Gdy szef może wszystko

Dr Wanda Badura-Madej, psycholog: Kobieta molestowana seksualnie sama nie wyjdzie z takiej opresji - musi znaleźć oparcie w rodzinie, przyjaciołach, profesjonalistach. Rozmawiała Anna Mateja

25.03.2008

Czyta się kilka minut

Dr Wanda Badura-Madej / fot. Grażyna Makara /
Dr Wanda Badura-Madej / fot. Grażyna Makara /

Anna Mateja: Prezydent Olsztyna sam oddał się w ręce policji, dwóch polityków Samoobrony usłyszało akt oskarżenia, a jeden z wysokich urzędników magistrackich w Krakowie ma zeznawać w podobnej materii. Wszystkich tych mężczyzn łączy jedno - molestowali seksualnie podwładne. Można byłoby zapytać, co takiego jest w kobietach, że stają się ofiarami molestowania?

Wanda Badura-Madej: Można byłoby tak postawić pytanie, ale nie powinno się tego robić, bo w ten sposób zakładamy, że kobiety mają naturę ofiar.

A to nieprawda.

Właśnie, nikt nie rodzi się ofiarą, tylko staje się nią w wyniku wychowania i relacji, w jakie się uwikłał. Wydaje nam się jednak, że kobiety muszą mieć w sobie coś szczególnego, co czyni je podatnymi na nadużycia seksualne, bo stają się częściej ich ofiarami niż mężczyźni.

Stereotypy pomagają nam zrozumieć to, co trudno wytłumaczyć, np. gwałt albo wykorzystywanie zależności służbowych?

Bo to się nam nie mieści w głowie, czyż nie? Tymczasem, by to naprawdę zrozumieć, trzeba popatrzeć na takie zdarzenia nie jak na incydentalne zachowanie, gdy komuś przychodzi do głowy: "podręczę go dzisiaj" albo "zgwałcę ją", ale na proces osaczania ofiary. Wyobraźmy sobie, że ofiara codziennie słyszy krytyczną uwagę na swój temat, słyszy kierowane nie wprost do niej, ale na jej temat ironiczne uwagi, czuje, jak narasta wokół niej klimat niechęci i lekceważenia, w którym stopniowo zaczyna się gubić. No bo, o co chodzi? Najpierw się buntuje - "przecież nie jestem taka...". Potem próbuje dyskutować, wyjaśniać, ale napotyka mur milczenia i lekceważenia swojego buntu. Po jakimś czasie codziennego wysłuchiwania, jaka to jest - albo leniwa, albo niekompetentna, albo prowokacyjna w zachowaniu - przychodzi myślenie: "a może coś w tym jest?". Zaczyna wątpić w swoje umiejętności i postrzegać siebie jako kogoś gorszego, mniej sprawnego. A kiedy ktoś ma zaniżone poczucie własnej wartości, nie potrafi się bronić. Tym bardziej że wszelkie próby przeciwstawienia się spotykają się z uwagami: "nie przesadzaj", "wydaje ci się", "najpierw prowokujesz, bo chodzisz w krótkich spódniczkach, a teraz narzekasz...". W ten sposób ofiara jest na ostatniej prostej, by zacząć siebie obwiniać o to, co ją spotyka.

Zawsze chyba może znaleźć się ktoś, kto widzi rzeczy takimi, jakie są.

Czyżby? Grupa albo to ignoruje, albo lekceważy: "Co ona taka nadwrażliwa? No i co jej się stało, że klepnął ją w tyłek?". Nawet w małych grupach rozprasza się odpowiedzialność - każdy patrzy na drugiego, uważając, że to właśnie on powinien reagować: "Dlaczego ja? Ona ma bliższą koleżankę, siedzą razem w pokoju, niech się tym zajmie". Czasami udzielają rad. Problem w tym, że ofiara prawdopodobnie wie, co powinna zrobić, ale z powodu tego, co o sobie myśli i co czuje, nie jest zdolna do tego. Zaczyna budzić irytację. "No przecież ci mówiliśmy..." - usłyszy w pewnym momencie od znajomych, w których uruchomi się myślenie, że widać ona nie chce odrzucić tych niestosownych zalotów. Skoro tak, niech sobie będzie ofiarą.

