Francuskie splendory

Tylu znakomitych obrazów jeszcze nigdy do Polski nie przywieziono. I nie wiem, czy dożyjemy jeszcze kiedyś podobnej prezentacji.

03.04.2005

Czyta się kilka minut

Georges de La Tour, "Święta Irena znajduje ciało świętego Sebastiana" /
Georges de La Tour, "Święta Irena znajduje ciało świętego Sebastiana" /

Aby pokazać 400 lat malarstwa, należało wymyślić tak pojemne ramy, by najróżniejsze zjawiska artystyczne mogły się w nich pomieścić bez wzajemnego wykluczania się. Tytuł “Cienie i światła" zdaje się znacznie ciekawszy niż np. “malarstwo francuskie z francuskich muzeów", a do tego przecież sprowadza się warszawska wystawa.

Niecodzienne spotkania

Selekcja obrazów wydaje się uzasadniona dydaktycznie, tym bardziej, że akurat w kwestiach sztuk wizualnych nigdy dość nauki, szczególnie na najlepszych przykładach. A lista nazwisk artystów wywoływać musi dreszcz emocji, choćby dlatego, że wielu z nich prezentowanych jest w Polsce po raz pierwszy. Wystawa potrwa aż trzy miesiące. Będzie można do niej powracać, a wtedy objawi się nie tylko jako zbiór 118 obrazów, ale stanie się także okazją do wielu niecodziennych spotkań.

Do pierwszego dochodzi już na początku. Sztandarowy obraz wystawy, “Święta Irena znajduje ciało świętego Sebastiana" Georgesa de la Tour (ok. 1649), ma obok siebie anonimowe dzieło, w którym ten sam temat został zrealizowany zupełnie inaczej. De la Tour skupia się na dramatyzmie sceny, konsekwentnie buduje jej monumentalność. Nieznany wciąż z nazwiska malarz, określany jako Mistrz Świecy, tworzy scenę intymną i zmysłową. Piękna jest twarz kobiety, która czułym gestem wydobywa strzałę z emanującego doskonałością ciała młodego męczennika. Na marginesie: zadziwia niekonsekwencja katalogu; obraz de la Toura ma tu w tytule “opłakiwanie", a przecież św. Sebastian przeżył rany odniesione od strzał - zapewne właśnie dzięki interwencji świętej niewiasty - a zginął dopiero później, zatłuczony pałkami; w tej scenie za wcześnie zatem na opłakiwanie.

Świetna jest sekwencja martwych natur, otwarta obrazami “Kosz moreli" (1634) malarki Louise Moillon i “Kosz ze szkłem" (1644) Alzatczyka Sebastiena Stoskopffa. Możemy zobaczyć także dwa dzieła największego mistrza martwej natury w dziejach tego gatunku, Jean-Baptiste Chardina. Choć nie przepadam za tematyką myśliwską w malarstwie, to “Martwa natura z parą królików, torbą myśliwską i prochownicą" (1750-55) stoi znacznie powyżej swego tematu. Szeroka gama subtelnych szarości, miękkość malarskiej faktury, a także wielka delikatność w ujęciu tego przykrego (dla wielu) tematu sytuuje ten obraz wśród najwybitniejszych, jakie pokazano w Warszawie. Potem wielki przeskok i oto jesteśmy już w wieku XX, wśród kompozycji Picassa, Braque’a, Grisa, Bonnarda. Martwe natury pojawiają się także w obrazach o zupełnie innej tematyce. W taki właśnie sposób można oglądać prace braci Le Nain, Greuze’a, Drollinga, Gervexa, Vuillarda, Balthusa.

Na wyżynach

Wiek XVIII doprowadził sztukę portretu do niebywałych wprost wyżyn. Zdawać by się mogło, że artyści odkryli wszystkie tajemnice dotyczące zarówno materii, jak i prawdy psychologicznej. W dziełach Rigauda, Perronneau, Davida sportretowane zostało bodaj wszystko to, co należało sportretować. W następnym stuleciu pojawili się kolejni wielcy portreciści: Ingres, Géricault, Manet, Monet, Degas.

I znów dochodzi do niebywałego spotkania: artystycznego, ale i życiowego. Oto dwa portrety Camille, żony Moneta. Po raz pierwszy widzimy ją, zamyśloną, na sofie. Po raz drugi - na łożu śmierci. Obrazy dzieli różnica kilku lat, jednak w malarskim porządku Moneta wszystko się już przemieniło. Mgławicowy portret zmarłej żony jest niezwykłym, przejmującym i jedynym takim pożegnaniem artysty z najbliższą mu osobą.

