Gdy nie są potrzebne fakty

Im więcej z Polski płynąć będzie głosów, że Rosjanie są winni katastrofy 10 kwietnia, tym trudniej będzie Rosjanom przyznać rację Polakom w kwestiach, w których bez wątpienia ją mają.

03.08.2010

Czyta się kilka minut

Śledztwo dotyczące katastrofy smoleńskiej nie jest w Rosji najważniejszym tematem. Fakt ten wynika na pewno także z różnicy w mentalności Polaków i Rosjan: otóż Rosjanom dość łatwo przychodzi zapominanie o tragicznych wydarzeniach swojej przeszłości. Takie myślenie często obraca się przeciwko nam, bo rosyjska historia ma charakter cykliczny, więc naród po wielokroć powtarza te same błędy. Jednak ma to też swoje plusy. Rosjanie po traumie szybko wracają do codziennych spraw.

Śledztwo prowadzone jest w Rosji, ale w ścisłej współpracy z polskimi śledczymi. Zajmują się tym dwie instytucje: Międzypaństwowy Komitet Lotniczy i specjalna Komisja Śledcza przy rosyjskiej prokuraturze. Informacji o postępach śledztwa można zaczerpnąć w rosyjskim Ministerstwie Sprawiedliwości (zresztą Polacy mają dostęp do tych informacji, posiada je bowiem także polskie Ministerstwo Sprawiedliwości, więc z rosyjskiej perspektywy trudno napisać tu coś odkrywczego). MKL bada, w jakim stopniu winne były warunki meteorologiczne. Śledczy sprawdzają, czy uczestnicy wydarzeń dopuścili się niedbalstwa i naruszenia prawa.

Aleksander Konowałow, minister sprawiedliwości Rosji, wraz z Krzysztofem Kwiatkowskim, ministrem sprawiedliwości Polski, na wspólnie przeprowadzonej konferencji prasowej poinformowali o konieczności przedłużenia śledztwa o kolejne 6 miesięcy, co jest normalną praktyką.

Tymczasem rosyjska prasa rozpisuje się o rozszyfrowanych ostatnio rozmowach pochodzących z czarnych skrzynek samolotu. Fraza, wypowiedziana przez pilota Arkadiusza Protasiuka "Jeśli nie wylądujemy, to mnie zabije", która znajduje się w stenogramie rozmów z kokpitu, wielokrotnie była cytowana w rosyjskiej telewizji.

Rosyjscy dziennikarze, specjaliści do spraw lotnictwa wciąż zadają pytania: dlaczego prezydencki samolot nie zdecydował się na lądowanie na zapasowych lotniskach, gdzie panowała o wiele lepsza pogoda. Dlaczego, kiedy system ostrzegający przed zderzeniem z ziemią TAWS, na 18 sekund przez zetknięciem z pierwszym drzewem wydał pilotom komendę "podnieś ster do góry", pilotom nie udało się uniknąć katastrofy. Dlaczego pilotom nie udało się wejść na drugi krąg?

Żądanie Polaków, aby kontrolerzy lotu ze smoleńskiego lotniska zostali wysłani do Polski w celu przesłuchania, nie zostało zrozumiane przez rosyjską opinię publiczną. Dlaczego nie można przesłuchać tych ludzi w Smoleńsku, najlepiej na lotnisku, żeby mogli (jak na wizji lokalnej) odtworzyć przebieg wydarzeń z ranka 10 kwietnia?

Strona rosyjska nie widzi też przeszkód w przesłuchaniu świadków. Jeśli ich zeznania będą sprzeczne, można sporządzić protokoły rozbieżności. Jednak dlaczego wszystko to musi koniecznie mieć miejsce w Polsce? Czy aby na pewno nie chodzi tu o jakiś polityczny teatr? Takie zachowanie mogłoby być usprawiedliwione, jeśli istniałyby twarde dowody obarczające kontrolerów lotu winą za katastrofę.

Polscy eksperci przyznają, że kontrolerzy informowali polskich pilotów o złych warunkach atmosferycznych panujących na lotnisku Siewiernyj i zalecali lądowanie na jednym z lotnisk zapasowych. Polscy śledczy chcą wyjaśnić, dlaczego Rosjanie nie zamknęli lotniska i dlaczego Polacy odrzucili propozycję lądowania w innym mieście.

Odpowiedzi na drugą część pytania może udzielić jedynie polska strona. Odpowiedź na pierwszą część pytania jest możliwa, kiedy uruchomimy szerszy kontekst relacji polsko-rosyjskich. Dlaczego w stosunkach Lecha Kaczyńskiego z władzami rosyjskimi oraz białoruskimi powstała taka atmosfera, że lądowanie prezydenckiego samolotu w Mińsku, Moskwie czy Briańsku zostałoby przekute w polityczny skandal? Boję się, że kontrolerzy lotu w Smoleńsku nie mogą udzielić odpowiedzi na to pytanie.

Porządni Rosjanie

W tych rozważaniach nie może być jednak miejsca na tezy mające świadczyć o spisku: o złej woli naziemnej obsługi lotniska Siewiernyj, o zderzeniu

Tu 154 z "zagadkowym" rosyjskim samolotem, sztucznej mgle rozpylanej przez Rosjan nad lotniskiem. Te spiskowe teorie brzmią naprawdę strasznie.

