Niemi świadkowie, cudze tragedie

Przysłuchajcie się językowi, jakim o tym mówiono: "Była śliczną, kruchą blondyneczką. Kto by powiedział o zgwałconym chłopcu, że był "ślicznym, kruchym brunecikiem? Przypomniano, że jeden z napastników podkochiwał się w dziewczynie, ale został odtrącony, więc może odreagowywał zranione uczucia? Taki język bierze się z podniecenia widowni, a nie z odpowiedzialności świadka, choćby i tchórzliwego.

30.10.2006

Czyta się kilka minut

fot. D. Kramski - Agencja Gazeta /
fot. D. Kramski - Agencja Gazeta /

ANNA MATEJA: - Co się stanie z pięcioma gimnazjalistami, którzy na oczach klasy upokorzyli jedną z uczennic, prawdopodobnie doprowadzając ją do samobójstwa? Minister edukacji potraktował to jako koronny dowód zwyrodnienia części młodych Polaków, których powinno się izolować w szkołach "pod specjalnym nadzorem". Minister sprawiedliwości zapowiedział, że już 15-latkowie będą ponosić odpowiedzialność karną jak dorośli, a najbardziej zdemoralizowani po poprawczaku resztę kary odsiedzą w więzieniach.

ANNA LIPOWSKA-TEUTSCH: - To jakaś czkawka polityczna, politycy podle wykorzystują ludzkie nieszczęście dla swoich celów - przykręcenia śruby społeczeństwu przez karanie 15-latków jak dorosłych czy tworzenia ośrodków odosobnień. Na dodatek to nierealne, bo przecież minister edukacji nie powiedział, za co chce wybudować i utrzymać te enklawy dyscypliny.

Tych chłopców może czekać długie i ponure życie. To prawdziwe wyzwanie: co zrobić, by się nie pozabijali, by nie wyszli z poprawczaka z potencjałem nienawiści do ludzi? Tym bardziej że z czternastolatkami jest trochę tak, że "nie wiedzą, co czynią" - ich czyn, jak słyszymy, nie był niczym niezwykłym, być może i samobójstwa skrzywdzonych dziewczyn zdarzają się częściej, niż sądzimy. Politycy natomiast wykorzystują tę niebywale nagłośnioną śmierć i pod pretekstem walki z przestępczością mogą dążyć do ograniczenia demokracji, czy, po prostu, złapania ludzi za twarz.

WITOLD BOBIŃSKI: - Jeden z ojców tych chłopców powiedział, że to nie oni przecież odebrali tej dziewczynie życie, inny, że "w szkole dzieją się takie rzeczy", więc właściwie o co ten krzyk? Ci chłopcy nie mogą żyć w przekonaniu, że nic się nie stało. Politycy wykorzystają każdy incydent dla swoich korzyści, ale tym bardziej powinniśmy się zastanowić - co dalej? Ten straszny, popełniony bezrefleksyjnie czyn musi doczekać się przemyślenia ze strony samych sprawców. Ideałem byłoby, gdyby z tego wyniknęła taka oto świadomość: "Jeśli popełniłem coś złego i chcę z tym żyć, bo muszę z tym żyć - z piętnem wyrządzonego komuś zła - powinienem znaleźć źródło siły do dźwigania tego zła, np. przez czynienie dobra innym". Gdzieś muszą znaleźć grunt, na którym postawią nogę. Nie można ich odizolować od społeczeństwa, bo są na to zbyt młodzi; nie można też machnąć ręką na to, co zrobili. Oba wyjścia byłyby klęską.

Potrzeba nam profesjonalnego systemu resocjalizacji. Jeśli minister edukacji miałby coś rozpocząć, to właśnie ruch ku temu, by go opracować i wdrożyć, bo stworzenie gett złoczyńców nic dobrego nie da.

- Zdarzenie pokazało jak blisko, pod powierzchnią tzw. normalnego życia, pulsuje w ludziach zło. Jakie mechanizmy powodują, że tak łatwo przeistaczamy się w niegodziwców?

