Komu cieplej?

Nie da się kwestionować faktu, że zmiany klimatyczne mają miejsce. I niosą konsekwencje nie tylko przyrodnicze, lecz także gospodarcze i polityczne.

09.12.2008

Czyta się kilka minut

/rys. Mirosław Owczarek /
/rys. Mirosław Owczarek /

Klimatolodzy, którzy - niestety w mniejszości - zabierają głos, nie mają świeżych rewelacji. Wszak klimat pozostaje nieustanną zagadką, a kolejne dane go opisujące zdobywa się żmudną, a więc nudną pracą. Miliardy odczytów i miliony opracowań pozwalają stwierdzić, że:

- W ostatnich dziesięcioleciach średnia temperatura wzrasta o 0,10-0,15o C na dekadę.

- Wzrost ten silniej się zaznacza w chłodnej porze roku i w wyższych szerokościach geograficznych półkuli północnej.

- Podobnego tempa wzrostu temperatury nigdy dotychczas nie stwierdzono.

- Związek ocieplenia z działalnością cywilizacyjną (emisją gazów szklarniowych, wydzielaniem sztucznego ciepła, zmianami właściwości pochłaniania promieniowania słonecznego przez podłoże) został udokumentowany, potwierdzają go praktycznie wszyscy poważni naukowcy, także w Polsce. Także ci przybyli do Poznania.

Wstrzemięźliwość klimatologów daje pole do popisu futurystom, politykom, ekologom, dziennikarzom, ekonomistom. Niosą oni także wieści niepoprzedzone odczytem termometru. Jeden z nich ostatnio nawet napisał (w organie Komitetu Badań Naukowych "Sprawy Nauki"), że odwołujemy efekt cieplarniany. To tak, jakbyśmy odwołali kulistość Ziemi. Inni powiadają, że jeśli krzywa temperatury idzie w górę, to niechybnie zaraz będzie opadać, wzorem giełdowych cen akcji.

Efekt cieplarniany, który jest naturalną, bardzo ważną i zasadniczo pozytywną cechą ziemskiego klimatu, wzmagając się - wprowadza na Ziemię dodatkowe ilości energii. Na co przyroda ją "przeznacza"? Ledwie się tego domyślamy i  nie mamy na to żadnego wpływu. Najpoważniejszym odbiorcą energii atmosfery jest cyrkulacja, czyli nieustanny ruch cząstek powietrza we wszystkich zakątkach atmosfery: od zwykłych drgań drobin gazu do potężnych przepływów mas powietrza. Od pionowych prądów powodujących powstawanie chmur i opadów do szybkich prądów strumieniowych na wysokościach kilkunastu kilometrów. Od łagodnej bryzy do tajfunów.

Nie umiemy przewidzieć, czy dodatkowa energia wzmoże tragiczne w skutkach gospodarczych zjawisko El Ni?o, czy zdeformuje cyrkulację monsunową decydującą o urodzaju dla połowy mieszkańców świata, czy odmieni napływ niżów znad północnego Atlantyku do wnętrza Eurazji, czy wprowadzi cieplejsze masy powietrza w głąb Arktyki i Antarktyki, czy wreszcie zintensyfikuje aktywność cyklonów tropikalnych. To pierwsza bariera poznawczo-decyzyjna.

Niewyobrażalne problemy

Druga bariera wiąże się z odpowiedzią na pytanie "co z tego?". Bo może "cieplej" znaczy "lepiej"? Ocieplenie zbliża nas niebezpiecznie do wizji świata bez morskich lodów arktycznych. Ich zasięg kurczy się wyraźnie i już sąsiedzi Arktyki liczą przyszłe zyski z eksploatacji bogactw tam uwięzionych. Nie wiedzą, że drastyczna zmiana zdolności odbijania i pochłaniania promieni słonecznych (tzw. albedo) spowoduje dalsze szybkie ocieplenie tych regionów i zmniejszenie dostawy wilgoci w głąb kontynentów. Kra arktyczna nie jest gruba, liczy 3-4 m, i po zaniku już się nie odtworzy. Stan lądolodów Grenlandii i Antarktydy raczej prędko się nie zmieni - silniejsze topnienie przy brzegu będą rekompensowały większe opady śnieżne. Z kolei lodowce na Kilimandżaro znikają szybciej niż przypuszczano. Już za dziesięć lat po stronie tanzańskiej nie będzie lodu. Szybko zanikają lodowce w Alpach i innych wysokich górach na całym świecie.

