Pomarańczowe dzieci rewolucji

Ukraińska rewolucja łączy w sobie elementy polskiego Sierpnia 1980 i zlotów alterglobalistycznych. Jest to być może ostatnia rewolucja XX wieku i pierwsza rewolucja wieku XXI, w której postsowiecka władza obalona zostanie w rytmie hip-hopu. Bo Jesień Ludów 1989 i wydarzenia w Kijowie dzieli cała epoka: epoka internetu.
 /
/

Wiadomości z ukraińskiego parlamentu transmitowane są przez telebimy na Placu Niepodległości i gdy opozycja wygrywa jakieś głosowanie, dziesiątki tysięcy ludzi od razu wiwatują. Tymczasem gdy ćwierć wieku temu w objętym blokadą informacyjną Gdańsku władza negocjowała ze strajkującymi, ci mieli do dyspozycji radiowęzeł, przez który obrady słychać było zaledwie na terenie zakładu. Każde słowo wypowiadane w Kijowie znane jest zaraz w świecie. A z głośników płynie rapowany hymn tej rewolucji: “Rasom nas bahato, nas ne podołaty" (Nas jest wielu, nas nie zwyciężą). Tysiące, nie tylko młodych ludzi, kiwa się dla rozgrzewki w rytm słów:

"Falsyfikacji ni, machinacji ni

Juszczenko tak, ce nasz prezydent

My ne bydło, my ne kozły

My Ukrajiny Donki syny

Nas bahato i nas ne podołaty".

To młodzi nadali rewolucji seksapil i są jej siłą. Przyjechali z całego kraju: Iwanofrankowska, Lwowa, nawet Doniecka. Kolorowo ubrani - niektórzy wyglądają jak przeniesieni z klubów Londynu. Czuwają w najważniejszych punktach: przed Administracją Prezydenta, parlamentem, pod sztabami Juszczenki, na Placu Niepodległości.

A obok nich starsi, identyczni jak polscy robotnicy sprzed lat. O tych starszych, którzy stoją na blokadach, zwłaszcza poza centrum, nie wolno zapomnieć. Wspólnie z młodymi rozpisują dyżury na dzień i noc.

Homo Ukraines

Na pierwszy rzut oka w Kijowie panuje paradoksalne pomieszanie: ekskluzywne butiki, nad głowami billboardy z Bridget Jones, McDonald’s, a na ich tle ludzie jakby z innego świata próbują obalić władzę pochodzącą z innej epoki. Czy to kapitalizm tak przenika w komunizm, czy to ten drugi przybrał skórę pierwszego?

Kuczma i Janukowycz właśnie tego chcieli: stary porządek przebrać w nowe szaty i zająć ludzi konsumpcją. Jednych - prymitywną, w której dominuje wódka i telewizja, a drugich, bogatszych i wymagających, zająć kolorowymi sklepami. Postkomunistyczna władza tradycyjnie starała się kontrolować media, zwłaszcza telewizję, i to długo się udawało. Ale nie była w stanie kontrolować mediów cyfrowych. Prawda, że na Ukrainie dostęp do internetu ma niewielu, ale w Kijowie akurat nie ma z nim problemu. A to, co dzieje się tutaj, jest teraz najważniejsze.

Opozycja perfekcyjnie opanowała te środki komunikacji. Każda szanująca się organizacja ma stronę internetową i nawet najmłodsi organizatorzy protestów porozumiewają się przez telefony komórkowe. W kawiarence internetowej na Placu Niepodległości można zgrać na CD hip-hopowy hymn rewolucji. Za 50 kopiejek - bo rewolucja to też interes. Wokół Placu jak grzyby po deszczu wyrosły (obok tradycyjnych straganów, sprzedających kiczowate świecidełka) stoiska, w których można kupić pomarańczowy rynsztunek.