ALT: - To wielkie pytanie - o tajemnicę zła.

- To, co zdarzyło się w Gdańsku, zostało nagłośnione - czujemy się tak, jakbyśmy to widzieli na własne oczy. Jednak problem przemocy w szkole od kilku lat, niestety, wyjątkowy nie jest.

ALT: - I nie będzie, bo sprzyja temu powszechnie panujący w Polsce klimat pogardy. Chłopcy od dzieciństwa trenowani są w ukrywaniu uczuć i okazywaniu "męskości", czyli, w tym rozumieniu, niewrażliwości, przemocy, spektakularnych "osiągnięć" w życiu seksualnym. Presja na odgrywanie tego "teatrzyku męskości" jest szczególnie silna w okresie dorastania, a społeczeństwo patriarchalne nie przeciwstawia się jej, obawiając się, że rozprawi się nie tylko z pogardą w stosunku do kobiet, ale rozmontuje też np. gotowość do odbywania służby wojskowej czy podtrzymywania patriarchalnych relacji władzy. Wyciągając nitkę, można byłoby spruć cały sweter... Jedna z nauczycielek tego gimnazjum przypisała zachowanie chłopców burzy hormonów, jakby to było jakieś zatrucie hormonami! Tymczasem to specyficzne dla społeczeństwa patriarchalnego przejawy tworzenia męskości, a piątka napastników jest produktem specyficznej kultury, nie biologii.

WB: - Nie jesteśmy już społeczeństwem patriarchalnym, żyjemy raczej w epoce jego rozkładu. Polacy gwałtownie wyswobadzają się z tego wzorca kulturowego, dzięki różnorako pojętej otwartości. Ceną jest jednak rozchwianie dotychczasowego systemu, który obowiązywał i był akceptowany. Przemoc w szkole to jeden z efektów tego rozchwiania. Młodzież mimo to chce jakoś potwierdzić swoją wartość i tożsamość, tyle że teraz ma do dyspozycji jeszcze jeden środek: poczucie wolności, czy też - poczucie, że nikt nam nic nie zrobi. Przypuszczam, że piątka uczniów z Gdańska poczuła się ośmielona do tak brutalnego czynu bezkarnością wcześniejszych zdarzeń. Wyrastali w atmosferze przyzwolenia na drobne czy większe skandale. Nie byliby tak bezmyślni, by posunąć się do czegoś, co mogłoby się dla nich okazać dramatycznym zakrętem.

ALT: - Wylewaniu agresji w taki sposób służą autorytarne struktury społeczne, jak najbardziej legalne, a nawet chwalone. Niedawno minął wiek XX, który był wielkim spektaklem tego typu przemocy. To staroświeckie społeczeństwa wyprodukowały zbrodnie, o których nie śniło się filozofom; zbrodnie wynikające bardziej z nadmiaru porządku niż z chaosu, ze zniewolenia, nie z wolności. Często zresztą przemoc interpretuje się jako kanalizację potencjału agresji tkwiącego w ludziach. Jej doskonałym ujściem jest wojna, a że nie będziemy przecież wywoływać konfliktów, więc...

W przypadku przestępstw popełnianych na tle seksualnym przez osoby dojrzewające, bronię tezy, że to jeden z odcinków męskiego filmu o konstruowaniu swojej tożsamości, pt. "Jak nałożyć na siebie maskę twardziela". Kto i po co stwarza przestrzeń społeczną, w której ta konstrukcja męskości nie tylko trwa, ale jest wzmacniana? Bo z tego punktu widzenia wychodząc, właściwie dlaczego ta dziewczyna popełniła samobójstwo? Przecież mimo wulgarnej napaści i bierności otoczenia, jej wartość jako człowieka nie została naruszona. Targnęła się na życie, bo podobnie jak napastnicy była zatruta stereotypami dotyczącymi płci. To, co przeżyła, w jej wyobrażeniu wykluczało ją ze społeczności i naznaczało na całe życie hańbą. Mówiła, że nigdy już nie pojawi się w szkole, podczas gdy właśnie powinna się była tam pojawić i przewrócić ją do góry nogami. By to jednak zrobić, musiałaby mieć w sobie poczucie prawa i siły oraz przekonanie, że ktoś ją poprze.