W związku z powyższym następują poważne zmiany poziomu morza. Tu też szacuje się dziesięcio­krotne przyspieszenie w stosunku do zeszłego stulecia. Przewiduje się, że poziom morza w końcu XXI wieku będzie o metr wyższy niż obecnie. To niewyobrażalny problem dla portów, zrzutów ścieków i ujęć wód, ochrony przeciwpowodziowej ujść rzek, kurortów, depresji w rodzaju Holandii, Żuław czy Bangladeszu, mostów nad cieśninami i kanałów morskich. Będzie to także problem polityczny związany z zasięgiem wód terytorialnych i strefami rybołówstwa.

W USA już dziś widać przyspieszoną erozję plaż na wschodnim wybrzeżu i nad Zatoką Meksykańską. A w Poznaniu delegacje "koralowych" państw wzywają pomocy. Najwyższy punkt na Malediwach wynurza się z Oceanu Indyjskiego nieco ponad dwa metry.

Ekosystemy lądowe przemieszczą się w ślad za zmianami dostawy ciepła i wilgoci. Zmaleje liczba gatunków oraz bogactwo ekosystemów. Kultury roślinne przystosowane do określonych temperatur będą musiały zostać zastąpione innymi, a stare będzie się uprawiać bliżej bieguna. Cieplejsze wiatry nie będą sprzyjać gromadzeniu się śnie­gu na wyżynach, wysoczyznach i w górach, co warunkuje wiosenne wezbrania. Tym samym niedobór wody umożliwi przeżycie pewnych szkodni­ków, których liczbę regulują dziś zimowe mrozy i wiosenne powodzie. Wolniejszy będzie przyrost gatunków drzew, które wymagają odpowiedniego okresu zimowych chłodów, by wyzwalać wiosenne ożywienie. Tak może być ze świerkiem.

Ptaki najszybciej, bo już, reagują na ocieplenie. Jedne przedłużają swój pobyt, inne z niego rezygnują. Podobnie jest z owadami. Fauna latająca może się dostosować do zmian, jeśli ocaleją jej siedliska w innych regionach. Ale zwierzęta leśne i wodne w znacznej części wyginą, nie mogąc dotrzeć do nowych terenów. Symbolem jest tu polarny niedźwiedź, który bez kry Arktyki umrze z głodu, gdyż nie będzie mógł gonić fok.

Przewrót w Polsce

Specjaliści są zgodni - atmosfera się dynamizuje. Ta wiadomość jest szczególnie źle odbierana w tak zacisznym kraju jak Polska. Na razie burz jest tylko trochę więcej niż przeciętnie w połowie XX wieku, ale są jakby potężniejsze i trwają dłużej. W lipcu tego lata w Warszawie parę skłębionych wzdłuż frontu burz panowało nad Warszawą przez całą noc. Pojawili się nawet w Polsce "łowcy burz" na wzór amerykańskich "pogromców tornad".

Można się także spodziewać większej aktywności cyklonów międzyzwrotnikowych, w tym pojawienia się ich nad akwenami dotychczas od nich wolnymi (Południowo-Wschodni Pacyfik, Południowo-Zachodni Ocean Indyjski).

Jeśli to wszystko prawda, to spodziewać się należy zwiększenia intensywności katastrofalnych zjawisk pogodowych na całym świecie. Nagłe fale ciepła przetoczą się przez Europę, a wraz nimi rozpanoszą się susze i coraz liczniejsze pożary lasów, niespotykane dotychczas huragany, także powodzie. Wzrosną dysproporcje w dostawie wody, z praktycznie jedynego źródła - chmur. One same są zagadką bodajże największą, bo nie wiadomo, czy będzie ich więcej, czy mniej, czy zajmą większą część nieba, czy mniejszą. Od tego zależy bardzo wiele.

