Życie wewnętrzne

Te obrazy żarzą się wielką wewnętrzną siłą. Jej źródłem z jednej strony jest subtelna malarska materia, z drugiej - osobowości portretowanych.

01.01.2006

Czyta się kilka minut

Olga Boznańska "W Wielki Piątek" (1890) /
Olga Boznańska "W Wielki Piątek" (1890) /

Kończy się rok podwójnej rocznicy Olgi Boznańskiej, 140. rocznicy urodzin i 65. rocznicy śmierci. W Warszawie jego pięknym zamknięciem jest kolejna edycja wystawy “Boznańska nieznana", przygotowana przez Annę Król.

Rozpoczynając swoją pracę w Zachęcie, Agnieszka Morawińska obiecywała wystawy-prezenty dla warszawskiej publiczności. Takim właśnie prezentem jest bez wątpienia wystawa Boznańskiej. Najwyraźniej był to prezent bardzo oczekiwany, bo do Zachęty walą tłumy. Spotkanie z Boznańską w salach Zachęty jest czymś zaskakującym, nie jesteśmy przyzwyczajeni do oglądania tam takich obrazów. Myślę, że to wyjątkowo odświeżające spojrzenie. Kontrastowa i mocna kolorystyka ścian pomaga zobaczyć to malarstwo po nowemu. To próba przeniesienia malarki w nasze czasy, próba jej uwspółcześnienia.

Wystawa w Zachęcie nosi tytuł “Boznańska nieznana". Czemu nieznana? Pokazano bowiem wiele obrazów mało znanych, niewidzianych od lat lub w ogóle niewystawianych. Wydobywane ostatnio z prywatnych kolekcji, stają się przedmiotem ożywionej rynkowej gry, a ich ceny sięgają kilkuset tysięcy złotych. Po raz kolejny pośmiertna sława przychodzi nierychliwie, ale ostatecznie. Wiele z tych obrazów pozwala dopełnić twórczy portret Boznańskiej.

Boznańska kształciła się w Monachium i monachijskości pozostała właściwie wierna do końca swej sztuki i życia. Przemiany jej malarstwa, wyraźne i nieodwracalne, nie wynikały ze zmiany miejsca pobytu, a jedynie z wewnętrznego imperatywu, by fakturę i materię obrazu czynić coraz bogatszą i pojemniejszą dzięki odchodzeniu od dokładności, określoności i tak zwanego wykończenia. Zapewne kontakt z Paryżem te przemiany wzmocnił, ale zaczęły się one wcześniej. Konsekwentnie wykształcał się niepodrabialny, indywidualny styl malarki, tak łatwo rozpoznawalny, a w sztuce polskiej na pewno jedyny. W sztuce francuskiej bowiem istniał krąg malarzy nabistów, spośród których Pierre Bonnard i Edouard Vuillard, zresztą rówieśnicy Boznańskiej, w dojrzałej fazie swej sztuki tworzyli dzieła podobne w klimacie.

To sztuka świadoma impresjonizmu i postimpresjonistycznego bogactwa malarskich dróg, ale zarazem uparcie szukająca jeszcze jednej, własnej. Zjawisko równoległości i równoczesności zjawisk artystycznych jest czymś dość powszechnym, ale nieczęsto staje się ono udziałem polskich malarzy, tak jak ma to miejsce w przypadku Olgi Boznańskiej. Jeszcze inne porównanie znalazł Józef Czapski, pisząc: “Jestem przekonany, że gdyby była Francuzką, to byłaby we wszystkich francuskich podręcznikach, tak jak Berthe Morisot. Mówię o Berthe, która była świetną malarką, dlatego że była kobietą, bo Boznańska najbardziej przypominała mi Vuillarda, który też przez długi czas nie był tak wysoko ceniony, jak powinien być... W sensie materii malarskiej był jej najbliższy".

Wystawa to spotkanie sztuki z publicznością, ale także spotkanie obrazów. I te spotkania bywają naprawdę fascynujące, odkrywcze, odświeżające. Chyba najbardziej spektakularne wydarzenie tej wystawy to ponowne zejście się po latach dwóch największych płócien Boznańskiej, powstałych w jednym czasie i miejscu, czyli “W Wielki Piątek" i “W oranżerii" (oba 1890). Pierwszy, od momentu powstania własność krakowskiego kościoła Mariackiego, przechowywany jest w tak zwanej Prałatówce. Drugi zniknął na długo, by po latach trafić do warszawskiego Muzeum Narodowego jako dar mieszkających wówczas w Szwecji polskich kolekcjonerów, Węclewiczów. Na obu widzimy młode dziewczyny; ta pierwsza, zakonnica, już dokonała wyboru, ta druga chyba nie jest pewna tego, co ją może spotkać. Oranżeria, cieplarnia to miejsce sztuczne, wyjęte spod działania normalnych praw przyrody. Pozostawanie w nim to moment zawieszenia; dziewczyna opiera się o jasną ścianę, rozmyśla, trwa, czeka. Moment jest świetnie sportretowany.