WB: - Mówiąc tak, czyni Pani z tej dziewczyny powtórną ofiarę, tym razem samej siebie. Przemocą rozebrano ją w obecności całej klasy do naga, dotykano w miejscach intymnych, symulowano odbywanie stosunku seksualnego - to był najzwyczajniejszy gwałt! Wyobrażam sobie, że ta czternastolatka zareagowała emocjonalnie i instynktownie, a to, co się stało, było tak niewiarygodne i bolesne, że nie wyobrażała sobie, by po tym wszystkim nadal żyć w tej grupie. Była zbyt młoda, by racjonalizować całe zdarzenie, tym bardziej że głęboko zraniono w niej dumę i zdeptano jej poczucie człowieczeństwa.

ALT: - Rzeczywistość została zracjonalizowana już dawno i jako gotowy model wsadzona do głowy tej dziewczyny. Nie ją jednak obwiniam, ale system patriarchalny.

WB: - Nie zgadzam się też z twierdzeniem, że szkoła sprzyja takim zachowaniom przez swój rzekomy totalitaryzm. Na szczęście daleko jej do tego, gwałtownie się zresztą przepoczwarza. Widać to choćby po tym, że uczniowie zachowują się coraz swobodniej i przychodzą ubrani do szkoły jak chcą. W porządku, tyle że ich wiosenne czy letnie stroje dawniej uchodziłyby za wyuzdane.

ALT: - Kto się w te wyuzdane stroje ubiera?

WB: - Dziewczęta, bo krótkie spodnie chłopców są raczej... nieestetyczne.

ALT: - Myślenie, że kobiety zakładając mini-spódniczkę prowokują mężczyzn, by wyrządzili im krzywdę, jest przerzucaniem odpowiedzialności za popełnienie przestępstwa na tle seksualnym na kobiety.

WB: - Ale czy na pewno do szkoły powinno się wkładać bluzki kończące się pod biustem czy stringi wychodzące spod spodni? Czy kilkanaście lat temu widzieliśmy na szkolnych korytarzach namiętnie całujące się podczas pauz pary? Nie gorszy mnie to, nawet cieszy, że młodzież nie kryje się z uczuciami, ale przecież wiem, że w takich sytuacjach dochodzi też do molestowania czy igrania erotycznego. Nauczyciele powinni mieć prawo i odwagę wyrażania swojej krytyki, tymczasem wycofują się z roli wychowawców - tych, którzy z racji funkcji i wieku zwracają uwagę. Domyślam się, dlaczego tak się dzieje - do końca lat 90. uczyłem w szkole i wiem, co to znaczy mieć ucznia wulgarnego czy krnąbrnego. Ale misja szkoły polega na pokonywaniu właśnie takich trudności.

- Drobne wydarzenia prowadzą do wielkich zbrodni. W gdańskim gimnazjum, a przypuszczam, że jest tak w wielu szkołach, atmosfera przemocy, przyzwolenia i bezkarności narastała stopniowo. Dlaczego większość nauczycieli stara się nie zauważać, że uczniowie wybierają sobie ofiary? Dlaczego nauczycielka z gdańskiego gimnazjum nie zdołała dowiedzieć się od uczniów, co się wydarzyło?

ALT: - Obnażanie wstydliwych niewiast i gwałcenie ich nie należy do rzadkości. Np. w obozach koncentracyjnych dochodziło do czegoś takiego, ale przeżywano to inaczej, ponieważ wyraźna była solidarność współosadzonych z ofiarą, napastnik był zidentyfikowany jako wróg, a jego czyn jako haniebny. Przemoc w szkole nie zawsze oceniana jest nagannie, czasami nawet jest to norma. To tak jak z żartami seksistowskimi: kto się przed nimi wzbrania, jest postrzegany jako osoba pozbawiona poczucia humoru.

