Hopper spotyka Hitlera

Wrocławski festiwal zbiera śmietankę z tego, co najlepsze w światowym kinie. Nie trzeba już jechać do Berlina, Cannes czy Wenecji...

16.07.2013

Czyta się kilka minut

Hopperowski kadr z filmu „Shirley“ / Fot. MATERIAŁY PRASOWE
Hopperowski kadr z filmu „Shirley“ / Fot. MATERIAŁY PRASOWE

Wrocławskie kino „Helios” w niczym już nie przypomina dawnego multipleksu. W odświeżonej, postindustrialno-ekologicznej szacie, pod wodzą Romana Gutka, z doraźnego obiektu festiwalowego przemieniło się w całoroczny wielosalowy art house, promujący kino artystyczne i edukację filmową. Trzynasta (oby nie pechowa) edycja Nowych Horyzontów po raz pierwszy odbędzie się zatem w nowym wnętrzu. Czy będzie przełomowa? Zapewne nie, bo dla bywalców festiwalu liczy się nieodmiennie to samo: kolejna końska dawka mocnych filmowych wrażeń, jak najwięcej prywatnych odkryć i zaskoczeń, wreszcie – uczestnictwo w zbiorowym rytuale, coraz rzadziej doświadczane przez dzisiejszych kinowych widzów. Ekskluzywność wystroju „Heliosa” zapewne dodatkowo w tym pomoże.

(CYBER)PUNK’S NOT DEAD

Jak już zdążyliśmy przywyknąć, również tegoroczny program został stworzony nie na ludzką miarę. W gąszczu tytułów każdy musi wydeptać sobie własną ścieżkę. Mało kto robi to na oślep: festiwal zdążył wychować sobie widza świadomego, starannie i z dużym wyprzedzeniem planującego filmowo-koncertowy „rozkład jazdy”.

W tym roku atrakcją będzie z pewnością przegląd „Równoległe kino Rosji”, skomponowany pod prąd naszych wyobrażeń i oczekiwań związanych z kinematografią wschodnich sąsiadów, słynącą głównie z wielkomocarstwowych produkcji tudzież wysublimowanego kina „posttarkowskiego”. We Wrocławiu Rosjanie pokażą inny pazur: filmy fabularne Siergieja Łobana („Pył”), Igora Wołoszyna („Nirwana”) czy dokument Pawła Kostomarowa i Aleksandra Rastorgujewa „Kocham cię”, który przygląda się najmłodszemu pokoleniu, urodzonemu u schyłku bądź tuż po upadku ZSRR. Przed nami rosyjskie „pokolenie X”, pogrążone w pustce i chaosie. Bohaterowie – czasem rozpaczliwie i pokracznie – próbują zagospodarować tę pustą przestrzeń, zapatrzeni w zachodnie wzorce, ale i dziedzicznie obciążeni nostalgią.

Ich polscy równolatkowie mają również okazję poznać we Wrocławiu kino należące do minionych epok, niesprawiedliwie zepchnięte do lamusa bądź zaklajstrowane etykietami. Postać Waleriana Borowczyka była ekscesem w peerelowskiej kulturze, zbyt wiele było w nim ciągot do eksperymentu, zbyt odważnie buszował w zakamarkach surrealistycznej wyobraźni. Nic dziwnego, że to przede wszystkim za granicą twórca „Blanche” tworzył, inspirował i zbierał nagrody. Ciekawe, jak dziś, w dobie rozluźnienia obyczajów, zostaną odebrane „Opowieści niemoralne” i „Dzieje grzechu” – czy zadziała obecny w nich element transgresji, czy trącić będą myszką? Retrospektywa twórczości Borowczyka z pewnością przypomni nam o wszechstronności jego talentu, wyrażającego się w artystycznej animacji, sztuce plakatu czy wspomnianych filmach aktorskich.