Dzięki starannemu i przemyślanemu rozwieszeniu w salach Zachęty obrazy Boznańskiej dopełniają się, tworzą nowe konteksty, dopowiadają historie, które niekoniecznie miały pierwotnie opowiadać. Powstają nowe narracje i nowe perspektywy, jak choćby wymiana przenikliwych spojrzeń pomiędzy dwoma sportretowanymi artystami, Mieczysławem Jakimowiczem (portret malowany w latach 1908-09) i Franciszkiem Siedleckim (1896). Dzieli ich ze dwadzieścia metrów, a spojrzenia ich spotykają się, przecinają, zdają się dialogować.

O portrecie Siedleckiego wspominałem już przy okazji majowej wystawy Boznańskiej w krakowskiej ASP. To niezrównany obraz, jeden z najwybitniejszych portretów w dziejach naszej sztuki, pozostający do niedawna w prywatnych zbiorach. Teraz też jest własnością prywatną - Krzysztofa Musiała, ale jego posiadacz chętnie się nim dzieli z publicznością. Ogląda się go z prawdziwą radością: czerń, brąz, biel i plamka czerwieni, bijąca od żarzącego się papierosa; dwa białe bliki światła w oczach..., rozwiązania malarsko bardzo proste, ale rewelacyjne pod względem wyrazu. Życie zostało w tym portrecie zatrzymane i zawsze już tam pozostanie.

Dramaturgię ekspozycji znakomicie buduje wyciemnienie całości wystawowych wnętrz i punktowe światła na obrazach. Reflektory wycinają z półmroku postaci i martwe natury; innych tematów jest niewiele, jeszcze tylko kilka pejzaży. Dobitnie pokazują one, że Boznańskiej nieobca była wrażliwość na światło i przestrzeń, ale malarka bardzo świadomie z nich zrezygnowała. Jej światem stał się zamknięty i sztuczny, bo sztuce poświęcony, świat własnej paryskiej pracowni. To jeszcze jedna składowa wewnętrznej mocy obrazów Boznańskiej: one powstawały w konkretnym i świetnie znanym wnętrzu, które stało się całym światem artystki, jej kosmosem. Nie musiała go opuszczać, by móc stworzyć coś naprawdę wartościowego. Siłę można czerpać z miejsca, w którym się żyje; w przypadku Boznańskiej na pewno tak właśnie było.

Malując portrety nie stroniła od zdjęć. Licznie zachowane, zaświadczają dobitnie, że malarka chętnie się nimi posługiwała i że psychologiczna głębia portretów nie musiała być wynikiem przeciąganych w nieskończoność sesji w pracowni. Portrety na tym nie traciły, a portretowani zapewne zyskiwali na czasie.

Jej życie osobiste pozostało poniechane, sztuka wypełniła wszystko. Była ekscentryczką, na co wskazuje wiele świadectw, ale także fotografii. Zmieniając swoją sztukę, nie zmieniała strojów. Pozostała do końca w findesieclowych bluzkach zapiętych pod szyję i długich spódnicach o ściągniętej talii, jakby niepewna swego ciała, które trzeba więzić w sztywnych formach minionej epoki. Zakon sztuki, który sobie narzuciła, był na pewno wyrazem jej świadomych decyzji, ale wielki w nim udział miała i podświadomość, najpewniej nieco okaleczona w rodzinnym domu. Nie miejsce tu jednak na psychoanalizę sztuki Boznańskiej; ktoś ją w końcu na pewno przeprowadzi, materiały do tego zdają się wystarczające, pisała już o tym Joanna Sosnowska w swojej książce “Poza kanonem".

Wspominałem o czerpaniu przez Boznańską z wnętrz portretowanych, z wnętrza własnej pracowni, wreszcie i z wnętrza własnego, niewątpliwie dotkniętego jakąś skazą - ale siła artysty może być wynikiem życiowych słabości. Nie ma tu najmniejszej nawet sprzeczności: sztuka umie karmić się życiem, życie potrafi przegonić sztukę. Te światy przenikają się, czerpiąc z siebie nawzajem.

***

Na koniec dodać wypada, że “Boznańska nieznana" to wystawa, która omija największe polskie muzea. Premierę (w nieco innym kształcie) miała w rocznicę śmierci artystki na Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, pojedzie jeszcze do Stalowej Woli i Sopotu, a w czerwcu-lipcu zakończy swą turę po Polsce w Krakowie, jednak nie w muzeum, tylko w Galerii Turleja (dla galerii to na pewno bardzo dobrze). Dobra sposobność, by zapytać o rolę wielkich muzeów w kształtowaniu artystycznych hierarchii...

“Boznańska nieznana". Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, grudzień 2005 - styczeń 2006. Scenariusz: Anna Król.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2006