Husycka rewolucja

Mit husytyzmu – narodowego ruchu, który stawiał desperacki opór obcym mocarstwom w imię prawdy – jest wciąż kluczowy dla tożsamości Czechów. Historycy weryfikują dziś jego obraz.

06.07.2020

Czyta się kilka minut

Rekonstrukcje historyczne z czasów wojen husyckich cieszą się w Czechach popularnością. Na zdjęciu rekonstrukcja bitwy pod Sudomerem w 1420 r., podczas której słabsze liczebnie siły husyckie Jana Žižki pokonały wojska cesarskie. 26 marca 2016 r. / DAWID W. CERNY / REUTERS / FORUM
Rekonstrukcje historyczne z czasów wojen husyckich cieszą się w Czechach popularnością. Na zdjęciu rekonstrukcja bitwy pod Sudomerem w 1420 r., podczas której słabsze liczebnie siły husyckie Jana Žižki pokonały wojska cesarskie. 26 marca 2016 r. / DAWID W. CERNY / REUTERS / FORUM

Sześćset lat temu, na przełomie czerwca i lipca 1420 r., utonęła w chaosie i rozpadła się pierwsza wyprawa krzyżowa przeciw czeskim husytom, ogłoszona przez papieża Marcina V. W Czechach tradycyjna narodowa wersja tej historii głosi, że potężne wojska krzyżowców zostały rozgromione 14 lipca w bitwie na wzgórzu Vítkov pod Pragą (pol. Witkowa Góra), a o wiktorii przesądziły patriotyzm i męstwo husytów oraz geniusz strategiczny ich wodza, Jana Žižki z Trocnova.

Ktokolwiek był w Pradze, musiał go dostrzec: górujący nad miastem od wschodniej strony pomnik jeźdźca na koniu. Tam, na Vítkovie, stoi brązowy Žižka: krzepki mężczyzna z charakterystyczną przepaską na oku. Takiego bohatera poznają czeskie dzieci na lekcjach.

Praga, lipiec 1420

Tradycyjna interpretacja mówi, że ruch husycki to pierwsza próba Reformacji i słowiański bunt przeciw germańskiej dominacji w Europie Środkowej. Ale historycy dawno już zrewidowali narodowe mity. I tak, armii krzyżowców nie tworzyli Niemcy – to była środkowo- europejska mieszanka języków i kultur. A przede wszystkim było w niej całkiem sporo etnicznych Czechów, wiernych legalnej średniowiecznej władzy: królowi i papieżowi.

Sama zaś bitwa na wzgórzu Vítkov była raczej chaotyczną potyczką. Krzyżowcy planowali wziąć głodem Pragę, bronioną przez 8-9 tys. husyckich bojowników. Przed żniwami praskie spichlerze były puste, kluczowe było więc zapewnienie zaopatrzenia miastu. Przy ważnej dla dostaw drodze prowadzącej obok Vítkova obrońcy postawili posterunek, umocniony naprędce drewnianymi palami. Właśnie to miejsce zaatakowali krzyżowcy. Gdy z Pragi przyszła odsiecz, próbowali się cofać. Nie znali terenu, wybuchła panika, zaczęli się topić w Wełtawie.

W boju wzięło udział ledwie kilkuset ludzi. Parę dni później w obozie krzyżowców wybuchł pożar, który bardziej niż ta porażka nadłamał ducha bojowego. Znawca epoki, prof. Petr Čornej z Uniwersytetu Karola, nie ma wątpliwości: o klęsce krzyżowców zdecydowały kłopoty z aprowizacją. Ich armia plądrowała okolice Pragi, a gdy zjadła wszystko, czego nie ukryli chłopi, w oczy zajrzał jej głód. Dowodzący król rzymski Zygmunt pojął, że za chwilę wojsko mu się zdemoralizuje, i zarządził odwrót.

Przed odjazdem, 28 lipca, w pośpiechu zajechał do katedry św. Wita (krzyżowcom udało się wcześniej zająć zamek na Hradczanach), gdzie jako dziedzic z dynastii luksemburskiej, która rządziła krajem, koronował się na króla Czech. Uroczystość była skromniutka, wzięli w niej udział nieliczni katoliccy wielmoże. Rzecz jasna przedstawiciele Pragi się nie stawili – w tym czasie ich poseł, Hynek Kolštejnský z Valdštejna, zmierzał do Krakowa z ofertą korony czeskiej dla Władysława Jagiełły. Pomysł wspierał Žižka (weteran spod Grunwaldu), ale nie brakło też wpływowych przeciwników.

