Hiszpańskie misteria

„Macareeeena!” – śpiewnie krzyczy ktoś w tłumie. A wtedy z setek gardeł rozlega się: „Ole! Guapa! Guapa!”. Minęła północ. Zaczął się Wielki Piątek. Figura Najświętszej Maryi Panny od Nadziei opuściła mury bazyliki i wyruszyła na ulice Sewilli.

02.04.2017

Czyta się kilka minut

Figura Maryi Matki Nadziei z bazyliki La Macarena w Sewilli, marzec 2016 r. / Fot. Barbara Łepkowska
Figura Maryi Matki Nadziei z bazyliki La Macarena w Sewilli, marzec 2016 r. / Fot. Barbara Łepkowska

Macarena ma twarz młodej dziewczyny. Drobne, lekko rozchylone usta, zgrabny nos, zaróżowione policzki, brązowe oczy. To one są najważniejsze: spuszczone i pełne smutku. I jeszcze to zmarszczone czoło, łukowato wygięte brwi oraz pięć kryształowych łez – symbol pięciu boleści. Cierpienia nie ukrywają ani wspaniałe koronki otaczające jej głowę i szyję, ani rozłożysta suknia i wspaniałe klejnoty, ani fantastycznie haftowany długi płaszcz i welon. Matka Boska Bolesna Macarena cicho krzyczy o swym żalu.

Rzeźba jest barokowa, wykonana z drzewa sosnowego i cedrowego, mierzy aż 175 cm. Nie ma pewności, kto jest autorem, w XVII wieku w Sewilli działało wielu doskonałych artystów, którzy na dużą skalę wytwarzali figury Maryi i Jezusa, ekspresyjne i równie zapadające w pamięć, ze szklanymi oczami i prawdziwymi włosami. Macarena także takie ma. Posiada również kilka strojów na zmianę. W listopadzie – miesiącu modlitwy za zmarłych – ubiera się ją w żałobę. Pierwszy raz wystąpiła w czerni po tragicznej śmierci torreadora Joselita El Gallo w 1920 r. Wiara i walki byków? W Hiszpanii sacrum miesza się z profanum, co jak na dłoni widać w czasie Wielkiego Tygodnia. Czy ktoś w Polsce zawołałby na widok Madonny: „Hej, śliczna”? A tu proszę: „Ole! Guapa!”.

Na placu przed bazyliką Macareny atmosfera jak przed koncertem wielkiej gwiazdy. Rodzice trzymają na ramionach małe dzieci. Coś zaczęło się dziać. Pośród morza głów pojawiają się wysokie, stożkowate kształty w czarnym kolorze. A potem następne i następne. Są ich dziesiątki. To nakrycia głowy nazarenos, członków bractwa Macareny (Hermandad de la Esperanza Macarena). W Sewilli w okresie Wielkiego Tygodnia procesje organizuje ponad 60 bractw – to od Macareny liczy rekordową liczbę 13 tys. członków, w tym około 3 tys. nazarenos. To dlatego szpaler przed bazyliką Macareny jest taki długi, a show może trwać wiele godzin. Nadciąga gigantyczna platforma. To Jesús de la Sentencia.

Do nieba z nią!

Pośrodku widać Jezusa w koronie cierniowej, ubranego w fioletową, wyszywaną złotą nicią tunikę. Ze spuszczoną głową wysłuchuje wyroku, który odczytuje mu żydowski sędzia. Poncjusz Piłat siedzi w tyle na tronie i ucieka wzrokiem gdzieś w bok. Do Skazanego zbliżają się dwaj rzymscy żołnierze. Za chwilę zaprowadzą go na drogę krzyżową.

Wygląda to imponująco. Pozłacana, bogato ornamentowana platforma, oświetlona wielkimi kandelabrami, niczym żółw przesuwa się wśród tłumu. Na takie konstrukcje, złocone albo srebrzone, z grupą rzeźb wyobrażającą sceny z Pasji, postać Chrystusa albo Maryi pod baldachimem, mówi się paso. Przeciętnie ich szerokość wynosi ponad dwa metry, zaś długość waha się między trzema a pięcioma metrami z kawałkiem. Ciężar może osiągnąć nawet dwie tony. Nasze feretrony, do których podniesienia wystarczą zwykle cztery kobiety, to przy tym piórka. Do dźwignięcia pasos potrzeba zastępu mężczyzn. A i metod noszenia jest kilka. W Sewilli zajmują się tym costaleros. Nazwa jest lokalna i pochodzi od chusty, którą tragarze mają zarzuconą na głowę i szyję. Jej najważniejszą część stanowi wypchany krążek albo półotok, chroniący miejsce (siódmy krąg szyjny), którym costaleros podtrzymują belki biegnące w poprzek paso. Mężczyźni, w kilku rzędach, ustawieni są ciasno jeden obok drugiego pod platformą osłoniętą tkaniną. Zmieniają się co kilka kroków. Chociaż „krok” to nie najlepsze słowo określające sposób, w jaki się poruszają. To jakby powolny taniec, falowanie, płynięcie. Costaleros truchtają równocześnie. Ruchem dyryguje capataz, który za pomocą specjalnego „dzwonka”, umieszczonego na przedzie paso, zarządza postój oraz ponowne uniesienie platformy.

