Huculi idą do biznesu

Huculszczyzna, legendarny region w Polsce międzywojennej, o randze Zakopanego. Dorobek ten zmarnowano w czasach ZSRR. Dziś Huculszczyzna wraca do tradycji dzięki zaradnym ludziom. Takim jak Saszka, Kikinczukowie, Medwedczukowie.

18.12.2005

Czyta się kilka minut

Przedwojenne wille letniskowe w Worochcie /
Przedwojenne wille letniskowe w Worochcie /

Główna ulica Jaremcza. Po prawej ładny budynek przedwojennego dworca, po lewej ściany gór, schodzące do Prutu. Na wprost wyniosłe szczyty Gorganów. Miasteczko, nieco na wyrost nazwane “perłą ukraińskich Karpat", robi przyjemne wrażenie: centrum zadbane, niedawno pojawiły się drogowskazy.

Skręcamy nad Prut. Ten zakątek, pięknie położony wśród starych drzew, do dziś nosi nazwę “Morskie Oko". Przed wojną była to dzielnica willowa. Pozostały po niej ruiny modernistycznych budynków.

Prowadzi Sasza, 30-latek. Do niedawna inżynier i porucznik ukraińskiej armii, teraz właściciel pensjonatu i przewodnik górski. Schodzimy ku rzece po resztkach schodów; gdzieniegdzie zachowały się zdobione, stalowe poręcze. Zaglądamy w okna bez szyb, przez które widać lekarskie wagi, biurka, sprzęt sanatoryjny. Po 1945 r. budynki zajęły socjalistyczne sanatoria i eksploatowano je, póki się dało, a potem porzucono.

Na stronie internetowej Jaremczy można przeczytać, że przed 1939 r. działało tu 45 pensjonatów, takich jak: “Warszawianka", “Raj", “Morskie Oko". Czy znajdzie się ktoś oczarowany urokiem willi, kto przywróci je do życia? Współcześni inwestorzy ukraińscy rzadko szukają inspiracji w dawnej architekturze letniskowej.

Wracamy do centrum. Tu domy letniskowe w stylu “zakopiańskim" są w lepszym stanie. Użytkują je głównie sanatoria, które sąsiadują z prywatnymi posesjami. Budynki w centrum są często odnowione, ani śladu grządek z warzywami. Zamiast tego trawa, kwiaty, iglaki. Gdzieniegdzie altanki, ławeczki i tabliczki z informacją o pokojach do wynajęcia.

Turystyka to dobry biznes. Gości przybywa z roku na rok. Przyjeżdżają ze Lwowa, Iwano-Frankowska (Stanisławów), a także z bogatszych regionów Ukrainy: Kijowa, Donbasu. I z Rosji. Sporo jest Polaków, a po zniesieniu wiz dla obywateli UE także Niemców. Przyjeżdża diaspora z Kanady. Dlatego kto tylko może, remontuje dom, wykłada kafelkami łazienki, dobudowuje piętra i czeka na gości.

Kilkanaście lat temu baza turystyczna na Huculszczyźnie to były posowieckie sanatoria i turbazy (schroniska). Później doszły drogie hotele. Od kilku lat najszybciej rozwija się mały rodzinny biznes.

Telefon Saszki wygrywa arię z opery “Carmen". To kolejni turyści. Tym razem jedenaście studentek z Winnicy. Trzeba odebrać je z dworca w Iwano-Frankiwsku. Sasza ma kłopot: w jego fordzie transicie jest dziewięć miejsc. Podobno ktoś w Tatarowie ma większy mikrobus. Trzeba się do niego dodzwonić. Związki między turystą i gospodarzem kwatery są tu silniejsze niż gdzie indziej. Gospodarze muszą zastąpić skromną infrastrukturę turystyczną: odbierają turystów z dworców, organizują wycieczki w góry, pełnią funkcję informacji turystycznej.

Kilka minut spaceru od dworca i jesteśmy na miejscu. “Gostinnyj dwir u Saszki" to parterowy dom z dobudowanym poddaszem. Wokół wypielęgnowany trawnik, sporo unikatowych okazów karpackiej roślinności, oczko wodne i altanki. Na podwórku dziewięcioletni Misza bawi się z psem, biega czteroletnia Ola. Gospodarstwa dogląda matka Saszki; żona jest jeszcze w szkole, uczy angielskiego.