Debaty o następstwie tronu toczyły się w duchu epoki. Np. husycki wódz Mikuláš z Pístného był przeciwny oddaniu korony Jagielle, bo wierzył, że lada chwila zacznie się Tysiącletnie Panowanie Chrystusa. Podobne postawy były wśród husytów powszechne.

Oczami potomnych

Na husytyzm patrzymy dziś przez pryzmat nowoczesnego czeskiego nacjonalizmu z XIX i XX stulecia. Odsłonięcie pomnika Jana Husa na Rynku praskiego Starego Miasta w 1915 r. było jednym z ważniejszych momentów na drodze emancypacji narodowej Czechów.

Już po powstaniu Czechosłowacji na tym tle doszło nawet do rozłamu w Kościele katolickim, do którego należała wtedy zdecydowana większość obywateli z trzech głównych grup etnicznych – Czechów, Słowaków i Niemców. Około miliona Czechów wystąpiło z Kościoła katolickiego. Narodowcy powołali Czechosłowacki Kościół Husycki, który nazwą i liturgią nawiązywał do średniowiecznego husytyzmu, ale był tworem nowym. Dziś należy do niego około jednego procenta Czechów, a jego znaczenie jest symboliczne.

Anachroniczne interpretacje zostały doprowadzone do skrajności przez komunistów. W ich ujęciu husytyzm był proletariacką rewolucją, a kontynuacją tamtej „słowiańskości” miał być teraz sojusz ze Związkiem Sowieckim. Wspomniany pomnik Žižki, projektowany od lat 20. XX w., ale niezrealizowany, odsłonięto ostatecznie po objęciu władzy przez komunistów, w 1950 r. Dwa lata później w budynku za pomnikiem otwarto mauzoleum Klementa Gottwalda, założyciela komunistycznej Czechosłowacji: w sowieckim stylu, z zabalsamowanymi zwłokami wystawionymi na widok publiczny. Mumię skremowano w 1962 r., ale pogrzeby komunistycznych dygnitarzy nadal odbywały się na terenie narodowej nekropolii na Vítkovie (po 1989 r. urny z prochami przeniesiono na zwykły cmentarz).

W czasach stalinizmu w centrum Starego Miasta minister edukacji Zdeněk Nejedlý kazał postawić (on sam mówił: „odbudować”) Kaplicę Betlejemską, tj. kopię budynku, w którym na początku XV w. głosił kazania Hus. Do dziś pełni ona funkcje reprezentacyjne.

W Pradze cesarza Karola

Tyle późniejszych interpretacji. A co takiego stało się 600 lat temu, że Czechy wstrząsnęły Europą?

Jan Hus, żarliwy kaznodzieja i reformator religijny, był w ówczesnej Pradze kolejnym z całej galerii świętych szaleńców. Historycy przypominają, że okres poprzedzający narodziny husytyzmu to czas szczególny. Przez Europę szły epidemie dżumy, a Kościół – instytucja organizująca całe życie religijne i społeczne – tkwił w kryzysie, rządzony przez dwóch, a momentami trzech konkurujących papieży.

Kotlina Czeska przynajmniej od XII w. była krajem dwunarodowym. A ówczesny czeski król i rzymski cesarz Karol IV (1316-78) był prawdziwym intelektualistą na tronie. Uczynił z Pragi centrum Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Spraszał tu największe umysły, w tym znakomitego kaznodzieję Konrada Waldhausera – ascetę, potępiającego zepsucie duchowieństwa i pogoń za dobrami ziemskimi.

Wśród zachwyconych słuchaczy był cesarski urzędnik Jan Milíč z Kromieryża. Pod wrażeniem Waldhausera porzucił dworską karierę i został księdzem. Zdobył popularność jako kaznodzieja także dlatego, że – inaczej niż jego mistrz – kazania głosił nie po niemiecku, lecz czesku. Ascezę doprowadził do skrajności: chodził w łachmanach, głodził się; słyszał też głosy aniołów. Potępiał niezrozumiałe dla ludu uniwersyteckie dysputy, domagał się rozdania biednym majątków bogaczy (nie tylko kościelnych), krytykował dbałość o higienę jako przejaw próżności. Ze Starego Testamentu wywiódł tezę, że między 1365 a 1367 r. światem zacznie rządzić Antychryst. W kolejnym kazaniu wskazał go palcem: za Antychrysta uznał Karola IV.