„Do nieba z nią! – „Al cielo con ella!” – krzyczą tragarze, dźwigając swój ciężar. Jesús de la Sentencia podskakuje. Rozlega się dźwięk marsza i oklaski. Orszak przystępuje do wykonania trudnego manewru: musi ustawić się tak, by móc przejść przez zakończoną łukiem bramę i zanurzyć się w wąskich uliczkach Sewilli. Przez kilkanaście następnych minut paso niemal nie zmienia położenia, tylko część, gdzie na tronie siedzi Piłat, delikatnie zakręca. Ludzie patrzą na to z wypiekami na twarzy.

Nieważne, czy widzą to po raz pierwszy, czy setny, emocje są takie same. Uda się? Przejdą? Przeszli! A teraz to samo czeka Macarenę, której postać wreszcie ukazuje się za szpalerem braci ubranych w stroje gwardii pretoriańskiej. Na jej widok kobieta na jednym z przybranych odświętnie balkonów zaczyna śpiewać. Przypomina to trochę flamenco. „Aj, Aj, Aj! Madre Mia Macarena!” – intonuje żarliwie. Ta pieśń to saeta. Niesamowita mieszanka sacrum przyprawionego profanum rezonuje na placu przed bazyliką.

Nazareno, daj cukierka

Dźwięk. To on nas prowadzi i jest pierwszym zwiastunem Semana Santa, który napotykamy. Od Niedzieli Palmowej po późne godziny Wielkiej Soboty, a także w Niedzielę Zmartwychwstania, chociaż wtedy wszystko trwa znacznie krócej i jakby na przekór radosnej nowinie o zmartwychwstaniu Chrystusa – cichnie i wraca do normalności. Przez cały Wielki Tydzień dźwięk znaczy trasę, którą będzie szła procesja. Dum, dum, dum – z oddali słychać głuchy odgłos i jakieś niepokojące wysokie tony, jakby lament.

Kierujemy się w tamtą stronę, kluczymy, błądzimy, wreszcie zlewamy się z tłumem. Nadciąga fala bębnów, trąb, klarnetów, obojów i fagotów. W rytm uroczystych marszów poruszają się kolejne pasos w miastach Hiszpanii: Cristo de los Gitanos w Maladze, Nuestra Señora de las Angustias w Cordobie, Jesús del Gran Poder w Sewilli. Każde bractwo zwykle niesie dwie platformy, a oprócz tego krzyż, księgę reguł, sztandary i inne insygnia. Nazarenos w fioletowych, białych, czerwonych, brązowych, czarnych, zielonych capirotes, z twarzami osłoniętymi welonami kroczą, trzymając w ręku zapalone świece. Widać tylko ich oczy, czasem spod tuniki wychylają się bose stopy, a spod rękawa wysuwa się nowoczesny zegarek. Niekiedy widać pomalowane paznokcie, bo są wśród nich także kobiety.

Niektórzy prowadzą za rękę małe dzieci, podobnie jak starsi ubrane w tradycyjny strój, chociaż często bez kaptura. Atmosferę Semana Santa chłonie się od wczesnego dzieciństwa. Do danego bractwa należą zwykle kolejne pokolenia. Rodzinne albumy pełne są zdjęć latorośli, wykonanych w dniu, kiedy po raz pierwszy wzięły udział w procesji jako nazarenos. W miastach funkcjonują specjalne sklepy, gdzie można kupić wszystkie potrzebne do Semana Santa akcesoria.

W internecie ogłaszają się producenci sandałów dla nazarenos. Zresztą cały handel żyje Wielkim Tygodniem: wystarczy rzut oka na witryny mijanych sklepów. Pośród suszonych udźców wołowych, eleganckich czarnych sukienek oraz mioteł widać święte wizerunki, które w tym szczególnym czasie opuszczają kościoły i wędrują ulicami. Gorzkie żale raz po raz zakłóca coś zwyczajnego: biesiadnicy, którzy przerwali kolację i wybiegli na balkon, by z góry doświadczać misterium, albo uśmiech dzieci, które wyciągają do nazarenos dłonie i proszą: „Nazareno, dame un caramelo” – „Nazareno, daj cukierka”.

