Historie częściowo miłosne

13.09.2021

Czyta się kilka minut

Kwiaty na czarnym tle

Kiedyś był to Sergijew, teraz znowu jest Sergijew. Między Sergijewami, w czasach ZSRR, był Zagorsk, na cześć bolszewika Zagorskiego, na którego był zamach i zabili go bombą.

Pojechaliśmy do Zagorska – my dwoje i ona z mężem.

Zobaczyliśmy Troicką Ławrę (Polacy nie zdobyli jej w siedemnastym wieku, pochwaliliśmy się znajomością historii), kilka cerkwi i w okolicy klasztoru jej mąż się zgubił. Zawieruszył się, tłumy były i ona zaczęła rozpaczać.

Znajdzie się, tłumaczyliśmy rozsądnie. Wie, gdzie jest samochód, ale nie o to jej chodziło.

To o co?

O to, że on się teraz denerwuje.

No, o nią.

Przecież wie, że z nami jest i nic jej nie grozi (tłumaczyliśmy rozsądnie), ale nie o to jej chodziło. On wie, że ona się denerwuje o niego, i tym się denerwuje.

To się nie denerwuj, poradziliśmy, ale jak ona może się nie denerwować, skoro ona go zna i dobrze wie, że on teraz denerwuje się o nią, bo wie, że ona się o niego denerwuje.

To wcale nie jest śmieszne, dodała, chociaż w ogóle nie było nam do śmiechu. Straciła humor, ręce jej drżały, nie chciała oglądać cerkwi ani klasztorów, nawet tego, w którym malował ikony Andriej Rublow.

Bez makijażu, w grubym swetrze z golfem nie wyglądała na gwiazdę, ale parę osób ją poznało i poprosiło o autograf. Poweselała i w Kupieckich Kramach (coś jak Sukiennice krakowskie) kupiła talerze. Metalowe, ręcznie malowane w jaskrawe kwiaty na czarnym tle. Cztery talerze.

Przy samochodzie czekał jej mąż.

Miał dla niej prezent – półmisek i dwa talerze, z kwiatami na czarnym tle.

Z jej czterema mieli komplet.

Sześć tygodni

Była niedziela, trzydziesty listopada, po spektaklu. Grali „Wiśniowy sad”. Aktorzy nie zwracali się do siebie i na siebie nie patrzyli. Mówili w przestrzeń i sunęli w dal. Znaczyło to, że są samotni i nie mogą się porozumieć. Wiktor, nasz przyjaciel, grał Gajewa i też patrzył przed siebie. Poruszał się coraz szybciej, wszyscy przemieszczali się coraz szybciej i Wiktor tłumaczył nam, że jest to pęd ku katastrofie.

(Wiktor był na Tagance od lat, jeszcze za Jurija Lubimowa. Grał w jego ostatnim, zakazanym przedstawieniu, w „Borysie Godunowie”. Klara, żona Wiktora śpiewała w sławnym, rosyjskim akademickim chórze. Była tam sekretarzem partii. W soborze Wasyla zaśpiewała solo „Całonocne czuwanie” Rachmaninowa i przydarzył jej się cud. Usłyszała swój, ale jakby nie całkiem swój głos. Był dźwięczny, silny, czysty, był tak piękny, jakim nigdy jeszcze w życiu nie śpiewała. Nawróciła się, wystąpiła z partii i przyjęła chrzest. Wyjechali ze Związku Radzieckiego. Byłam u nich w Jerozolimie, mieszkali w pokoju hotelowym. W kartonowych pudłach leżały ubrania i sprzęty kuchenne. Na ścianach wisiały plakaty, jej z koncertów, jego z Teatru na Tagance. Mówili, że mają koszmarne sny – śni im się Moskwa. Budzą się przerażeni, widzą za oknem migdałowe drzewo i oddychają z ulgą.)

Był trzydziesty listopada.

„Wiśniowy sad” się skończył, ludzie klaskali, chyba im się podobało.

Reżyserowi było przykro.