Podobnej rewizji domaga się dzisiaj nurt francuskiego filmowego neobaroku. W kinie lat 80. i wczesnych 90. twórczość Jeana-Jacques’a Beineix („Diva”, „Betty”, „Księżyc w rynsztoku”), Luca Bessona („Metro”, „Wielki błękit”, „Nikita”) i Léosa Carax („Zła krew”, „Pola X”) miała moc wywrotową nie tylko ze względu na rozbuchany język, rafinujący popkulturowe schematy. Ekstatyczna forma wyrażała stan ducha ówczesnej młodzieży, rozczarowanej rzeczywistością zachodniego społeczeństwa, jakże odległą od ideałów roku ‘68, czyli pokolenia rodziców. Jakkolwiek język przekazu mógł się od tamtej pory mocno zestarzeć, to anarchistyczno-punkowy klimat ma szansę odrodzić się w dzisiejszym pokoleniu wchodzącym w dorosłość, sfrustrowanym brutalnością świata i rozpadem społecznych więzi. (Warto przypomnieć, że jeden z przedstawicieli tego nurtu, Carax, przeżył w ubiegłym roku swój wielki powrót filmem „Holy Motors”). Dopełnieniem tego przeglądu będzie festiwalowa sekcja Cyberpunk, realizowana w ramach stałego cyklu „Nocne szaleństwo”, w której zobaczymy radykalne wizje społeczeństwa przyszłości: „Videodrom” Davida Cronenberga, „Mad Max” George’a Millera, „Świat na drucie” – nieznany film telewizyjny Reinera Wernera Fassbindera, ale także niskobudżetowe filmy pomniejszych autorów.

DZISIEJSI MISTRZOWIE

Niszowy charakter Nowych Horyzontów, wyrażający się przede wszystkim w coraz bardziej hermetycznej sekcji konkursowej, nie zmienia faktu, że wrocławski festiwal jest w dalszym ciągu imprezą zbierającą śmietankę z tego, co najlepsze w światowym kinie głównego nurtu. Nie trzeba już jechać do Berlina, Cannes czy Wenecji...

Prosto z tegorocznego Berlinale przybywa do Wrocławia najnowszy film Bruno Dumonta „Camille Claudel, 1915” z Juliette Binoche w roli tytułowej. W przeciwieństwie do głośnego filmu Bruno Nuyttena z Isabelle Adjani (1988), skoncentrowanego na artystyczno-erotycznej relacji rzeźbiarki z Augustem Rodinem, film Dumonta jest najczystszym przykładem kina religijnego. Opowieść o świętości dotyczy tu okresu, w którym Claudel za sprawą rodziny znalazła się w zakładzie dla obłąkanych. Jej cierpienie i wielka wrażliwość zderzone zostały w filmie z duchowymi spekulacjami brata, pisarza Paula Claudela, aspirującego do świętości, rozumiejącego istotę geniuszu, ale głuchego na osobistą tragedię siostry. Belgijski reżyser stosuje ryzykowny zabieg: na ekranie obok profesjonalnych aktorów pojawiają się autentyczni pacjenci szpitala psychiatrycznego wraz ze swymi tikami i nieartykułowanymi odgłosami. To jednak sprawia, że ascetyczne kino Dumonta zamienia się w przypowieść o szaleństwie jako ukrytej prawdzie na temat ludzkiej kondycji.

Podobne ryzyko podejmuje Ulrich Seidl w filmie „Raj: nadzieja”, ostatnim ogniwie trylogii, gdzie poznajemy bliżej nastoletnią córkę bohaterki pierwszej części, „Raj: miłość”. Historia rozgrywa się na obozie odchudzającym dla młodzieży, łącząc brutalność spojrzenia (parada otyłych ciał poddanych dyscyplinie jako znak naszej cywilizacji bez opamiętania konsumującej, a zarazem wydanej estetycznemu terrorowi) z niezgrabną potrzebą bliskości. Na inny cywilizacyjny biegun, do dzisiejszej Bośni i Hercegowiny, przenosi nas nagradzany film „Senada” Danisa Tanovicia. Jesteśmy gdzieś na bałkańskiej prowincji, gdzie biednym, w szczególności Romom, wiatr zawsze wieje w oczy. Twórca „Ziemi niczyjej”, z udziałem naturszczyków grających samych siebie i cyfrowej kamery minimalizującej inscenizację, pokazuje ludzi ze śmietnika – również w sensie dosłownym, jako że Nazif, główny bohater filmu, zarabia na życie zbieraniem złomu. „Senada” wyzwala w widzu rzadko spotykany w kinie odruch solidarności – bezinteresownej, na przekór literze bezdusznego prawa. Kiedy ciężarna żona Nazifa po obumarciu płodu bezskutecznie kołacze do szpitalnych drzwi, bohater dopuszcza się oszustwa, żeby uratować jej życie.