Muzyka odgrywa ważną rolę. Sztab Juszczenki to wie i dba, by jej nie brakło. Mało kto potrafi tak rozgrzać ludzi jak zespół “Tanok Na Majdanie Kongo" (w skrócie: TNMK). W sklepach ich płyty idą jak ciepłe bułki. Tytuły piosenek mówią same za siebie: “Are U UA?", “Homo Ukraines":

"My jesteśmy Ukraińcami Ty i ja

Z jednej jesteśmy krwi

ten kto pyta: kak dieła?

[po rosyjsku: jak leci? - przyp. red.]

Też jest Ukraińcem

tylko tego jeszcze nie rozumie".

TNMK swoje zaangażowanie traktuje jako obywatelski obowiązek. A wieczorem 3 grudnia - po tym, jak Sąd Najwyższy zarządził powtórkę głosowania, na scenie pojawiła się inna gwiazda hip-hopu: “Tartak". Miał wystąpić tego dnia w Dniepropietrowsku, ale na prośbę sztabu Juszczenki pojawił się na Majdanie - to nagroda dla zebranych za wywalczone zwycięstwo. Tego wieczoru zelżała też alkoholowa dyscyplina.

- To jest Pomarańczowa Rewolucja, a za dziewięć miesięcy urodzą się pomarańczowe dzieci - woła ze sceny wokalista “Tanoka", patrząc w kierunku namiotowego miasteczka, gdzie przytuleni do siebie grzeją się młodzi rewolucjoniści.

Rewolucja w Sieci

Na Majdanie powiewają flagi studenckiej organizacji “Pora" (w tłumaczeniu: “Już czas!"). Inna organizacja, “Chwyla", rozkleja naklejki z napisem: “Swobodu ne spynyty" - wolności się nie zatrzyma. Obie powstały jeszcze przed wyborami. Później wspótworzyły blok wspierający “Naszą Ukrainę".

- “Chwyla" nie ma celów politycznych - przekonuje Taras Majdas. - Sprzeciwiamy się dyskryminacji studentów. Zwolenników Juszczenki skreślano z list dyscyplinarnie, choć nie dopuścili się żadnych przewinień, uniemożliwiano im zdanie egzaminów.

W październiku młodzi zorganizowali w Kijowie koncert rockowy, przemawiał Juszczenko: - Zobaczyliśmy, ilu nas jest, jaką możemy być siłą - mówi Taras. Wtedy też z barw kampanii Juszczenki stworzyli pomarańczową modę, która zjednoczyła ukraińską opozycję.

- “Pora" działa jak internet - mówi Żenia, 23 lata, jeden z przywódców “Pory" na Majdanie. Organizacja nie ma lidera i nie wiadomo, jak jest liczna. Dzieli się na małe grupy, działające w całym kraju. Żenia: - W takiej strukturze jesteśmy silniejsi. Jeśli mam kłopoty z władzą, zastąpi mnie ktoś z drużyny.

“Porę" stworzyli studenci z kijowskiego Uniwersytetu im. Tarasa Szewczenki. W marcową noc tego roku rozkleili na słupach i billboardach ulotki wzywające do protestu: - Chcieliśmy obudzić w młodych ludziach sprzeciw wobec polityki Kuczmy, bandytyzmu i korupcji - tłumaczy Żenia. Napis “Pora" otaczają promienie wschodzącego słońca. Młodzi wierzą, że tak obudzi się na Ukrainie demokracja. “Pora" czerpie z doświadczeń serbskiego “Otporu", gruzińskiej “Kmary", białoruskiego “Żubra".

Kolorem “Pory" jest żółty. Zaraz po ogłoszeniu oficjalnych wyników do akcji pierwsza wkroczyła właśnie “Pora": na początku rewolucji miasto było żółte. Pomarańczowy zapanował później.

Na znaczenie organizacji młodzieżowych wskazuje Bogdana Kostiuk z kijowskiego oddziału Radia Swoboda: “Pora" i “Chwyla" wydają świetne pisma, które rozprowadzają po kraju, dając szybką i rzetelną informację. To nowe pokolenie dziennikarzy. Zalążek demokratycznego społeczeństwa.