Mądry cesarz zbył to żartami, ale Milíča utemperowano, powierzając mu prowadzenie przytułku dla nawróconych prostytutek. Jego sława jednak trwała. W 1394 r. pewien bogaty kupiec postawił w sąsiedztwie prywatną kaplicę i ustanowił fundację, której celem było sprowadzanie najlepszych kaznodziejów głoszących Słowo Boże po czesku. Kilka lat później, w 1402 r., głównym kaznodzieją Kaplicy Niewiniątek (tak ją nazwano) został uniwersytecki profesor, około trzydziestoletni Jan z Husinca.

Radykalizacja Mistrza Jana

Karol IV zjednywał sobie sojuszników feudalną metodą kojarzenia małżeństw. Jedną z córek, Annę, wydał za angielskiego króla Ryszarda II. Ktoś z ludzi, którzy towarzyszyli Annie, wrócił do Pragi z pismami oksfordzkiego teologa Johna Wycliffe’a. Był to kolejny krytyk stosunków panujących w Kościele. Domagał się powrotu do cnót ewangelicznych. Wywodził, że papież, który żyje w stanie grzechu śmiertelnego, traci duchową władzę, a chrześcijanin ma obowiązek wypowiedzieć mu posłuszeństwo.


Czytaj także: Czechów symbol okrojony - rozmowa z historyczką Mileną Bartlovą


Pisma trafiły do teologów z Uniwersytetu Karola. Wkrótce podobne wątki pojawiły się w kazaniach Husa, głoszonych w Kaplicy Niewiniątek, którą praski lud zaczął nazywać Kaplicą Betlejemską. Hus potępiał księży noszących świeckie stroje, grzmiał na tych, którzy utrzymywali kochanki i grali w kości. Ze zgorszeniem opowiadał, że w zamówionej przez króla Biblii jedna z ilustracji przedstawia scenę współżycia patriarchy Jakuba z Rachelą. O bezkompromisowym kaznodziei wkrótce mówiło całe miasto, a wśród słuchającej go biedoty widziano nawet królową Zofię. Hus stał się modny, ale sukces miał ciemne strony: mnożyć zaczęły się skargi do biskupa na radykalnego kaznodzieję.

Około roku 1409 w akademickich dysputach pojawił się nowy wątek: zwolennicy tez Wycliffe’a poskarżyli się królowi, że zarzuty herezji stawiają im głównie uczeni narodowości niemieckiej. Prawdopodobnie chcieli wykorzystać wsparcie królowej, która ceniła Husa, w walce uczelnianych koterii. Udało się: król Wacław IV (syn i następca Karola IV) wydał dekret, zmieniając strukturę uniwersytetu. Dotąd rządziły nim cztery „nacje”: czeska, polska, saska i bawarska, a każda miała po jednym głosie. Dekret zmieniał proporcje: trzy głosy dostali Czesi, a reszta jeden. „Radujmy się, dzieci! Niech będzie pochwalony Bóg Wszechmogący, że się nam udało pozbyć Niemców! Jesteśmy zwycięzcami!” – wołał z ambony Hus, pierwszy rektor z nacji czeskiej.

Efekt był jednak taki, że większość studentów i profesorów wyjechała, wzmacniając uniwersytety w Wiedniu i Krakowie.

Historycy podkreślają, że wczesny ruch husycki nie był próbą tworzenia nowego wyznania. Społeczność dzieliła się w poprzek: często wikary był zwolennikiem wiklefistów (jak ich zwano), a proboszcz skarżył się na Husa do biskupa. Wszyscy uważali się jednak za katolików, i to tych prawowiernych.

W 1412 r. Hus zaczął nazywać papieża Antychrystem. Poszło o kolejną falę sprzedaży odpustów. Zgorszonych tym świętokupstwem było wielu, ale Hus stał się tak radykalny, że opuściła go nawet część przyjaciół. W sierpniu potępiono go (po raz kolejny), nakładając też ekskomunikę na Pragę – oznaczało to, że prażanie nie mogli chrzcić dzieci, przystępować do komunii i spowiadać się, umierali bez rozgrzeszenia.

Otoczenie Husa namówiło go, by wyjechał na wieś i zaprzestał chwilowo publicznej działalności. Ten czas miał być przeznaczony na wyjaśnienie wątpliwości i zdjęcie z Husa klątwy, którą uważano za wynik nieporozumienia. Okazją do pojednania miał być zbliżający się sobór w Konstancji.

Skazany w Konstancji

Hus pojechał na sobór jesienią 1414 r. – ze sporą obstawą i listem żelaznym (gwarancją nietykalności) od króla rzymskiego Zygmunta. Mimo to dwa tygodnie po przybyciu do Konstancji trafił do aresztu. Po dziewięciu miesiącach procesu został spalony na stosie jako heretyk.