Pokoje dla turystów: wiklinowe meble, telewizory. Łazienka wyłożona nowymi kafelkami, z armaturą z Cersanitu. - Pieniędzy za dużo nie miałem, wszystko wewnątrz i wokół domu sam zrobiłem - tłumaczy Sasza. - Ale ludzie przyjeżdżają, zarobek jest, więc można inwestować.

W ostatnich latach Jaremcze wzbogaciło się o nową dzielnicę wypoczynkową. Trzeba przejść mostem na Prucie, potem przez tory. Dalej wzdłuż rzeki, mijając słynne wodospady. Nową dzielnicę zbudowano na wzniesieniu. Z daleka widać obszar podzielony na działki, ogrodzone płotami niczym nowe polskie osiedla.

Zapewne budowano ją tak jak w anegdocie: “Rzecz dzieje się na Huculszczyźnie. Do majstrów przybiega goniec: panowie, jest zlecenie. Trzeba postawić dwupiętrowy dom na wzgórzu, zawrócić strumyk, aby przepływał obok, a do tego zasadzić jodły, wysokie na cztery metry, z równymi gałęziami. Tego się nie da zrobić - protestują. Facet jednak płaci każde pieniądze. Po roku biznesmen wychodzi na taras swojego letniego domu. Wokół góry, przed domem szemrze strumyk, szumią wysokie jodły. Ach, takiego piękna za żadne pieniądze nie kupisz!". W istocie każda działka w tej części miasta to księstwo, na którym właściciel może stawiać, co chce. Trwa boom budowlany.

Zamożni Ukraińcy lubią wypoczywać w tłoku. Stare mercedesy, bmw i audi z przyciemnianymi szybami ciasno wypełniają parkingi przed pensjonatami i hotelami. Póki jest ciepło, ich właściciele namiętnie grilują nad Prutem, zagłuszając rzekę rosyjskim disco. W pensjonatach wybór pokoi: zwykły, ulepszony, półluks, luks, luks dwupokojowy.

Wyżej dojeżdżają już tylko nowsze modele zachodnich aut. Nad całą dzielnicą króluje ze wzgórza nowoczesny kompleks wypoczynkowy: to już standard czterogwiazdkowy. Pokój dwuosobowy kosztuje tu więcej niż płaca minimalna. Takie ceny mogą szokować nawet przybyszów z zamożnych krajów. Nic dziwnego, że zwykli ludzie szukają pokoi gościnnych lub biwakują w namiotach.

Ukraiński boom budowlany ma jeszcze jedną cechę charakterystyczną: o ile każdy pakuje pieniądze we własne wille i działki, to nie widać ani kawałka zagospodarowanej przestrzeni wspólnej.

***

Ilce, jak wiele wsi Huculszczyzny, ciągną się kilometrami. Po obu stronach drogi drewniane domy ze spadzistymi dachami i przeszklonymi werandami. Niektóre wzbogacono o srebrne gipsowe elewacje.

Przy skrzyżowaniu z drogą na Berkut otwiera się widok na szczyty Czarnohory. Możemy dostrzec “Białego Słonia", czyli ruiny przedwojennego obserwatorium astronomicznego na szczycie Popa Iwana, głównego obok Howerli szczytu w paśmie Czarnohory.

Stąd tylko kilkanaście kilometrów do Dzembroni, gdzie zaczyna się szlak na szczyty. Kiedyś stało tu Muzeum Huculskie, wybudowane przed wojną: w nowoczesnym, pięciokondygnacyjnym budynku z kamienia i cegły zgromadzono 5 tys. eksponatów. Po 1945 r. zbiory rozkradziono, a budynek zburzyła sowiecka władza.

Dziś życie w Ilcach toczy się wokół dwóch sklepów; przed nimi, przy stolikach mężczyźni popijają piwo. Jeden ze sklepów należy do Michała i Waseliny Kikinczuków. Od sklepu do ich posiadłości jest kilka kroków. Na niewielkiej działce stoją trzy budynki. Starszy dom rodzinny zbudowano w stylu huculskim; drugi, niedawno ukończony, prezentuje współczesną architekturę. Jest jeszcze budynek gospodarczy. Każdy metr zagospodarowano pod uprawę warzyw i drzew owocowych.