Wśród inicjatorów “Pory" była grupa “Maidan". W 2000 r. założyli ją przyjaciele zabitego dziennikarza Georgrija Gongadze. Nazwa wzięła się od akcji: zorganizowanego wtedy namiotowego protestu na Placu Niepodległości. - Ostatnie dni zrobiły nam niezłą reklamę - żartuje Andriej Gnatow.

“Maidan" powstał jako internetowy serwis - odpowiedź na szykany wobec mediów, które informowały o protestach po zniknięciu Gongadze. Od tego czasu “Maidan" dorobił się serwisu informacyjnego, elektronicznej biblioteki, forum dyskusyjnego, a na Akademii Kijowsko-Mohylańskiej (jednej z najlepszych uczelni) wydawane jest pismo “Maidan-Mohylanka".

Bo “Maidan" wyszedł do realu (to zrozumiałe, na Ukrainie tylko 5 proc. ludzi ma dostęp do internetu), gdzie też przybrał strukturę sieci - do dziś nie ma siedziby. Andriej Gnatow jako na źródła “Maidanu" wskazuje na teoretyka pokojowego oporu Gene Sharpa, polską “Solidarność", “Otpor", “Żubr" oraz dziedzictwo ukraińskiej opozycji sprzed 1991 r.

W 2002 r. działacze “Maidanu" poparli bloki Wiktora Juszczenki, Julii Tymoszenko i socjalistów Ołeksandra Moroza. Dziś są przekonani, że Pomarańczowa Rewolucja swoją genezę ma w internetowej aktywności obywatelskiej. Podobnego zdania jest Bogdana Kostiuk: - Rewolucja nie dokonałaby się bez internetu. Pojawiało się mnóstwo stron, gdzie komentowano posunięcia władzy, ujawniano afery.

Wszystkie organizacje deklarują, że na ich działalność nie trzeba wielkich pieniędzy: opierają się na wolontariacie i finansują się głównie same. Jednak pieniądze na nalepki, bannery i inne gadżety nie biorą się ze składek. Dziś Juszczenko symbolizuje wolnościowe dążenie społeczeństwa, nie ma więc nic złego w strukturalnych i finansowych powiązaniach organizacji studenckich z polityką. Dlatego Taras może mówić, że jego organizacja jest niezależna politycznie, a jednocześnie samemu być asystentem deputowanego “Naszej Ukrainy". Czy w przyszłości nie okaże się to niebezpieczne?

- Pieniądze na naszą działalność pochodzą od zwykłych ludzi - mówi Gnatow z “Maidanu". A od biznesu? - pytamy. - Biznesmeni też są ludźmi - ucina.

Młodzieżowe organizacje mogą liczyć na bezinteresowną przychylność dziennikarzy.

- Kiedy przestała działać strona internetowa “Pory" (nie wiadomo, czy zablokowana, czy za dużo jest chętnych, by na nią wejść) drukowałam im ulotki - mówi Bogdana Kostiuk z Radia Swoboda.

Children of the revolution

Tania ma 21 lat, należy do “Pory". Przyjechała z Białej Cerkwi z przyjaciółmi. Wierzy, że rewolucja utrzymuje się dzięki nim. Nie schodzą z Majdanu, wyznaczają dyżury w namiotowym miasteczku. Są wycieńczeni. Noszą walonki i futrzane czapki. Od ponad tygodnia nie chodzą na uczelnię, nie myślą o zbliżających się egzaminach. Liczą się z możliwością skreślenia z listy studentów.

- Najcięższe były dwa pierwsze dni. Później przyzwyczailiśmy się do zimna. Głodu. Brudu. Protestujemy w imieniu narodu. Nie wszyscy mogą tu być - mówi Tania.

“Pora" stała się symbolem młodzieży i rodzącej się świadomości narodowej. Chcą, by telewizja nadawała w języku ukraińskim. Chcą być Ukraińcami.