To tylko bulla

Lizak w kształcie nazareno kosztuje 4 euro. A ile trzeba zapłacić za miejsce siedzące na jednej z wielu trybun przygotowanych wzdłuż trasy przemarszu procesji? W internecie kwitnie handel miejscówkami, ale proceder jest nielegalny. Oficjalne koszta zamykają się w widełkach od 70 do ponad 700 euro. Największymi farciarzami są posiadacze balkonów usytuowanych przy tzw. carrera oficial – głównych ulicach i placach, którymi prowadzi marszruta poszczególnych bractw. W okresie przed Semana Santa pełno jest ofert wynajmu mieszkań i pokoi z doskonałym widokiem na obchody.

Jezus i Maryja na ulicach miasta jednak trochę komplikują życie. Procesje wędrują w labiryncie starej zabudowy. Po ich przejściu robi się gigantyczny zator. Ludzkie mrowie równocześnie usiłuje przeciskać się w dwóch przeciwnych kierunkach albo tłumy utykają w kwartale między ulicami, którymi w tym samym czasie ciągną dwa różne orszaki. Niecierpliwcy próbują się wycofać, zmienić kierunek, nadłożyć drogi i ominąć przeszkodę, ale to daremne. Taki korek w wielkotygodniowym żargonie ma nawet swoją nazwę: bulla.

Mieszkańcy nie wydają się nim specjalnie przejęci. Zwyczajnie zamawiają tapas w najbliższym barze i wykorzystują czas na pogawędki. Przybysze z zewnątrz zastanawiają się, jak to wszystko, co się dzieje, można ogarnąć. Jest ciasno, gwarno, a w powietrzu unosi się mocny zapach kadzidła. Asfalt i kostka brukowa upstrzone są woskiem. Dokąd teraz iść? Bierzemy do ręki program Semana Santa. Każde miasto taki ma. Godziny i trasy przemarszu poszczególnych bractw w Sewilli ustala się co roku na ceremonii zwanej „Cabildo de Toma”. Pewne sprawy są niezmienne. Na przykład najstarsze bractwo w Sewilli, El Silencio, o rodowodzie sięgającym XIV wieku, ma zwyczaj organizować swoją procesję w Wielki Piątek. A jedno z młodszych, La Sed, powstałe w latach 50. XX wieku, chodzi w Wielką Środę. Można więc zaplanować, co, gdzie i kiedy zobaczyć. Zabrać ze sobą składane, turystyczne krzesełko, zająć stanowisko i czekać. Albo dać się prowadzić wrażeniom.

Cisza po przedstawieniu

To nie jest zwykła droga krzyżowa. Nie ma w niej ciągu czternastu stacji, postaci księży nie wyróżniają się spośród zakapturzonych szeregów nazarenos, nikt nie prowadzi modlitwy. To raczej spektakl teatralny, toczący się w scenerii miasta. Pięknie to widać w Cordobie, gdzie paso z postacią Ukrzyżowanego zatrzymuje się przed ruinami rzymskiej świątyni.

Towarzyszący Chrystusowi legioniści żywo gestykulują. Kłócą się, rzucając losy o Jego tunikę. Trzeci z nich podaje Konającemu lancę z nabitą gąbka, by octem ugasił pragnienie. Po chwili przed tę samą antyczną świątynię nadciąga kolejne paso. Skazany Jezus stoi przed tłumem, który ma zdecydować: uwolnić jego czy Barabasza? Z tyłu, w białej todze i złocistym wieńcu z liści laurowych, stoi Piłat. Jakaś kobieta w zwiewnej, różowej tunice próbuje złapać go za ramię, jakby chciała nim potrząsnąć i krzyknąć: „Co robisz?!”. A ponad ich głowami widać rzeźbę Remusa i Romulusa ssących wilczycę kapitolińską, wznoszącą się na architrawie podtrzymywanym przez dwie kolumny, zupełnie podobne do tych, które do dziś są śladem po rzymskim panowaniu w Cordobie.

Kiedy to się zaczęło? Bractwa pasyjne mają początek w średniowieczu. W XVI wieku, na fali kontrreformacji zaczęły organizować procesje do świątyń lub klasztorów znajdujących się w pobliżu ich kościołów. A potem wszystko nabrało rozpędu i konkretnej formy, przy okazji zaś zostało ubrane w rozmaite pisane i niepisane reguły. Różne bywały obchody Semana Santa na przestrzeni hiszpańskiej historii. Poważnie ograniczyła je np. francuska okupacja na początku XIX wieku, a w okresie rządów II Republiki były wykorzystywane do walki politycznej. Nowe życie tradycji zaczęło się około połowy XX wieku, odkąd liczba bractw zaczęła stale się powiększać. Dziś Semana Santa należy do najbardziej znanych hiszpańskich fiest. W Niedzielę Zmartwychwstania wszyscy po niej odpoczywają. Rzeźby Chrystusów i Madonn wracają na swoje ołtarze. Kościoły zamykają podwoje i otwierają się tylko na czas mszy. Tłumów tam się nie spotyka.

Wreszcie cisza. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2017