Gospodarza trudno zastać w domu, bez przerwy gdzieś jeździ. Pracy dużo, ale Misza nie narzeka. Najważniejsze, że starcza na studia dla córki, która chce być stomatologiem. A studia są płatne i drogie.

Misza, 50-latek, nim został przedsiębiorcą, kierował domem kultury. Pensja była skromna, więc postanowili z żoną pójść na swoje. Zaczęli od budowania domków letniskowych, potem doszedł sklep, na końcu agroturystyka. A cóż tu innego można robić, zakłady padły, tylko te góry, lasy... i - Misza uśmiecha się - turyści.

Babcia słucha rozmowy, kiwa głową. Jest dumna z syna i synowej. - Goście mają wszystko zapewnione: dojazd, wycieczki, dowożenie do ośrodków narciarskich - Misza wskazuje na nabytek, używanego 7-miejscowego fiata ulysse.

Sto metrów za sklepem Kikinczuków stoi tartak, podzielony na dwie części. Po prawej bezruch. Po lewej krzątają się robotnicy w kombinezonach, a drewno poukładane jest w stosy. Na paletach do transportu wpisano kraj docelowy: “Israel".

Na każdym kroku nowe walczy ze starym. Otoczenie wciąż jest siermiężne: dziurawe chodniki, brak oświetlenia. Przypomina to Polskę z początku lat 90., z tą różnicą, że na Ukrainie nie widać aktywności samorządów terytorialnych. W Werchowynie, która jest jednym z centrów wypoczynkowych, nie ma nawet informacji turystycznej czy planu ulic. Gdy pytam Miszę, jak gmina wspiera turystykę, robi zdziwioną minę, podobnie jak wcześniej Sasza. - Nic nie robią - odpowiada.

Do ludzi nie dotarła jeszcze prawda, że wspólnie można więcej osiągnąć. Patrzę na drogę prowadzącą m.in. na posesję Miszy: nowym fordem focusem jedzie jeden z jego gości. Kierowca zagapił się i auto niemal zawisło. To drugi samochód, który dziś zahaczył podwoziem o kamienie. Ale nikt nie zamierza nic z tym zrobić. Co za ogrodzeniem, to ziemia niczyja.

Co nie znaczy, że ludzie ciężko nie pracują. Saszka twierdzi, że lubi, to co robi, a pieniądze mu nie przeszkadzają. Jego żonie natomiast znakomicie ułatwiają modernizację domu. Misza i Waselina pracują głównie dla córek: dla takich jak oni wykształcenie dzieci jest życiowym celem.

Mieszkający w pobliżu Kikinczuków Medwedczukowie mają dwoje dzieci na studiach: ekonomii i turystyce. Za jedne i drugie trzeba płacić. Pięć lat temu oboje stracili pracę po upadku kombinatu drzewnego. Teraz Irena przyjmuje turystów, a Wasyl buduje domy w Kijowie. Inni szukają zarobku za granicą.

***

Koniec ZSRR oznaczał tu upadek większości zakładów i bezrobocie. Mimo to na Zachodniej Ukrainie mało kto tęskni za Sowietami. - Niemal każda rodzina była represjonowana, ludzie pamiętają - zauważa Roman Kumłyk, muzyk i właściciel muzeum huculskiego w Werchowynie.

- Jakie mam plany? - zastanawia się Sasza. - Aby to wreszcie skończyć - pokazuje domek dla turystów. - No i chciałbym jeszcze kupić komputer dla syna.

Kikinczukowie zamierzają również postawić drewniany dom z sauną i basenem. Misza: - Chcielibyśmy, by dochody ze sklepu starczyły na życie, a z turystyki na dalsze inwestycje. Aby tylko więcej turystów przyjeżdżało, także z Polski.

Medwedczukowie także chcą rozwijać rodzinny biznes turystyczny.

Razem z córką, gdy tylko skończy studia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2005

Artykuł pochodzi z dodatku „Nowa Europa Wschodnia (51/2005)