Zorientował się, że w programie przedstawienia, w historii teatru jest jego nazwisko.

Przedtem tego nie zauważył.

Jego jest, a Lubimowa nie ma.

Głupia sprawa.

Lubimow był twórcą tego teatru i autorem sukcesów, ale popadł w niełaskę. Pozbawiono go radzieckiego obywatelstwa oraz wzmianki w teatralnym programie.

Reżyser objął teatr po Lubimowie.

Mówiono mu, że nie powinien.

Mówiono, że nikt nie powinien i niech Taganka przestanie istnieć. Legenda pozostanie, legenda jest najważniejsza, mówiono.

Reżyser kochał sztukę, kochał teatr i kochał Tagankę. Jeśli Taganka zniknie, to zniknie coś w nas samych, mówił. To nam samym czegoś zabraknie…

Objął teatr.

Z miłości do Taganki.

Był dobrym reżyserem.

Kiedyś, dawno temu, wystawił „Moliera” Bułhakowa, za co wyrzucono go z teatru.

Wystawił „Trzy siostry”, buńczucznie, na przekór tradycji, i wyrzucono go z kolejnego teatru.

Nadawał się na następcę Lubimowa, ale wszyscy i tak mówili, że nie powinien.

Wystawił Gorkiego i prozę Swietłany Aleksijewicz, ale wszyscy i tak…

Umrze trzynastego stycznia.

W Warszawie, po przedstawieniu „Wiśniowego sadu” miał przed sobą sześć tygodni.

Szukanie

Szukał Go i obcował z Nim na różne sposoby. Z żydowskimi chasydami, na medytacjach zen i na rekolekcjach u benedyktynów w Tyńcu.

Miał o Nim własne wyobrażenie. Jest nieustającą obecnością we wszystkim, tłumaczył mi. W pająku, w ogniu i w cykadzie, która w jego domu na belce stroiła niedawno swój instrument. Był podobny do półksiężyca.

Nauczył się uważności dla świata i zgody na świat, jaki jest.

Nauczył się miłości dla świata, jaki jest, ale ta jego miłość wydawała mi się za łatwa. Cykadę nietrudno kochać, ale co z miłością do zomowca?

Miałam na myśli zomowca, którego widziałam w sądzie. Był świadkiem, mówił, że nie wie, jak było, bo po każdej akcji ma sny. Śni mu się, że używa broni palnej, nawet jak wcale jej nie używa. Budzi się i już sam nie wie, jak naprawdę było z tą bronią. (Byłam w sądzie razem z Krzysztofem Kieślowskim, który nie wziął ze sobą kamery tego dnia. Strasznie potem tego żałował).

Roześmiał się z historii o świadku, który ma sny, ale był to dobrotliwy, pozbawiony złości śmiech.

Pożyczyłam mu czasopismo z jakimś teologicznym esejem. Zadzwonił, żeby mi oddać i porozmawiać chwilę.

Niech pan zadzwoni kiedy indziej, powiedziałam, bo nie zawsze człowiek ma czas na rozmowy o teologicznych esejach.

Nie zadzwonił kiedy indziej.

Zamordowano go w nocy, w centrum miasta.

Znaleziono go bez butów. Zabójcy zabrali adidasy i torbę. Wyobrażam sobie ich rozczarowanie – w torbie były tylko wiersze.

pijąc białe chablis

patrząc na twoje uda

myślę

o fenomenologii ducha

gdyby hegel

był podobnego zdania

moglibyśmy teraz wyjść na miasto

i kupić drugą butelkę

Uda należały do kobiety, dla której porzucił dzieci i ich matkę, powiedział mi jego syn.©

Bohaterami tekstu są Kalina Jędrusik, Anatol Efros i Krzysztof Masewicz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i reporterka związana z „Życiem Warszawy”, „Polityką” i „Gazetą Wyborczą”, a od grudnia 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Laureatka wielu nagród, odznaczona Orderem Ecce Homo za „popularyzację uniwersalnych wartości moralnych”,więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2021