Szok, jaki przeżyli Rosjanie po tragicznej śmierci elity polskiego państwa, przemienił się w zainteresowanie wszystkim, co polskie. Rosjanie, chyba pierwszy raz od 1980 r., z ciekawością śledzili polityczne wydarzenia w Polsce, w księgarniach zaczęli pytać o książki na temat Polski, zainteresowali się - na nowo - polskim teatrem i kinem. Dziś w stosunkach polsko-rosyjskich dokonuje się pewien przełom. Zwróćmy uwagę, w jakim kontekście padają wszystkie te oskarżenia: większość Rosjan uznaje winę stalinowskiego reżimu za zbrodnię katyńską, czujemy się też odpowiedzialni za inne ciemne karty we wzajemnych relacjach naszych narodów. Dlatego jest bardzo ważne, aby zarówno Polacy, jak i Rosjanie uszanowali tę szczególną chwilę w naszych relacjach.

Z Warszawy coraz częściej dobiegają nas oskarżenia, że jesteśmy tej katastrofy winni. Jakie mogą być konsekwencje takiego myślenia? Niestety, w Rosji historia jest wciąż wykorzystywana przez polityków. Rosyjskie władze zapewne w końcu zareagują na spiskowe teorie rodzące się w Polsce. I czym więcej będzie głosów, że Rosjanie są winni katastrofy 10 kwietnia i że mataczą przy śledztwie, tym trudniej będzie Rosjanom przyznać Polakom rację w kwestiach, w których bez dwóch zdań rację mają: w sprawie Katynia, w tym, że wojska radzieckie "nie śpieszyły" na pomoc Powstaniu Warszawskiemu, oraz o możliwości interwencji radzieckiej w Polsce w latach 1980-81. Na marginesie: żaden z tych tematów nie stanowi we współczesnej Rosji elementu zakazanej dyskusji.

Czy w Rosji są zwolennicy spiskowych teorii głoszonych w Polsce, które także obarczają winą za katastrofę polskiego samolotu rosyjskie władze? Niestety, są i tacy.

W Rosji organizuje się grupa ludzi, która zaczyna podejrzewać władze Rosji o wiele niepowodzeń naszego kraju. Teoria spisku się rozprzestrzenia: ludziom tym nie są potrzebne fakty i dowody. Oni i tak wiedzą, kto ponosi winę za wszystkie nieszczęścia, od zepsucia dobrych stosunków z byłymi republikami radzieckimi do braku ciepłej wody w kranie.

Oczywiście ludzie ci wiedzą też, kto ponosi winę za tragedię polskiego samolotu pod Smoleńskiem. Winni są zawsze ci sami: Władimir Putin, Dmitrij Miedwiediew oraz służby specjalne. I każdy, kto nie zgadza się z tym schematem myślowym, jest współpracownikiem służb specjalnych.

Kiedy radio "Swoboda" poprosiło mnie o komentarz na temat katastrofy polskiego samolotu, na stronie internetowej radia natychmiast pojawiły się posty tych właśnie ludzi. Ich reakcja była ostra. Po pierwsze: krytykowałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego za jego życia, dlatego też mogę się czuć współwinny tej tragedii i teraz nie mam prawa wypowiadać się na jego temat. Nie zostawiono suchej nitki na dzienniku "Swobody" który zaprosił mnie do studia. Teraz słyszę, że do "Swobody" dzwonią słuchacze i postulują, by odsunąć rosyjskich prokuratorów od prowadzenia śledztwa w sprawie katastrofy.

Ta straszna Rosja

Przez wiele lat część polskich mediów uznawała ludzi, których cechuje takie myślenie, "jedynymi porządnymi ludźmi w Rosji". Oczywiście zwolennicy teorii spiskowych byli i będą, wielu z nich występuje pod sztandarami moralności. Jednak konstruowanie polskiej polityki wobec Rosji na podstawie ich sądów albo choćby image’u  naszego kraju w Polsce, jest nie tylko lekkomyślnością - jest po prostu głupotą.

Niestety, Polacy są przepełnieni absurdalnymi lękami w stosunku do Rosji. Rosję widzi się w Polsce jako kraj niebezpieczny, często posługuje się porównaniem, że "Rosja Putina" jest praktycznie tożsama ze Związkiem Radzieckim za rządów Stalina.

Oczywiście lęki te biorą się z samej Rosji; książka Jurija Afanasjewa, najchętniej cytowanego w Polsce rosyjskiego historyka, nosi taki właśnie tytuł: "Groźna Rosja". Zresztą ciekawe, co zrobiono by z autorem książki o takim tytule w naprawdę autorytarnym państwie, na przykład ZSRR…

W tej "groźnej Rosji" Afanasjew przez 30 lat stał na czele jednego z ważniejszych instytutów historycznych. I do dziś ma się dobrze. Mam do Polaków prośbę, aby w swoim rozumieniu i poznawaniu Rosji nie ograniczali się jedynie do tego jednego, "groźnego" wariantu.

Stanisław Ciosek, były ambasador RP w Moskwie, wybitny znawca Rosji, zwykł powiadać: "Zawsze mówię tym naszym rusofobom: po co Rosjanom Polska? No po co? Cóż oni z nią będą robić?".

Pójdę za tą myślą: w jakim celu Rosjanie mieliby chcieć zabić prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Do końca jego urzędowania zostało niewiele czasu, badania opinii publicznej nie dawały mu szansy na powtórne zwycięstwo w wyborach. Dlaczego nawet tak cyniczna argumentacja nie trafia do zwolenników spiskowych teorii w Polsce? Polacy nie wierzą, że z Rosji może przyjść jakieś dobro. Ale nie mamy innej drogi: w stosunkach polsko-rosyjskich należy zacząć wierzyć w dobro i w dobrą wolę. Także w dobrą wolę, która jest potrzebna, by rzetelnie przeprowadzić śledztwo w sprawie katastrofy samolotu prezydenckiego.

Przełożyła Małgorzata Nocuń

Dmitrij Babicz jest publicystą, komentatorem politycznym rosyjskiej państwowej agencji "Ria Nowosti".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2010