Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niestety, nie w tym przypadku. Gwałtowne zmiany klimatyczne (nie ma wątpliwości, że dzieją się na naszych oczach, różnimy się natomiast fundamentalnie w ocenie ich przyczyn) przypominają równanie z wieloma niewiadomymi. I tak np. jedną z niewiadomych są prądy strumieniowe, potężne pasy wichrów opasujące sinusoidalnie rejony arktyczne i zwrotnikowe. Mówiąc najbardziej ogólnie: to one oddzielają masy powietrza o różnych temperaturach i odpowiadają za ustalanie się pogody. Północny prąd strumieniowy zwariował i wije się w nieprzewidywalny sposób, czego efektów doświadczamy obecnie.
Czy to wystarczy, żeby przekonać sceptyków? Jeśli nie, to cofnijmy się do ubiegłego roku. Kiedy na półkuli północnej notowano rekordowe opady śniegu (dodajmy dla porządku, że śnieg nie jest wyznacznikiem ostrej zimy), Australia pustoszona była przez falę morderczych upałów, osiągających w niektórych miejscowościach ok. 50 st. C.
Po latach namysłu zrozumiał to wreszcie polski rząd. Mimo gruntownego sceptyzymu do wszystkiego, co zielone, rozpoczęły się prace nad projektem adaptacji Polski do zmian klimatycznych. Innego wyjścia nie ma, chyba że wybierzemy wariant proponowany przez publicystów konserwatywnych: patrzeć na powodzie, susze i huragany krzycząc, że globalne ocieplenie nie istnieje.