Z reguły ludzie nie wiedzą jednak, jak się zachować, więc nie reagują, choć uwiera ich własne milczenie i bezradność. Czują wyrzuty sumienia, co też jest niekomfortowe, więc bronią się myśleniem: "Przecież ona prowokuje szefa, zachowuje się nieodpowiednio, jest niedojrzała, bo źle odczytuje jego zachowanie".

Jak w takim razie powinniśmy się zachować?

Nie lubię takich pytań, bo to nie jest tak, że podam teraz instrukcję obsługi, co robić, gdy szef serwuje pikantne dowcipy albo ocenia kompetencje pracownic po długości nóg. Jedno jest pewne - nie wolno milczeć, każdy powinien czuć się odpowiedzialny za wyrządzaną na jego oczach krzywdę. Nie ma co dociekać, z jakiego powodu ją wyrządzono, czy aby nie da się jej uzasadnić - szacunek dla innego i jego praw zakłada solidarność, a nie np. racjonalizowanie takich zdarzeń, czyli szukanie argumentów dla udowodnienia, że nie stało się nic niestosownego. Zresztą nawet ci, którzy widzą, że może i coś jest nie tak, mają poczucie, że nic się nie da zrobić, bo jak tu się przeciwstawić zwierzchnikowi? Kiedy w ludzkich głowach zalęgnie się myślenie, że "szef może wszystko" - nawet jeśli te cechy są mu tylko nadane, wyobrażone - on już nic nie musi robić, by ludzi sobie podporządkować, w najdrobniejszych detalach i w każdej sprawie. Do molestowania seksualnego w pracy dochodzi właśnie w takim klimacie - psychicznego niszczenia, kiedy wobec ofiary przekroczono już parę granic, poddano ją próbom na siłę przeciwstawienia się.

Silne charaktery same wyjdą z takiego klinczu? Może w ogóle się w nim nie znajdą?

Bo tylko słabe kobietki dają się wykorzystywać? Ofiarami mobbingu czy molestowania niekoniecznie bywają osoby po traumatycznych przeżyciach czy słabe. Przeciwnie, często mobbing pojawia się dlatego, że osoba reaguje na autorytaryzm szefa, odmawia podporządkowania się; i dotyka osoby skrupulatne, pracowite, przewyższające wykształceniem i kompetencjami zwierzchników. Każdy może stać się ofiarą przy odpowiednim sposobie oddziaływania. Co nie znaczy, że musi nią być całe życie. Nikt jednak nie wyjdzie z takiej opresji o własnych siłach - musi znaleźć oparcie w rodzinie, przyjaciołach, instytucjach, profesjonalistach. Ofiara uważa przecież, że nic od niej nie zależy, jest bezradna i bezwolna, przekonana, że świat jest przeciwko niej i słusznie obwinia ją o całe zło. Samemu trudno odzyskać coś, co jest istotne dla dobrego życia - poczucie, że mamy wpływ na to, co nas dotyczy.

Sytuację gmatwa i to, że molestowane kobiety z reguły krzywdził ktoś im znany, bliski, komu ufały i kogo chciałyby szanować. Przecież ludzie pojawiają się w pracy bez negatywnego wyobrażenia szefa czy współpracowników. Na ogół myślą pozytywnie: jeżeli będziemy dobrzy dla innych, będziemy ich szanować i uczciwie pracować - spotka nas to samo. Tyle że niektórzy nie respektują zasady wzajemności.

Molestowanie burzy nam wyobrażenie o bezpiecznym miejscu pracy, ale dlaczego wykorzystywanie zależności ciągnie się miesiącami i latami, jak było w przypadku Anety Krawczyk czy urzędniczek w olsztyńskim magistracie? Przecież dotyka ono także osoby wykształcone i świadome siebie, które nie mogą nie wiedzieć, w jakim znajdują się układzie.