- To już nowe społeczeństwo - ocenia prof. Mirosław Popowycz z Ukraińskiej Akademii Nauk. - Nawet nie zauważyliśmy, kiedy powstało. Wiosną pisałem książkę “Krwawe stulecie". Kończyłem ją konstatacją, że to, co przeżywamy, podobne jest do pożaru lasu, gdy najgorsze nie są płonące drzewa, ale zniszczenie ściółki. Pisałem, że można tylko wierzyć, iż ona nie ulega zniszczeniu. Byłem pesymistą. A przecież pracuję z młodymi ludźmi! Teraz jechałem metrem, na stacji stało trzech ludzi z chustami Janukowycza, z przeciwka szło wielu ludzi na pomarańczowo. Wystraszyłem, że coś tamtym zrobią. A oni uśmiechali się. Nie mam pojęcia, skąd to rozumienie humanistycznego sensu wydarzeń.

Stosunek do zwolenników władzy to rzecz skomplikowana. 17-letni Oleg, jeden z wielu porządkowych w miasteczku wie, że Juszczenko jest dobry, a Janukowycz zły. I chyba niewiele więcej. Chce jednej Ukrainy, nie podzielonej (czego domagają się ci z Doniecka). Oleg nie lubi ludzi z Doniecka: - Oni tylko piją.

To po co być z nimi w jednym państwie? Oleg się zamyśla: - No, to nie są źli ludzie, przecież ciężko pracują. Tylko władza ich oszukuje.

Kolega Olega jest już mniej pojednawczy: - Może oni i ciężko pracują, ale dostają za to więcej pieniędzy - zaznacza.

Tamara, tak jak Tania, jest z Białej Cerkwi. Studiuje prawo. Nie może nocować na Majdanie. Ma goraczkę. Chrypiącym głosem informuje, że nie będzie rozmawiać po rosyjsku, odpowie na wszystkie pytania, ale po ukraińsku. Codziennie wstaje przed szóstą. Na Majdan dowozi ją sztab Juszczenki. Do domu wraca późnym wieczorem. Żeby się rozgrzać tańczy i przygotowuje posiłki.

W bramach ulic wokół dzielnicy rządowej stoją autokary. Dowiozły oddziały specjalne milicji z Krymu i Doniecka. Przed budynkiem Administracji Prezydenta uzbrojony kordon milicjantów. Oddzielona od niego wysokim na ponad metr płotem opozycja pilnuje porządku.

- Nie chcemy prowokacji - mówi Wołodia, student z Kijowa. Niski, nie wygląda na 21 lat. Na szyi ukraińska flaga. Wołodia jest przekonany, że siły nikt nie użyje. Pełni dyżur na zmianę z kolegami z “Pory". Nie liczy przestanych godzin, nie wie, który jest dzień miesiąca. Jest przemarznięty. - Nawet ci ze specnazu nie wierzą w zwycięstwo Janukowycza. Chętnie zamieniliby się z nami miejscami. Widać to nocą, kiedy miasto zaczyna się bawić - tłumaczy.

Nocą z Majdanu przychodzą pod budynek administracji młode dziewczyny. Tańczą, śpiewają przed kordonem milicji. Na śniegu piszą numery swoich telefonów, wręczają milicjantom kwiaty.

- To ich forma protestu - komentuje Andriej. Skończył już studia, miał dobrą pracę w telekomunikacji. Pochodzi z inteligenckiej rodziny. Kiedy zaczęła się rewolucja, poprosił o urlop. Odmówiono mu, więc rzucił pracę: - Chodzą pogłoski, że płacą nam za stanie tu. To bzdura. Jest rewolucja, naród przejął władzę, by móc ją oddać w ręce demokratycznie wybranego prezydenta.

***

Rock, internet, gorące rytmy wybijane na bębnach - to wydaje się mieć więcej wspólnego ze zlotami alterglobalistów niż z walką o suwerenność narodów Środkowej i Wschodniej Europy.

Tyle tylko, że tu, w Kijowie, wymachującym pomarańczowymi flagami nikt nie może zarzucić - tak jak tym z zachodnich miast, niosącym czerwone flagi z Che Guevarą - że walczą o skompromitowane idee.

Dziękujemy za pomoc redakcji kijowskiej “Parafialnej Gazety", a w szczególności Nadii Popacz.

---ramka 342893|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2004