Osłabienie cyrkulacji zachodniej w naszych umiarkowanych szerokościach geograficznych prowadzi nieuchronnie do przesuszenia wnętrza kontynentu euroazjatyckiego, u którego wrót jesteśmy. A wody mamy nie za wiele. Jeszcze jej starcza, ale mniej już być nie powinno.

Już przebudowuje się nasze rolnictwo. W Szczecińskiem praktycznie nie sieje się ozimin. Pod Wrocławiem zebrano dwukrotnie ziemniaki. Śnieg, co prawda, od czasu do czasu pada, ale nie leży.

Najpoważniejszym powodem, dla którego nie chcemy raptownych zmian klimatu w żadną stronę, jest coraz ściślejsze dostosowanie naszej gospodarki do obecnych warunków klimatycznych. W rytm tych warunków pracuje cała gospodarka wodna, z tak potrzebnymi stacjami uzdatniania wód i oczyszczalniami, tak pracuje transport kolejowy, drogowy i lotniczy. "Przepisowo" wydłużają się latem przewody, szyny i mosty. W zimie kryją się pod śniegiem oziminy i wtedy rolnicy idą pracować do przemysłu lub usług. Baza rekreacyjna przygotowana jest na lato, kiedy jest "przyjemnie ciepło" - ale nie upalnie. Nie mamy zwyczaju przerywania dnia sjestą i z trudem zasypiamy, gdy w sypialni są 24 oC.

Klimaty polityczne

Odbywająca się właśnie w Poznaniu czternasta Konferencja Stron Konwencji Klimatycznej ONZ (COP 14) powinna przygotować świat do poważniejszych decyzji przeciwdziałających globalnemu ociepleniu. To dla Polski zaszczyt, ale czy szansa? Przede wszystkim działania międzynarodowe są znacznie spóźnione i dość ograniczone. Już 9 maja 1992 r. rządy przyjęły Ramową Konwencję Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatu, a następnie podpisały słynny Protokół z Kioto zobowiązujący sygnatariuszy do ograniczenia emisji gazów szklarniowych. Polski podpis widnieje na obu dokumentach.

W grudniu 2007 r. na przepięknej sundajskiej wyspie Bali odbył się trzynasty szczyt klimatyczny. Numer okazał się faktycznie niezbyt szczęśliwy - niewiele zdziałano. Ponad tysiąc uczestników, lecąc tam z całego świata, dołożyło kolejne tony gazów szklarniowych, więc warto zadać złośliwe pytanie: czy potrzebnie?

Mocnym akcentem otwierającym balijski szczyt było ogłoszenie ratyfikacji Protokołu z Kioto przez nowego premiera Związku Australijskiego. Ta dawno oczekiwana ratyfikacja przez kraj, który otrzymał bardzo łagodny limit emisji, musiała nieco zdenerwować delegację USA - pozostała ona reprezentacją jedynej najsilniej rozwiniętej gospodarki, która nie zaakceptowała Protokołu.

Z takim piętnem wstydu krążą po Poznańskich Targach już dwie delegacje USA. Może ta nowa znajdzie drogę do Kioto? Unia występuje na razie jak jeden mąż. W marcu 2007 r. przyjęliśmy jednostronnie stanowisko o ograniczeniu emisji gazów cieplarnianych do 20 proc. w roku 2020 w stosunku do roku bazowego albo do 30 proc. w roku 2020, jeżeli inne kraje wysoko rozwinięte podejmą podobne zobowiązania. Powiedzmy jednak szczerze, że pięknie brzmiące zaostrzanie polityki klimatycznej w UE bez porozumienia w zakresie znaczącej redukcji gazów cieplarnianych przez inne kraje może prowadzić do globalnego wzrostu emisji tych gazów. Po prostu działalność gospodarcza przyczyniająca się do tych emisji będzie się przenosić poza UE, także do głównych oponentów, którzy może nawet na to liczą. Jednocześnie w Unii może nastąpić nagła zmiana stanowiska pod wpływem trudności gospodarczych. W Poznaniu już to słychać. Twarde postanowienia są rozmiękczane.

