Gongadze był sam. Nas są tysiące

Symbolem walki o wolność słowa na Ukrainie jest dziennikarz Georgij Gongadze, porwany i zamordowany w 2000 r. najprawdopodobniej z rozkazu prezydenta Kuczmy. Dziennikarze walczący w tych dniach o prawo do niemanipulowania informacją pozostaną anonimowi.

19.12.2004

Czyta się kilka minut

Kiedy na Majdanie (Placu Niepodległości) pojawia się Bogdana Kostiuk, dziennikarka ukraińskiej sekcji “Radia Swoboda" [odpowiednik “Radia Wolna Europa" - red.], w “namiotowym miasteczku" wita ją entuzjazm. Kostiuk słyszy: “Wasze radio jest z nami od początku". Bo faktycznie, jest. Hymn rewolucji “Rasom nas bahato, nas nie podołaty" (Jest nas wielu, nas nie pokonają) płynie z magnetofonu w redakcji “Swobody" każdego dnia, bez przerwy.

Ale nie tylko “Radio Swoboda", także inni ukraińscy dziennikarze na różne sposoby wspierali protestujących: tworzyli blokady z prywatnych samochodów, przynosili jedzenie, drukowali i powielali ulotki opozycyjnych organizacji studenckich. Niektórzy dyżurowali w “miasteczku". Skąd taka solidarność społeczeństwa i dziennikarzy, z których część jeszcze niedawno ulegała manipulacjom władzy?

Bogdana Kostiuk: - Dziennikarze powinni być częścią społeczeństwa, a nie uważać się za elitę. Na Ukrainie taka zmiana dokonała się teraz, podczas Pomarańczowej Rewolucji. Wielu zrozumiało rzecz podstawową: że pracuje nie dla siebie, ale dla swoich odbiorców. Popatrzmy na Rosję. Tamtejsi dziennikarze uważają się za uprzywilejowaną kastę. Jeśli nie otworzą się na ludzi, jak my, nigdy nie będzie tam demokracji.

Mirosław Popowycz, profesor Ukraińskiej Akademii Nauk i członek Komitetu Pomocy Bezrobotnym Dziennikarzom uważa, że rewolucja w ukraińskich mediach polega na tym, że z dnia na dzień rośnie samodzielność dziennikarzy. - Znam ludzi z “Kanału 1+1" [głównej stacji prywatnej - red.], bo przez wiele lat prowadziłem na ich antenie program kulinarny. W sprawę kontroli mediów, także tego kanału, zaangażowane są elity polityczne i duże pieniądze. Mimo tego dziennikarze “1+1" włączyli się do rewolucji, licząc się z możliwością utraty pracy. Wystąpili przed kamerami z oświadczeniem, że odtąd przestają kłamać. Postawili “górze" warunek: albo sami będziemy odpowiadać za wiadomości trafiające na antenę, albo odchodzimy.

Do tej pory politykę informacyjną wielu mediów determinowały przygotowywane odgórnie instrukcje. “Góra" nawet się z tym nie kryła: rozsyłane w formie faksów i biuletynów, trafiały do redakcji. Dziennikarze nazywali je “tjemnikami", od rosyjskiego “tjema" (temat). “Tjemniki" informowały, które wydarzenia mają pojawiać się w mediach, a które należy przemilczeć. Instruowano też, jakie mają być komentarze.

Petro Burkowski, politolog z Akademii Kijowsko-Mochylańskiej [prywatnej uczelni, jednej z najlepszych w b. ZSRR - red.], mówi: - Pomysłodawcami “tjemników" byli rosyjscy politycy. U nas wprowadził je Wiktor Medwedczuk, szef Administracji Prezydenta, we wszystkich mediach, które kontrolował, w tym w “1+1".

Instrukcje adresowane do redakcji “1+1" dobrze pamięta Wachtang Kipiani, dziennikarz tego kanału, od lat współpracujący także z prasą (w latach 90. przyjaźnił się z Gongadze, należał do Ukraińskiego Związku Studenckiego). Kipiani mówi, że dziś jest wolny, a nauczył się wolności na Majdanie. Instrukcje adresowane do redakcji “1+1" wspomina tak: - Jeśli było napisane “temat ważny i aktualny", to oznaczało, że mamy o tym mówić. Jeśli była adnotacja “temat nieważny", należało go ignorować. To nie była prośba, ale rozkaz. Np. kiedy występował Juszczenko, dostawaliśmy instrukcję “ignorować". Z początku “tjemniki" otrzymywaliśmy raz w tygodniu, potem codziennie. Z czasem zaczęły funkcjonować jak agencje informacyjne...

