Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wiem, że i filmy, i pomniki, i kremówki, i inne gadżety papieskie są potrzebne. Będąc w Wadowicach, muszę zjeść kremówkę. Mam też swój ulubiony pomnik Jana Pawła II
- inny od pozostałych, daleki od monumentalizmu, bardzo ludzki i ciepły. Stoi w Studzienicznej, nad jeziorem, i przedstawia moment, gdy Papież wysiada w tym miejscu ze statku Żeglugi Augustowskiej. Stoi blisko ludzi. Można podejść i złapać Jana Pawła za rękę, w której trzyma laskę. Ten pomnik jest z kamienia, ale wyraża pamięć żywą, zaprasza. Pozostałe zazwyczaj nieudolnie zamykają w kamieniu pamięć o Karolu Wojtyle. Dlatego omijam je szerokim łukiem.
Polskie kłopoty z nieudolną pamięcią o Janie Pawle II to kolejny przykład na to, jak bardzo on nas przerastał, jednocześnie tak mocno wyrastając z polskości. Nasza pamięć o nim łatwo zatrzymuje się na podziwie i zachwycie jego wielkością, zamiast prowadzić do refleksji, jak mamy do tej wielkości dorastać. Dlatego październikowy (sześćsetny!) numer "Więzi" poświęciliśmy poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: Ile w nas z Wojtyły?