Chiński smok idzie rakiem. Przypomnijmy, że to lider emisji dwutlenku węgla. Chiny wyraźnie podkreślają, że odpowiedzialność historyczna za zmiany klimatyczne leży po stronie państw wysoko rozwiniętych i to przede wszystkim one powinny ograniczyć emisję, dopiero potem, długo potem - my. Hindusi są w miarę konstruktywni. Kraj ten jest za rozległym transferem technologii i wsparciem ze strony krajów rozwiniętych. Rosja umiejętnie wykorzystała Protokół z Kioto do swych celów, ratyfikując go w odpowiednim momencie. Chce odgrywać ważną rolę i zgłasza różnego rodzaju propozycje dotyczące redukcji gazów szklarniowych oraz przeciwdziałania globalnemu ociepleniu. Brazylia nie chce limitów dla wycinania Amazonii. Kraje najsłabiej rozwinięte zainteresowane są przede wszystkim działaniami na rzecz wspierania rozwoju energetyki przyjaznej środowisku, a dla krajów OPEC ochrona klimatu to jeszcze jedna okazja do zwiększenia cen ropy. Tylko parę państw deklaruje, że jeszcze w tym wieku staną się "samowystarczalni klimatycznie" bez względu na to, co świat uchwali. Jest wśród nich Szwecja, Norwegia, Nowa Zelandia.

Polska nie podejmuje takiej konkurencji. Ostatnio Japonia stanowczo zgłosiła potrzebę i jednocześnie gotowość obniżenia emisji gazów szklarniowych o połowę do 2050 r. Czyli po 1-2 proc. rocznie. W Kraju Kwitnącej Wiśni są elektrownie jądrowe, ale emitorów spalin jest także bardzo dużo. Brawo!

Proponowany przez Unię Europejską Pakiet energetyczno-klimatyczny zwany 3x20+10 jest mniej ambitny, bo zakłada redukcję CO2 o 20 proc. do roku 2020. Proponuje jednak przedłużenie systemu handlu emisjami na trudniejszych niż obecnie zasadach aukcyjnych. Kraje mające trudności z dotrzymaniem poziomu redukcji CO2 będą musiały kupować uprawnienia emisyjne na europejskim rynku. Polska boi się takiego rozwiązania, bo węgiel zdecydowanie przegrywa nie tylko z energetyką jądrową, ale i z paliwami płynnymi oraz gazowymi. Nasze, tylko częściowo uzasadnione obawy chytrze wspiera przemożne energetyczne lobby straszące podwojeniem cen elektryczności.

Rozwiązywanie równania

Jak więc obniżać tę emisję? Czy mimo wszystko możemy podjąć to wyzwanie?

Musimy przede wszystkim oszczędzać energię, a nie budować nowe obiekty energetyki wykorzystującej węgiel kamienny, a tym bardziej brunatny. Polskie rezerwy energetyczne, które trzeba uruchomić, poprawiając efektywność produkcji, dystrybucji i konsumpcji energii, są ogromne. Zapewne sięgają 40 proc. obecnej mocy urządzeń wytwarzających prąd i ciepło. A drugie "20 proc." oznacza właśnie unijną deklarację zwiększenia efektywności energetycznej. Możemy ją wypełnić z nawiązką.

Trzecia "dwudziestka" to udział odnawialnych źródeł energii (OZE) w jej produkcji. Trzeba je jednak wybierać rozsądnie, nie poddając się lobbystycznym naciskom i fantazji niektórych projektantów. Koniecznie trzeba brać pod uwagę warunki regionalne i lokalne.