Nie wymądrzajmy się, bo okoliczności bywają przeróżne: kobiety boją się o pracę, karierę, obawiają się szantażu, gróźb, ale też... wstydzą się, po prostu, bo "mnie to spotkało, ja sobie nie poradziłam". Dlatego tak ważni są ci ludzie obok i ich wsparcie. Aneta Krawczyk zdawała sobie sprawę, że jest wykorzystywana i krzywdzona, ale sama nie wyszłaby z tego. Na dodatek pojawiają się wątpliwości, czy na pewno dobrze robi, zgłaszając sprawę policji i wymiarowi sprawiedliwości? Czy ma jakiekolwiek szanse na obronę przed oskarżeniami o pomówienie, których może być prawie pewna?

Szef molestujący pracownice wcale nie musi być wrzeszczącym tyranem (wtedy przynajmniej wszyscy widzą, jaki ma charakter), ale sympatycznym, energicznym człowiekiem, co "ma rękę" do ludzi. Trudno wtedy uwierzyć w tę jego inną twarz. A że przed sądem, dopóki wina nie zostanie udowodniona, ofiara i sprawca mają te same prawa, z reguły bywa tak, że sprawca broni się, korzystając z wszelkich sposobów manipulowania otoczeniem. I jest naprawdę przekonujący, inaczej niż ofiara, która jest stłamszona, niepewna i ma skrupuły.

Wbrew pozorom, otoczenie wcale nie sprzyja dyskrecji - urzędniczkom, które miały zeznawać w Olsztynie przeciwko prezydentowi, przesłano imienne wezwania na przesłuchania na adres ratusza, przez co podejrzany wcześniej niż one wiedział, że rozpoczęło się przeciwko niemu postępowanie.

Przypomnijmy też sobie, co wygadywali Łyżwiński i Lepper przeciwko Anecie Krawczyk.

Jest coś jeszcze: trudno przyznać się przed samym sobą - bo przeraża nas to - że świat nie składa się wyłącznie z ludzi szlachetnych. Dla utrzymania złudzeń o świecie jako bezpiecznym miejscu do życia długo potrafimy mówić: jakoś to będzie, poradzę sobie. Ludzie przywiązani do tego idealnego obrazu "lubią" rozmywać odpowiedzialność: "Uderzył mnie? Zrobił źle, ale zdenerwował się, może powiedziałam coś niewłaściwego". Ofiara zaczyna sprawcę usprawiedliwiać, nawet brać na siebie część odpowiedzialności za zło, które wyrządził. Gotowa do wybaczenia, nie spostrzega, jak wikła się coraz bardziej...

W sądzie spotykam się jeszcze - poza dążeniem przez sprawcę i adwokata do wykazania niewiarygodności strony oskarżającej - z podejrzeniami wobec psychologów, że to oni stworzyli problem, bo przecież sama kobieta nie byłaby w stanie tego wymyślić. Jej wmówiono, że była molestowana seksualnie czy stała się ofiarą przemocy, a psycholog słyszy, że zamiast pomagać, szkodzi. W przypadku przemocy domowej, mąż traktuje żonę tak, jakby sama nie potrafiła powiedzieć "nie"; daje do zrozumienia, że ona jest za głupia na to, by do tego dojść.

Kiedy Aneta Krawczyk pomyliła się w przypuszczeniach, co do ojcostwa swego dziecka, dało się słyszeć głosy triumfu: jak można wierzyć osobie która tak źle się prowadzi.

Tak jakby to ona, a nie politycy, miała być poza wszelkimi podejrzeniami. Zgadzam się jednak, że ofiary przemocy psychicznej czy seksualnej mogą sprawiać wrażenie osób fantazjujących, niespójnych, tyle że jest to wynik upokorzeń, niszczenia ich osoby i podmiotowości, przez co odzwyczaiły się wierzyć własnym sądom i odczuciom. Od lat pracuję z kobietami-ofiarami przemocy i wiem, że nim staną się wiarygodne dla wymiaru sprawiedliwości, muszą uporządkować swoje wnętrze - choćby przestać się bać - i najlepiej gdyby to się stało w relacji z drugim człowiekiem, np. terapeutą. Spotykam też kobiety, które chcą wyjść z jakiegoś niszczącego układu, ale w taki sposób, że ktoś z nich zdejmie ten ciężar, choćby pouczając sprawcę, że wyrządza im krzywdę i dlatego powinien przestać.