Czeska historia przedstawia go tradycyjnie jako męczennika za prawdę, zabitego z zemsty za krytykę papieża i króla. Żal nad jego okrutną śmiercią wyraził Jan Paweł II podczas konferencji na Uniwersytecie Laterańskim w 1999 r., w obecności prezydenta Czech Václava Havla. Po badaniach międzynarodowej komisji naukowej nie ma już wątpliwości, że była to kolejna historyczna zbrodnia, która obciąża Kościół.

Ustalenia komisji przyniosły też nowe spojrzenie na sam proces. Kluczowe są tu ustalenia, które opublikował nieżyjący już czeski historyk prawa średniowiecznego prof. Jiří Kejř. W książce „Hus znany i nieznany” pisze on, że areszt był rodzajem internowania: nie było mowy o przemocy, Hus mógł pracować. Sobór zajmował się fundamentalną sprawą sklejenia rozpadającego się Kościoła, sprawa Husa była tu tylko kwestią poboczną.

Jiří Kejř pisze, że wzywany przed oblicza ojców soborowych, Hus wdawał się z nimi w dywagacje, jakby brał udział w akademickiej dyspucie. Daremnie próbowano mu uświadomić, że to prawdziwy sąd (kierujący się ówczesnym prawem – gdy dla prawa średniowiecznego kwestie religijne były kręgosłupem struktury społecznej).

W zachowanych dokumentach opisane są wizyty kolejnych kardynałów w celi Husa. W długich rozmowach podpowiadali mu nieco wykrętne sformułowania, których zalecali użyć, by uniknął skazania za herezję. Ale on się radykalizował. Na ostatnim przesłuchaniu powtórzył za Wycliffe’em, że papież, który żyje w grzechu śmiertelnym, nie jest papieżem. I dodał: „Król, który żyje w grzechu śmiertelnym, nie jest królem”. Patrzył przy tym na obecnego na sali Zygmunta, znanego kobieciarza. „Janie Husie, nikt z nas nie jest bez grzechu!” – zagrzmiał rozwścieczony monarcha.

Mimo to nawet nazajutrz na Husa czekały dwa projekty wyroku: skazujący i uniewinniający. Podobno był plan, by skazać go na spędzenie reszty życia w klasztorze na bałtyckiej wyspie. Jednak on odmówił złagodzenia wypowiedzi. Jiří Kejř (sam protestant) uważał, że kardynałowie nie mieli wyjścia. Jeszcze tego samego dnia spłonął na stosie, a prochy wrzucono do Renu.

Rewolucja w Pradze

Niezwykle ciekawych jest tych kilka lat między spaleniem Mistrza Jana a wybuchem wojen husyckich. Spór, którym żyło praskie mieszczaństwo, nie wypalił się, lecz rozlał na cały kraj. W kościołach coraz częściej występowali radykalni kaznodzieje, atakowali władzę króla i papieża, krytykowali Kościół. Jądrem sporu stał się język liturgii (czeski zamiast łaciny) i Eucharystia. Jeden ze zwolenników Husa, mistrz Jakoubek ze Stříbra, zaczął w 1415 r. udzielać jej w kilku praskich kościołach pod obiema postaciami, chleba i wina. Napisał o tym w liście do Konstancji, do uwięzionego Husa, ale z odpowiedzi można wnosić, że Mistrz Jan nie uważał tego za sprawę pierwszej wagi.

Po Europie krążyła plotka, jakoby przyjmowanie Eucharystii pod obiema postaciami chroniło przed dżumą. Kielich mszalny stał się symbolem ruchu. Husyckich radykałów nazwano kalisznikami – od czeskiego kalich (kielich).

Po zabiciu Husa w całym kraju kościoły podzieliły się na te „pod obiema” (jak je zwano) i pozostałe. Setki kaznodziejów głosiły rychły początek Tysiącletniego Panowania Chrystusa. Ich wystąpienia czasem kończyły się bijatykami. Słaby król Wacław IV próbował lawirować między naciskającym go królem rzymskim Zygmuntem (swym przyrodnim bratem) a buntującym się ludem. Wydał zakazy, na mocy których w 1418 r. w Pradze zostały tylko trzy kościoły „pod obiema”.