Nieprawdą jest, że największe perspektywy stwarza energetyka wiatrowa. Polskie wiatry wciąż jeszcze wieją z przerwami i słabo. To samo dotyczy geotermii, która jest kosztowna i skomplikowana technicznie. Natomiast każdy polski wolno stojący dom powinien mieć na dachu kolektor słoneczny (nie termoogniwo, z czym to proste urządzenie zwykle się myli). Co drugi powinien być ogrzewany pompą ciepła - najlepszym rozwiązaniem, znów fatalnie mylonym z geotermią. Polska jest oczywiście potęgą w dziedzinie możliwości wykorzystania biomasy, ale trzeba myśleć, jaki rodzaj tego paliwa warto wykorzystać, nie zagrażając rolnictwu, nie psując krajobrazu i nie uzależniając się od obcych technologii. Duńczycy potrafią produkować gazowe paliwo z alg, które zakwitają potężnymi łanami w Cieśninach. My mamy... węgiel, który trzeba jak najszybciej przerabiać na paliwa płynne i gazowe, redukując emisję gazów szklarniowych dwukrotnie.

Przypomnijmy sobie jeszcze o naszej skromnej, ale zasłużonej energetyce wodnej. Wszędzie tam, gdzie istotnie nie zagraża ona przyrodzie, należy wykorzystać ją w pełni, poprawiając sprawność turbin, uszczelniając budowle hydrotechniczne, właściwie gospodarując uzyskaną mocą.

Owe "+10" w pakiecie klimatycznym oznacza udział paliw silnikowych wytwarzanych z biomasy. Tu możliwości mamy tak wiele, jak gadulstwa na ten temat.

Jeszcze słowo o zawartej w tym pakiecie tzw. sekwestracji CO2. Unia wspiera technologie separowania tego gazu ze spalin, a następnie wprowadzanie skroplonego lub sprężonego do górotworów. Tu powinniśmy mieć zastrzeżenia - operacje takie nie zostały jeszcze przetestowane i wydają się być energochłonne, a także źle pachną lobbingiem koncernów naftowych, które chcą upchnąć ten gaz w wyrobiskach po ropie.

Ogromne zadanie w dziele ograniczania emisji CO2 stoi przed transportem. To nie hybrydowe cacka i wodorowe ogniwa napędowe są dziś wyzwaniem. Trzeba zapełniać ludźmi i towarem komunikację zbiorową i zachęcać do korzystania z prawdziwie ekologicznych środków komunikacji, jakim jest choćby pokazana w Poznaniu kolejka gondolowa.

Ekolodzy, niepotrzebnie utożsamiani z konińskimi alpinistami kominowymi, podsuwają także rozliczne rady domowe. Rodzinne decyzje mogą znacząco zmniejszyć emisje dwutlenku węgla, metanu, podtlenku azotu, sztucznego ciepła. Nawet jeśli ograniczymy się do wyłączenia urządzeń stojących na darmo w trybie "standby", założenia swetra w domu i zaprzestaniemy grzać podwórka i ulice przez ściany i okna. Do kościoła też można przyjść lub przyjechać rowerem, rezygnując z pokazywania swej czterokołowej dumy.

***

Najważniejsze, abyśmy się dogadali. Będzie to bardzo trudne. Poznańskie rozmowy toczą się w gmatwaninie partykularnych interesów, obaw, ambicji i świadomości, że zasady nowego rozdania Protokołu z Kioto określające dalszą redukcję najważniejszych gazów szklarniowych muszą być ustalone dopiero za rok w Kopenhadze. Wśród rosnącej rzeszy tych, którzy zrozumieli mechanizm globalnego ocieplenia, ujrzeli groźbę jego skutków i podjęli jakieś kroki, jest poważna grupa przeciwników radykalnych i kosztownych działań, które mogą osłabić usuwanie takich globalnych zagrożeń jak głód, niesprawiedliwość, terroryzm.

Cóż mamy im odpowiedzieć? Wielkich problemów tego świata nie da się rozwiązywać po kolei. Jest coraz cieplej. Z korzyścią dla nikogo.

Dr WITOLD LENART jest klimatologiem, wicedyrektorem Centrum Badań nad Środowiskiem Przyrodniczym UW.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2008