Nader słabo wypada na wystawie portretowy podgatunek, czyli autoportret. Doliczyłem się zaledwie czterech autoportretów, z czego jeden nie jest pewny w stu procentach, a kolejny ma formę cienia.

Pokazano natomiast dwa obrazy Ingresa: “Studium młodego mężczyzny" (1801) i “Portret François-Marii Graneta" (1807-09). Pierwszy z nich to akademickie studium męskiego aktu - dość typowe, lecz doskonałe. A co więcej, nagrodzone przez paryską Akademię. Co ciekawe, w zbiorach warszawskiego Muzeum Narodowego znajduje się akt w podobnym formacie, pochodzący z tego samego roku. Prawdopodobnie przedstawia tego samego modela.

Granet był malarzem, specjalistą od widoków Rzymu i jego okolic. Najprawdopodobniej pomagał Ingresowi, gdy ten przybył do Wiecznego Miasta. Portret mógł być swoistym podziękowaniem za tę opiekę. Zaraz obok dzieła Ingresa zobaczyć można pejzaż namalowany przez portretowanego artystę. To sławny widok “Mostu San Rocco i wodospadów Tivoli" (1806?), opisywany przez Chateaubrianda.

W tej samej sali uwagę przykuwają też dwie niewielkie prace namalowane przez artystę o pokolenie starszego, poprzednika Graneta i Ingresa w mieście nad Tybrem. Pierre--Henri de Valenciennes malował niewielkie studia z natury: pejzaże, zabytki i chmury nad Rzymem i jego okolicami. Te niewielkie studia - pełne powietrza i prostoty, niezwykle sumienne - były inspiracją dla wielu Francuzów. Choćby dla Corota.

Kawałek Luwru

Można by mnożyć takie sekwencje spotkań i powinowactw. Każdy oglądający ma prawo do wydeptywania własnych ścieżek. To jedna z największych atrakcji w salach Zamku Królewskiego. Można iść tropem pejzaży, których bogactwo zdaje się nie wyczerpywać. Albo zająć się kwestią uobecniania się światła we wszystkich tych płótnach - i to zarówno tego fizycznego, jak i nadprzyrodzonego.

Ostatnim akordem tej świetlnej epopei jest kompozycja “Kamień węgielny" (1960) Aurélie Nemours, zmarłej właśnie znakomitej abstrakcjonistki. Tu kwestia światła sprowadzona została do położonej płasko, prostokątnej plamy żółci. Kiedy spojrzymy na obrazy wielkich poprzedników malarki, tych sprzed wieków, najprostszy zabieg malarski nabierze nowej siły i logiki.

Obrazy przyjechały z najsławniejszych paryskich muzeów. Można powiedzieć, że spory kawałek Luwru czy Orsay mamy teraz nad Wisłą. Mnie jednak bardziej zastanawia fakt, że są tu obrazy z tylu muzeów mniej sławnych, prowincjonalnych. Owa zachwycająca “Martwa natura z królikami" pochodzi z Amiens, “Portret Graneta" z Aix-en-Provence, “Kosz ze szkłem" Stoskopffa ze Strasburga. Najbardziej ujmuje właśnie pospolite ruszenie francuskich muzeów prowincjonalnych. To właściwie mapa całej artystycznej Francji! Za tę wystawę naprawdę należy się Francuzom wdzięczność.

Osobną kwestią jest sprawa wystawienia tych obrazów w Warszawie. Zamek Królewski nie wypadł tym razem najlepiej. Zgorszenie wywołują niepomalowane, popękane ściany albo pozostawione w murze kołki (np. nad obrazem Degasa). Trudno usprawiedliwiać to brakiem funduszy. Jest nader pospolicie, ciasno. I tylko obrazy nieustannie toczą batalię o swoje miejsce przed naszymi oczami i w naszej pamięci. Jeszcze wygrywają, ale czy tak będzie zawsze?

Rozpięta między północą a południem Francja zdaje się najszczęśliwszą krainą na europejskiej mapie sztuki. Wspaniałą cząstkę tej ziemi dostaliśmy na chwilę. Trzeba wykorzystać tę nieoczekiwaną okoliczność i odbyć artystyczną pielgrzymkę. Tym bardziej, że wystarczy dotrzeć nad Wisłę, a nie nad Sekwanę, Rodan czy Loarę.

“Cienie i światła. Cztery wieki malarstwa francuskiego"; Warszawa - Zamek Królewski; wystawa czynna do 19 czerwca 2005; kuratorzy: Emmanuel Starcky, Fabrice Hergott.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2005