Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Więcej: byłyby, najdelikatniej mówiąc, czymś zbędnym, nonsensem.
Dlaczego? Otóż, cała działalność Jezusa zmierzała do jednego celu: przekonania ludzi, iż Bóg jest po ich stronie, że jest wierny przymierzu, które zawarł z Izraelem i teraz zawiera ze wszystkimi narodami. Gwarantem tego przymierza – nieodwołalnej miłości Stwórcy do stworzenia – jest człowiek, Jezus z Nazaretu.
Niestety, z historii Izraela i Kościoła oraz na podstawie naszych doświadczeń wiemy, że mimo tak wyraźnej deklaracji ze strony Boga, popartej życiem i śmiercią Jego Syna, nie zawsze było nam z Bogiem po drodze. Tak bardzo to, z czym do nas przychodzi, wydaje się nam nie-Boże, a nawet pochodzące od Złego, że w imię Boga przyprawiamy Jego samego o śmierć.
Nie zawsze jednak dzieje się tak z powodu złej woli. Owo zezłośliwienie woli skądś się bierze, ma gdzieś swoje zatrute źródło. Mówiąc językiem Biblii, chodzi o mądrość, a więc umiejętność odczytania Bożego zamysłu i działania z tego, co się naprawdę dzieje tu i teraz, we współczesności. Chodzi o to, by nie iść za wymysłami głów tyleż pobożnych, co nieświadomych rzeczywistości, w której Bóg daje im łaskę życia.
Biskup Rzymu Franciszek mówi: „Jeśli ktoś zna wszystkie odpowiedzi na wszystkie pytania, to znaczy, że Bóg z nim nie jest. Zarozumiałość można zauważyć u wszystkich fałszywych proroków, u oszukańczych przywódców duchowych”.
Twarde to słowa. Na szczęście wypowiada je chrześcijanin, który nie rzuca słów na wiatr, ale sam się z nimi boryka. Wypowiedź papieża można rozciągnąć na pozostałych wyznawców Chrystusa, choć, co zrozumiałe, szczególnie dotyczy ona starszych Kościoła. Chodzi przede wszystkim o to, jak podchodzimy do tych spośród nas, którzy – jak owa kobieta z Ewangelii Łukasza – prowadzą „w mieście” życie grzeszne. Szymon, choć pobożny i obeznany z Pismem (mniejsza, że faryzeusz; na jego miejscu mógłby być każdy z nas), nie stanął na wysokości zadania: był dobrym człowiekiem, ale szanował tylko swoich. W jego oczach Jezus, a tym bardziej owa kobieta, na taki szacunek nie zasłużyli.
Inaczej na człowieka patrzy Jezus, a więc Bóg. Tak samo traktuje cudzołożnicę i pobożnego faryzeusza. Ale lepiej wypada grzesznik niż sprawiedliwy. Jezusowi nie chodzi przecież o napominanie czy chęć „dopieczenia” faryzeuszowi, gdyż na dobrą sprawę Bóg nie potrzebuje przebaczać, bo „gniewem się nie unosi”. Nie wynika z tego, że nie ma potrzeby prosić Boga o przebaczenie. Nie prosimy Boga, żeby przestał się na nas gniewać, ale o to, by pomógł nam przestać się boczyć, gniewać na Boga czy wprost Go nienawidzić. Jednym słowem to nie Bóg, ale człowiek musi korygować swoje nastawienie względem Boga.
Przykładem takiego podejścia do Boga jest król Dawid, który w pewnym momencie tragicznie się pogubił. Dopiero kiedy wysłaniec Boży, prorok Natan, zdrowo zamieszał mu w sumieniu, odzyskał rozum i pojął, co tak naprawdę zrobił. „Zgrzeszyłem przeciw Panu” – mówi Dawid. A to znaczy, że zrozumiał, iż krzywda wyrządzona drugiemu człowiekowi jest zawsze krzywdą wyrządzoną Bogu.