Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czegóż tutaj nie ma? Rock i blues, straight i soul, a nawet hip hop! Krótko mówiąc - smooth jazz, czyli coś, w czym sześćdziesięcioletni dzisiaj Benson to artycha pełną gębą. Że jest tak a nie inaczej, nie musimy się specjalnie przekonywać. Jak ktoś ma wątpliwości, niech wróci do “Breezin’" z - bagatela! - 1976 roku i zaraz potem sięgnie po “Absolute Benson" z roku 2000.
Płyta “Irreplaceable" jest nie tylko różnorodna pod względem stylistycznym, ale także zwarta i skondensowana, a na dodatek każdy utwór przesycony został specyficznym dla Bensona feelingiem, który odnajdujemy zarówno w jego wokalistyce, jak i w niepowtarzalnej grze na gitarze. Inaczej rzecz ujmując, Benson śpiewa tak, jakby grał na gitarze, natomiast na gitarze gra tak, jakby śpiewał. Płyty słucha się rzeczywiście znakomicie i nie tylko dlatego, że wykonanie 10 tematów zajmuje Bensonowi zaledwie 40 minut, a więc tyle, ile przeciętnie liczył poczciwy analogowy long play. Muzyki tej można słuchać do upojenia także dlatego, że Benson raz i drugi występuje w duetach z młodymi, rewelacyjnymi wokalistkami o równie intrygujących nazwiskach: Chyna, Nakiea, Shoshannah. Mało tego, nad układem napędowym zespołu Bensona czuwa jeden z najlepszych dzisiaj gitarzystów basowych na świecie - Richard Bona, skądinąd równie utalentowany piosenkarz.
Utwory takie jak “Six Play", “Lovin Is Better Than Leaving", a także “Strings of Love" czy “Stairway To Love" to potencjalne przeboje. A jeśli nie przeboje, to piosenki, dzięki którym nawet największy ponurak nabierze apetytu na życie i nie będzie miał wątpliwości, że “God’s love is irreplaceable".