Zdaniem Kipianiego nie wszyscy dziennikarze wiedzieli od początku o istnieniu “tjemników". Część (w tym, jak zapewnia, on sam) sądziła, że wypełnia polecenia redaktorów naczelnych i realizuje politykę redakcji. W “1+1" początkowo wiedział o nich tylko prowadzący program informacyjny.

Polecenie, by nie pokazywać w telewizji kandydata na prezydenta Wiktora Juszczenki i Julii Tymoszenko, jego “prawej ręki", miało paść jeszcze na rok przed wyborami. A w czasie kampanii wyborczej naciski jeszcze się wzmogły. W “1+1" zabraniano pokazywać i Juszczenki, i wieców poparcia dla niego.

Ale efektem nacisków było i to, że część dziennikarzy z różnych redakcji zaczęła skłaniać się do jakiegoś protestu, jeszcze zanim Kijów przefarbował się na pomarańczowo. W środowisku krążyła petycja wzywająca, aby “przestać kłamać". Reakcje “góry" były szybkie: niepokornych zwalniano z pracy.

Z kanałów telewizyjnych poparcie dla opozycji deklarował właściwie tylko jeden: prywatny “Kanał 5". Władze próbowały zamknąć mu konta, rewidowano pomieszczenia. W listopadzie, tuż przed wyborami, w Kijowie i Lwowie odbyły się manifestacje poparcia dla “Kanału 5". Maszerujący przez Chreszczatyk skandowali: “Ręce precz od Kanału 5, tylko on nie kłamie". We Lwowie dziennikarze przebrali się za dozorców i zamiatali ulice. Miotły symbolizowały ukraińskie realia, w których ogranicza się prawo do wykonywania zawodu. Przed wyborami w niektórych regionach Ukrainy były trudności z odbiorem “Kanału 5".

- W efekcie tych dziennikarskich protestów w telewizji zaczęła pojawiać się lepsza, mniej zmanipulowana informacja - ocenia Mikoła Wereseń, prowadzący wiadomości w “Kanale 5".

Co teraz? Wereseń nie jest optymistą: - Obawiam się, że po 26 grudnia nacisk na media może wrócić. Za politykę informacyjną odpowiadają menadżerowie tytułów i kanałów. Ci ludzie pozostali na stanowiskach i nie podpisywali się pod żadnymi dziennikarskimi protestami. Dopiero gdyby menadżerowie podpisali dokument wzywający do zaprzestania kłamstw, można by mówić o zniesieniu cenzury.

- Prawdą jest, że kontrolujący nasze media cierpią na orientację promoskiewską - mówi Kipiani z “1+1", który jednak wierzy, że Juszczenko zapewni wolność słowa.

Bogdana Kostiuk uważa, że na razie nie można mówić o radykalnych zmianach w mediach: - Ale wystąpienie dziennikarzy “1+1", w którym zapowiedzieli zaprzestanie kłamstw, można odczytać jako symbol. Pokazali, że się nie boją. Gongadze był jeden i czuł się stale zagrożony, dziś takich dziennikarzy jak on są na Ukrainie tysiące.

Dziennikarze mają nadzieję, że nie będą już musieli walczyć o każdą linijkę tekstu, że wolne media dotrą do Doniecka i wschodniej Ukrainy, objętej podczas wyborów blokadą informacyjną: tam docierała tylko propaganda obozu władzy. Dziś trafia tam opozycyjna gazeta “Ostrów" (drukowana w Kijowie). W niektórych regionach kolportowana jest niemal w podziemiu.

Politolog Petro Burkowski sądzi, że do medialnych manipulacji nie będzie powrotu. Przewiduje tylko jedną sytuację, w której byłoby to możliwe: stan wyjątkowy.

Wachtang Kipiani: - Setki tysięcy protestujących przychodziło na Majdan, bo chcieli prawdy. Rewolucję poparli też biznesmeni. Dlaczego nie mieliby wyłożyć pieniedzy na dawanie ludziom prawdy? Na przykład na otwarcie nowych tytułów prasowych?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2004