Wśród festiwalowych beniaminków są też otwierający imprezę laureat Złotej Palmy w Cannes Abdellatif Kechiche i Denis Côté – obaj na różne sposoby dotykają problemu miłości lesbijskiej. Tunezyjsko-francuski twórca „Życia Adeli – rozdziału 1 i 2” przez ten właśnie pryzmat opowiada o wchodzeniu w dorosłość, o budzeniu się do miłości i suwerenności. Z kolei w filmie „Vic+Flo zobaczyły niedźwiedzia” ekscentryczny Côté portretuje związek dwóch dojrzałych kobiet, które na odludziu próbują wspólnie odbudować swoje życie; przeszłość jednak upomni się o nie, zamieniając idyllę w makabrę.

Wyjątkowej przyjemności estetycznej i wyrafinowanego humoru dostarcza najnowszy film Petera Greenawaya „Goltzius and the Pelican Company”, gdzie w opustoszałej hali produkcyjnej udającej teatralne pudełko reżyser inscenizuje opowieść o XVII-wiecznym artyście holenderskim, który wystawia (z zachowaniem fizjologicznej dosłowności) biblijne sceny erotyczne, by wkupić się w łaski bogatego alzackiego sponsora. Film, będący częścią trylogii o niderlandzkich mistrzach, zapoczątkowanej „Strażą nocną” o Rembrandcie, a mającą w zamyśle także portret Hieronima Boscha, imponuje przebogatą fakturą obrazu. Po raz kolejny Greenaway udowadnia nam, że najnowsza technologia może być wiernym sojusznikiem sztuki. Jeszcze większym odkryciem jest „Shirley – wizje rzeczywistości” Gustava Deutscha, impresja o kobiecie złożona wyłącznie z ruchomych płócien Edwarda Hoppera. Austriacki twórca multimedialny nie poprzestaje jednak na mechanicznym ożywieniu obrazów (zabiegu raczej banalnym w dobie powszechnej obróbki komputerowej), ale wchodzi w ich głąb. Przywołuje nie tylko intymny nastrój hotelowych pokoi, biur, nocnych barów i sal kinowych, lecz również ducha czasu, charakterystycznego dla różnych etapów amerykańskiej historii, od Wielkiego Kryzysu, poprzez II wojnę światową, okres makkartyzmu i walki z rasizmem, aż po rok 1963.

NIEMCY WE WROCŁAWIU

Jednym z największych wyzwań festiwalu będzie z pewnością spotkanie z „totalnym”, iście wagnerowskim kinem Hansa-Jürgena Syberberga. Ten urodzony w 1935 r. niemiecki reżyser dostarczał jeszcze większych kłopotów niż niesławna twórczość Leni Riefenstahl, ze względu na głęboko dyskursywny charakter jego filmów. W monumentalnym eseju „Hitler, film z Niemiec” (1978) Syberberg za pomocą strumienia obrazów dokumentalnych i inscenizowanych poddaje psychoanalizie swój naród. Sięgając do tradycji ludowej i wyobraźni romantycznej, łamiąc zasady politycznej poprawności i wszelkie filmowe konwencje, odbywa brawurową podróż do jądra ciemności.

Swoją drogą, znajdźcie mi proszę drugi festiwal, który pokazywałby kontrowersyjny, trwający siedem godzin (!) film i zdołałby zgromadzić na nim liczną widownię. Tego ostatniego akurat można być pewnym, jako że publiczność Nowych Horyzontów posiada jakiś odmienny rodzaj odporności i chłonności na kino, a co za tym idzie – odmienny rodzaj percypowania czasu. Można to nazwać snobizmem czy masochizmem, ja jednak wierzę, że spotkanie z Syberbergiem, balansujące nie tylko z racji swego metrażu na granicy jawy i snu, może mieć i dla nas coś z psychoanalitycznego seansu.


13. Międzynarodowy Festiwal Filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty, Wrocław, 18-28 lipca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2013