Tymczasem drogą do zdrowienia jest nazwanie rzeczy po imieniu.

Od tego trzeba zacząć, sprawca powinien też ponieść za te przestępstwa odpowiedzialność. Może się zarzekać, że "to się tylko zdarzyło i na pewno się nie powtórzy", nawet powiedzieć "przepraszam", ale, w moim odczuciu, jeżeli nie dochodzi do ujawnienia krzywdy i nie ma jednoznacznej na nią reakcji, to się prawie na pewno powtórzy. W przypadku większości przestępstw popełnianych na tle seksualnym, w których sprawcy zachowują się kompulsywnie, czyli działają jak w nałogu, sprawcy wycofują się ze strachu przed ujawnieniem i karą. Jeżeli tego nie ma, spada napięcie i hamulce, sprzyjając takiemu zachowaniu, jakby nic się nie stało. A kiedy zaprzeczanie nie jest już możliwe, dochodzi do umniejszania: "przecież jej nie zgwałciłem".

Nie brakuje instytucji przygotowanych do tego, by zająć się molestowanymi kobietami, byle tylko ofiary chciały się tam zgłaszać. Od 2003 r. takimi naruszeniami ludzkiej godności zajmuje się kodeks pracy i zapewnia ochronę, dlatego warto poznać swoje prawa i pilnować ich przestrzegania. Nie ma jednak co ukrywać, że są i tacy profesjonaliści, którzy uważają, że nie ma molestowanych kobiet - one po prostu "mają nierozwiązany problem z ojcem" i interpretują zachowania szefa opacznie. Albo (to już nieliczne grono) kobiety mają masochistyczną strukturę osobowości, po prostu lubią być ofiarą. To wielkie nieporozumienie - niszczenie i poniewieranie nie jest wpisane ani w założenie rodziny, ani w wykonywanie obowiązków służbowych.

Czy w Polsce przymyka się oczy na molestowanie kobiet?

W moim odczuciu - tak. Nie ma badań ani statystyk na ten temat, są jednak dane dotyczące mobbingu, czyli szykan w miejscu pracy, CBOS-u z 2002 r.: 17 proc. badanych w ciągu pięciu lat poprzedzających badanie było szykanowanych przez przełożonego; 12 proc. przez współpracowników; co trzeci Polak uważał, że jest szykanowany przez pracodawcę; prawie 3 proc. miała kłopoty zdrowotne spowodowane mobbingiem (dla porównania: w krajach UE za ofiary prześladowań w miejscu pracy uważa się ok. 8 proc. badanych). Jak widać, nie jest to znowu tak mało, a mobbing ma przecież to do siebie, że jeśli się nie reaguje, szykany narastają.

Z doświadczeń kobiet, które kontaktują się z krakowskim Ośrodkiem Interwencji Kryzysowej, mogę się domyślać, że przypadków molestowania seksualnego kobiet w pracy jest więcej niż mniej. Inna rzecz, ile jest ujawnianych. Jest trochę tak, jak ze zjawiskiem przemocy w rodzinie jakieś dziesięć lat temu. Do Ośrodka przychodziły panie i mówiły, że mają problemy rodzinne - nie nazywały siebie ofiarami przemocy domowej. Teraz nie mają już z tym problemu - o przemocy w rodzinie mówi się otwarcie i dużo, więc jej ofiary nie czują się napiętnowane.

O nic już nie pytają?

Ależ pytają, np. czemu ci ich mężczyźni są tacy sami? A przychodzą do nas kobiety z różnym wykształceniem, dorobkiem, pracujące w różnych miejscach, tyle że historie życia rodzinnego mają podobne. Dlaczego właśnie je to spotkało? Wciąż odwracam im to pytanie: nie dlaczego mnie to spotkało, tylko dlaczego tak długo w tym tkwiłam? Co mogę zrobić, by było inaczej?

Dr WANDA BADURA-MADEJ jest psychologiem z ponad 40-letnią praktyką, szefem Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2008