Na Wielkanoc 1419 r. zaczęły się „pielgrzymki na góry”: organizowane spontaniczne spotkania religijne. Na wsiach bywało, że w niedzielę rano ludzie szli na mszę, a wieczorem gromadzili się na jakiejś górce, palili ogniska, wspominali Mistrza Jana, a mowę krytykującą papieża głosił im ten sam proboszcz, który rano odprawiał mszę. W przeczuciu, że nastały czasy ostateczne, wzgórzom nadawano biblijne nazwy: Horeb, Góra Oliwna, Baranek i najsłynniejsza – Tábor.

Wacław IV czuł, że jego władza ulega rozkładowi, i chyba chciał zademonstrować siłę. 6 lipca 1419 r., w czwartą rocznicę spalenia Husa, zdymisjonował złożoną z husytów radę miejską praskiego Nowego Miasta i zastąpił ich zwolennikami papieża. Wywołało to ogromne protesty. Dwa tygodnie później na górze Tábor, 90 km na południe od Pragi, doszło do zgromadzenia, w którym wedle dzisiejszych szacunków wzięła udział rekordowa liczba 40 tys. ludzi. W samej Pradze coraz większe wpływy zyskiwał zbiegły mnich Jan Želivský, który głosił płomienne kazania w jednym z kościołów „pod obiema”.

W niedzielę 30 lipca świątynia była pełna wiernych, którzy pod okryciami mieli kije, noże, miecze. Želivský poświęcił kazanie zdradzieckim władcom, po czym zawołał: „W górę serca, drogie dzieci!”. Tłum ruszył przez miasto. Po drodze wpadł do kościoła, w którym odprawiano katolicką mszę: księdza pobito, wiernych rozpędzono. Niosąc monstrancję, Želivský poprowadził pochód pod ratusz Nowego Miasta. Podobno z ratuszowego okna ku monstrancji poleciał kamień. Rozlew krwi mógł jeszcze powstrzymać przysłany przez króla oddział trzystu konnych, ale zobaczywszy, co się dzieje, dowódca kazał zawrócić. Potem okazało się, że był on niechętnym królowi zwolennikiem husytów.

Ratusz szybko zdobyto, a wiernych królowi radnych powyrzucano przez okna. To była pierwsza praska defenestracja. Okna były nisko, ledwie pierwsze piętro, ale wyrzucani spadali na piki i miecze.

Europejski wyjątek

Tak zaczęły się wojny husyckie. Wacław IV praktycznie się poddał: dwa dni później przyjął sklecone naprędce przeprosiny i zatwierdził nową radę Nowego Miasta, złożoną z husytów. Schorowany i rozpity, dostał udaru i 15 sierpnia umarł.

Następny w kolejce do czeskiego tronu Zygmunt Luksemburski szykował już z papieżem wyprawę krzyżową, która miała przywrócić porządek. Stało się inaczej. Wyprawy krzyżowe załamywały się jedna po drugiej. Husyci okrzepli w bojach i nie ustępowali pola przez następnych 16 lat. Kolejne bitwy i kampanie były już naprawdę potężne, okrutne i pustoszące – nie tylko Czechy, także okoliczne krainy. Od najazdów husyckich bardzo ucierpiał wtedy Dolny Śląsk (wtedy już część cesarstwa). Husytami w Europie Środkowej straszono dzieci, ale druga strona nie była lepsza.

Sami husyci szybko się podzielili. Skrzydłu radykalnemu przewodzili ta- boryci, wojowniczy i zdominowani przez wyznawców tezy, iż wkrótce nadejdzie Królestwo Boże. W Táborze (miasto przez nich założone istnieje do dziś) początkowo tworzyli coś między utopijną komuną a obozem wojskowym. Jak żywe to dziedzictwo, niech świadczy fakt, że prezydent Czechosłowacji Tomáš Masaryk oznajmił w latach 20. XX w.: „Naszym programem jest Tábor”.

Zdecydowaną większość społeczeństwa Czech stanowili jednak umiarkowani utrakwiści (od łacińskiego sub utraque specie, pod obiema postaciami). Koniec końców sprzymierzyli się oni z katolikami i w 1434 r. wspólnie pokonali taborytów w bitwie pod Lipanami.

Likwidacja radykałów przywróciła pokój. Czechy stały się w ówczesnej Europie prawdziwym wyjątkiem: sobór w Bazylei zatwierdził postulaty utrakwistów i w kraju obok siebie funkcjonowały dwa legalne obrządki chrześcijańskie. Ten stan przetrwał niemal 200 lat, aż do bitwy na Białej Górze w 1620 r., kiedy pod berłem Habsburgów w Czechach zaczęła się Kontrreformacja. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2020