacją stają się zwykle ruchliwe, nierozpoznane, zapewniające dyskrecję dłonie bądź usta.

Ton wysoki

Jak każda liturgia, sztuka Wodiczki ma ogromny walor estetyczny. Architektura ożywa ludzkim ciałem. Zbliżenie i redukcja to metody czysto malarskie. Światło i dźwięk budują teatralny nastrój. Ton wysoki staje się najbardziej oczywisty: bezpretensjonalny i współczesny. A wszystko to wpisane zostaje w samochodowo-zakupową codzienność dużych miast.

Tu pojawia się pytanie o nowe media w sztuce. O ich możliwościach i niebezpieczeństwach pisała pod koniec lat 70. Ewa Kuryluk we wznowionej ostatnio “Podróży do granic sztuki": “Nadmiar fałszywych alarmów to cecha epoki medialnej, a uleganie im jest miarą naszej dezorientacji. Jedynym sygnałem prawdziwym okazuje się często sygnał tak cichy, że nie może się przebić przez zgiełk świata, a dociera do nas po latach albo wiekach. Część sztuki współczesnej to alarmowanie czcze w połączeniu z pseudomagią i zabawą popartą autorytetem nowoczesnej techniki".

Rzeczywiście, wiele projektów artystycznych wykorzystujących nowe media ma charakter zabawowy, niewiele różniąc się od wieczornego odpoczynku przy komputerze, zwyczajowej rozrywki pokolenia młodych menedżerów. Krzysztof Wodiczko wskazuje artystom sztuki wideo (ale nie tylko im) drogę pewniejszą. Jest mistrzem nowych technik, pozostają one bowiem dla niego materiałem, nie zaś celem samym w sobie.

“KRZYSZTOF WODICZKO. PROJEKCJE PUBLICZNE 1996-2004"; Kraków; Galeria Sztuki Współczesnej “Bunkier Sztuki"; kurator: Maria Anna Potocka; wystawa, której towarzyszy katalog, czynna będzie do 11 grudnia; w marcu 2006 zaprezentowana zostanie w Galerii “Arsenał" w Białymstoku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2005