W polskim kontekście to wydarzenie nie jest czymś niezwykłym - tak bezrefleksyjnie postępuje homo sovieticus pozbawiony busoli wewnętrznej. Powiedzenie "nie" wymaga odwagi myślenia i formułowania swojego zdania, poczucia odpowiedzialności za innych. A w polskich szkołach nieraz mamy do czynienia z hipokryzją, tchórzostwem i poczuciem bezsiły. To są te podszyte obawą, zadawane w duchu pytania: dlaczego mamy kompromitować swoją szkołę? Kto ma o tym powiedzieć? A może to się jakoś wysuszy, wykruszy? Dopóki nauczyciele, zamiast tylko pouczać uczniów, jak powinni się zachować, nie zaczną rozbudzać ich ciekawości, ucząc ich zadawania pytań i dociekliwości - nic się w polskiej szkole nie zmieni. Ale w tej mierze zaniedbania spoczywają na całym społeczeństwie - wszystkim nam brakuje woli, by domagać się klarownego procesu uczestnictwa.

WB: - Zgadzam się z tym całkowicie: gdyby szukać głębokich przyczyn obojętności, byłby nim właśnie brak kultury odwagi i odpowiedzialności. Polska szkoła nie wychowuje do bycia odważnym.

ALT: - Jesteśmy jako społeczeństwo obojętnymi świadkami cudzych tragedii. Nie wiemy, jak się zachować - lęk przed zaangażowaniem się wynika z tego, że przewidujemy jedną tylko możliwość: agresję i kontragresję. Innymi słowy, kiedy słyszymy wulgaryzmy, nie przychodzą nam do głowy, jako odpowiedź, słowa pokoju.

WB: - Szkoła nie uczy bycia odpowiedzialnym za siebie i innych, odwagi ujęcia się za kimś, zburzenia "świętego spokoju" dla obrony pewnych wartości. To dlatego nauczyciele i spora część uczniów i rodziców przyzwalają na skandaliczne zachowania. Studentki podczas praktyk w szkole słyszą od uczniów, że "mają ładne stringi", albo "ty k...". Po takich słowach nauczyciel traci pewność, pozycję nietykalnego - musi w mgnieniu oka zareagować tak, by wyjść z twarzą i prostacko nie wykorzystać przewagi nad uczniem. To trudne, bo pierwszym doradcą nauczyciela jest prozaiczny lęk: Jak wrócę do domu? Czy nie przebiją mi opon w samochodzie? Łatwo zastosować najostrzejsze represje, ale to ślepa uliczka.

Co kilka dni chodzę na mecze piłkarskie, razem z tłumami młodzieży uznawanej za najbardziej agresywną. Jeżeli "szalikowcom" stworzy się godziwe warunki oglądania meczu, zapewni się im możliwość zjedzenia czegoś, skorzystania z normalnych toalet, spokojnego wejścia przez bramki, które nie są zbyt małe i nie powstrzymują tłumu - zachowują się elegancko: dopingują drużynę, nie ma bójek ani zaczepek. Nie tak jak wtedy, gdy traktuje się ich jak zwierzęta. To jest też klucz do wychowania: nauczyciel od początku swojej pracy musi dostrzegać w uczniu człowieka, więcej mu dawać niż wymagać i trochę się dla niego poświęcać. To staroświeckie słowo, ale nie ma lepszej metody. Kto zresztą powiedział, że nauczycielstwo to łatwy zawód?

ALT: - Kluczem jest poczucie własnej wartości: nie wszystko musi dotykać i obrażać. Kiedy działamy na jakiejś meta-płaszczyźnie, nic nie boli - człowiek fruwa nad obelgami jak jakiś święty. Kiedy wewnętrznej siły nie dostaje, pozostaje zewnętrzna - policja, sąd rodzinny, poprawczak.

