Gdzie jest toaleta

Nie poznałem go, chociaż jest moim kumplem. Gdy dowiedział się, że jestem, zadzwonił z zaproszeniem. Czekał, aż przyjadę.

14.03.2015

Czyta się kilka minut

Wysiadłem z samochodu. Przeszedłem obok, ale zatrzymał mnie jego wzrok: „Maks, mój Boże!”.

Nikt go tak tu nie nazywa oprócz mnie. Ma swój wojskowy, groźnie brzmiący pseudonim. Wychudł. Niegolona broda zrobiła jego twarz jeszcze bardziej pociągłą. Oczy zapadły się gdzieś głęboko. Uśmiechał się do mnie, wyciągał rękę, ale oczy miał już z kamienia.

Ostatni raz widziałem go w grudniu. Natalia zaprosiła nas obu na urodziny. Siedzieliśmy u niej w domu. Udawaliśmy, że nie ma wojny. Koniak, wódka, kotlety, ogórki, chleb, ciasto, czekoladki. Jakby za oknem nic się nie działo. Ona w czarnej, wydekoltowanej sukni. Maks: „Zrobiłaś to nam specjalnie!”.

Ja – w kulminacyjnym momencie imprezy – wywalam sałatkę olivier na spodnie. Oni tarzają się ze śmiechu. Natalia: „Polska fantazja!”. Głupio mi. Siedzę za stołem jak fleja. Natalia przynosi ręczniki.

A Maks? W odprasowanym mundurze. Uśmiechnięty. Zakochany w życiu. Król przedstawienia. Niedługo miał jechać na pierwszą linię. Czuliśmy, że tego chce. Piliśmy koniak jeszcze na dole, czekając na taksówki. Sąsiedzi gniewnie wyglądali zza firanek. Jak dobrze.

Kiedy to było?

On przysiadł teraz na murku, ukrył głowę w dłoniach. Metal łupie, gwiżdże, spada. Podświadomie chce się uciekać do garażu przerobionego na schron. Ale on siedzi bez ruchu, jakby niczego nie słyszał. Przysiadam obok. Trącam łokciem.

W torbie z aparatem mam dla niego koniak. Pokazuję skrycie: „Weźmiesz?”. „Nawet nie kuś” – szepce. Rozpalają się oczy jego młodych żołnierzy. Oni wiedzą, co ukrywam. Na wojnie nie wylewa się za kołnierz, ale Maks to tępi. Słyszę tysiące opowieści o pijanych wojakach: „Jeden poszedł stawiać miny pułapki. Nikomu nie powiedział. Zastrzelił go wartownik”. „Popili i chcieli zobaczyć, co będzie, jak wrzucą dwa pociski do moździerza. Rozerwało na ch... i strzępy”. Dowódca musi pisać do matki: „Zginął śmiercią bohatera”. Maks nie chce pisać takich listów.

„Przejdziemy się?”. „Jasne! Tylko dokąd chcesz iść?”. Wokoło posiekana kulami i szrapnelami pustynia. Przedzieramy się podwórkami, bo ulica pod ostrzałem. Rykoszety. Zawracamy. Teraz przez drogę. Maks: „Przebiegniemy, tak będzie lepiej”. Biegniemy. Wszystko tonie w śmieciach. Wojsko stoi tu już długo.

„Chcesz na pozycję?”. Drapiemy się po trzech drabinach na dach. Potem trzeba pełzać, bo snajper. Zalegamy w komórce ułożonej z cegieł. Trzech młodych chłopców. Starają się nie wysuwać nosa, ale marzą. „Może zaatakować?”. „Debile! Przez 500 metrów będą strzelali do was jak do tarczy. Pójdziecie, sam zastrzelę. Nie boję się śmierci, boję się głupiej śmierci. Siedzicie tutaj”.

Chyba dotarło. Znowu pełzniemy do drabin. Teraz w dół. Droga. Biegniemy. Śmieci. Idziemy do sąsiadów. Ich batalion zjechał, zostało tylko pięciu. Ci mają już naprawdę dość. W ziemiance śmierdzi. Już do siebie nie mówią. Zapraszali, a teraz milczą. Patrzą wilkiem. Może tylko mi się zdaje? Na koniec mówią przecież: „Weźcie żarcie. Nam się nie przyda”.

Bierzemy żarcie. Dziękujemy. Potem klniemy, bo z kartonową paczką ciężko się idzie, trudno upaść, jakby co. Dochodzimy do „swojego” schronu. Młodzi rozmawiają o futbolu. Jeden jest za Metalistem Charków, więc nienawidzi Dynama Kijów. Jakby Dynamo grało z Zenitem z Petersburga albo ze Spartakiem z Moskwy, to poszedłby bić Ruska razem z Dynamem. Ale w normalnych warunkach nabiłby mordę kijowianom. Bo miłość do klubu jest rzeczą świętą.

Maks nie może. Znów ukrywa głowę w dłoniach, zatyka uszy. „Gdzie jest toaleta?”. Maks nie słyszy. Tamci patrzą na mnie jak na wariata: „Na pewno musisz?” – widzę w ich oczach pytanie. „Za domem, potem w lewo i wybite drzwi po prawej”.

Idę. Nie potrzebuję toalety. Chcę ją tylko sfotografować. Wiem, że najbardziej boją się takiej śmierci. Ze spodniami spuszczonymi do kolan. Każdy chciałby zginąć jak bohater, z karabinem w ręku. Szturmując lub broniąc swojej pozycji. Zginąć w kiblu to jakiś absurd. Andriej z Pirłuków, najsympatyczniejszy z młodych, lituje się i idzie za mną, żeby pokazać co i jak. „Tutaj”. „Rozwalona”. „Pocisk trafił w ścianę. Wybił drzwi, ale można... jeśli trzeba”. „Nie trzeba, chciałem zrobić zdjęcie”. „Po co?”. „Miejsce, którego na wojnie boisz się najbardziej”. „No, nawet dzisiaj spieprzałem ze ściągniętymi portkami. Tak zginąć... Sam rozumiesz”. „Jasne”.

Wracam. Maks patrzy na mnie: „Jest samochód. Pojedziesz?”. „Może zostanę? Pogadamy”. „Pogadamy? Lepiej pojedź. To nie twoja wojna. Jeszcze się nagadamy”.

Klepiemy się po plecach. „Na pewno nie chcesz flachy?” – pytam cicho. „Nie, zrobimy następnym razem”. Wsiadam. Maks wychodzi na drogę. Macha. Nie zamieniliśmy nawet słowa o Natalii. Jakby tamto nigdy nie istniało. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2015