Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Uznanie za niedopuszczenie do rozlewu krwi należą się “staremu kaukaskiemu lisowi", jak nazywano Szewardnadzego, a także nieźle przygotowanej do przejęcia władzy opozycji. Nie do przecenienia jest postawa Rosji, która miast wyuczonego manewru z użyciem siły (w Gruzji stacjonuje 3 tys. rosyjskich żołnierzy) użyła dyplomatycji. Miał to być też sygnał (wysłany głównie w stronę Waszyngtonu), że Moskwa nadal jest rozgrywającym na obszarze postradzieckim.
Czy jednak zdoła zachować swoje interesy na Kaukazie? Rwący się do władzy lider Ruchu Narodowego Micheil Saakaszwili deklaruje, że wprowadzi Gruzję do UE i NATO. O poszanowaniu rosyjskich wpływów nie mówi. Gruzji dla stabilizacji potrzebne są pieniądze, a tych Kreml nie da. Może natomiast w razie zagrożenia swoich interesów uruchomić destrukcyjny potencjał: odgrzać uśpione konflikty w zbuntowanych prowincjach, których nie kontroluje Tbilisi. W rosyjskich mediach przedstawiano dotąd Saakaszwilego jako “gruzińskiego Żyrinowskiego", awanturnika, populistę i nacjonalistę. Teraz ton zmieniono, co może świadczyć, że Moskwa robi dobrą minę do złej gry, zdając sobie sprawę z perspektywy utraty kontroli nad Gruzją. Czy będzie na to patrzeć z założonymi rękami?