A co do idei: w okresie dojrzewania łatwo utożsamić się z ideą przerastającą człowieka, np. subkultur młodzieżowych parodiujących społeczeństwo patriarchalne, których funkcjonowanie polega na chęci eliminacji wrogów: punków, gejów, anarchistów. Pięciu gdańskich gimnazjalistów to wierzchołek góry lodowej w tak funkcjonującym społeczeństwie. O tym jednak nie myślimy: jak kształtuje się tożsamość, co młody człowiek może zrobić, by stać się sobą.

WB: - A w szkole z reguły o tym się nie rozmawia, choć tylko w ten sposób można rozbudzić osobowość młodych ludzi, pokazać im, że świat ma miliony oblicz, które trzeba poznać i o których trzeba dyskutować. Na lekcjach religii bądź wychowania powinien być czas na refleksję o sobie i świecie, na zastanawianie się, skąd się bierze zło w człowieku. Nieustanna rozmowa to istota wychowania, tymczasem brakuje na nią czasu - szczególnie obecnie, gdy szkoła skupia się przede wszystkim na przygotowywaniu do zdawania egzaminów. A powinna uczyć poznawania siebie i innych.

- Co czeka tych, którzy byli niemymi świadkami tragedii?

WB: - Powinni zrozumieć, że ich sytuacja także się zasadniczo zmieniła. Całe otoczenie musi wypracować sobie osąd - nie chłopców - tylko tej sprawy! Tylko tak świadkowie zdarzenia powrócą do przekonania, że istotą ich człowieczeństwa jest stosunek do drugiego człowieka: geja, Roma, kibica innej drużyny, każdego.

Czy ci, którzy nie obronili Ani byli przyzwyczajeni do różnych "ekscesów"? Nie chcieli "donosić"? Bali się, że sprawcy mogą i innym zrobić coś porównywalnego? Tym zajmie się sąd rodzinny; świadkowie będą musieli sobie odpowiedzieć na pytanie: "dlaczego do tego dopuściłem", a winy poszukać w sobie.

ALT: - To była widownia, nie świadkowie - tak z reguły dzieje się w Polsce w sytuacji przemocy wobec kobiet. Świadczą o tym i wyroki sądowe w sprawie gwałtów, i stosunek do molestowania seksualnego, i traktowanie gwałtu jako hańby ofiary, nie sprawcy. Przysłuchajcie się językowi, jakim o tym mówiono: "Była śliczną, kruchą blondyneczką". Kto by powiedział o zgwałconym chłopcu, że był "ślicznym, kruchym brunecikiem"? Przypomniano, że jeden z napastników podkochiwał się w dziewczynie, ale został odtrącony, więc może odreagowywał zranione uczucia? Taki język bierze się z podniecenia widowni, a nie z odpowiedzialności świadka, choćby i tchórzliwego.

Zygmunt Bauman pisze o tzw. zobowiązaniu sekwencyjnym - jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B. Rozłóżmy zdarzenie na punkty: A - ktoś złapał dziewczynę i przydusił ją do ściany, B - ktoś położył ją na stole, C - ktoś powiedział coś, czego nie powinien był powiedzieć, D - ktoś zdarł z niej spodnie, E - ... W obserwatorach pojawia się myślenie: "powinienem był krzyczeć, odepchnąć napastników, pójść po pomoc, ugryźć, podrapać, drzeć się wniebogłosy". Ale gdy akcja już trwa, świadkowie stają się wspólnikami - tymi, którzy nie powiedzieli "nie" wtedy, gdy trzeba było się przeciwstawić. Im dalej, tym trudniej zaprotestować, tym bardziej stajemy się wspólnikami - minął moment, "złota chwila", kiedy powinniśmy krzyknąć: "nie!".

  • ANNA LIPOWSKA-TEUTSCH prowadzi w Krakowie Towarzystwo Interwencji Kryzysowej. W 1995 r. zorganizowała i prowadziła Schronisko dla Ofiar Przemocy.
  • WITOLD BOBIŃSKI jest adiunktem w Instytucie Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego (Katedra Polonistycznej Edukacji Nauczycielskiej); wieloletnim nauczycielem, autorem podręczników do języka polskiego i historii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2006