Francuski łącznik

Mimo sankcji, proceder kwitnie w najlepsze: jak wygląda dziś „handel śmiercią”, pokazuje przypadek Wybrzeża Kości Słoniowej. Upadek tamtejszego dyktatora pozwolił ekspertom ONZ na rzecz zwykle niemożliwą: zajrzenie do jego archiwów.

21.05.2012

Czyta się kilka minut

Mężczyźni aresztowani po obaleniu dyktatora Laurenta Gbagbo przez żołnierzy wiernych Alassane’owi Quattarze, nowemu prezydentowi Wybrzeża Kości Słoniowej; Abidżan, kwiecień 2011 r. / fot. Rebecca Blackwell / AP / East News
Mężczyźni aresztowani po obaleniu dyktatora Laurenta Gbagbo przez żołnierzy wiernych Alassane’owi Quattarze, nowemu prezydentowi Wybrzeża Kości Słoniowej; Abidżan, kwiecień 2011 r. / fot. Rebecca Blackwell / AP / East News

Kiedy nowojorski sąd skazał niedawno na 25 lat więzienia Rosjanina Wiktora Buta, odnotowały to wszystkie światowe media. Najsłynniejszy handlarz bronią, który przez lata zbliżone do wysokości obecnego wyroku uciekał przed wymiarem sprawiedliwości, wreszcie trafił za kratki. Choć film z Nicolasem Cage’em pt. „Pan życia i śmierci”, dzięki któremu pierwowzór bohatera stał się sławny, jest dość infantylny i niewiele ma wspólnego z rzeczywistością globalnego handlu bronią, dzięki niemu But stał się znany nie tylko tym, którzy jego osobą interesowali się – nazwijmy to – zawodowo.

Sporo rozgłosu spowodowało też skazanie w 2009 r. w USA innego światowego potentata, który zaopatrywał nielegalnie w broń cały świat – mieszkającego w Hiszpanii Syryjczyka Monzera Al-Kassara. Interesującego również ze względu na polski akcent w jego działalności – na początku lat 90. Al-Kassar prowadził swoje biznesy wspólnie z osobami powiązanymi z wojskowymi tajnymi służbami wolnej już Polski (sprawa niestety nie znalazła finału w polskim sądzie).

EMBARGA: TRUDNE I DZIURAWE

Obaj skazani byli sławni, lecz oczywiście nie działali w próżni. Media, jak to media – cieszą się krótkim „newsem”. Natomiast olbrzymi nielegalny przemysł „handlu śmiercią” istnieje nadal. Z oczywistych przyczyn – rynkowych – koncentruje się głównie w regionach ogarniętych konfliktami, choć niektóre z nich są już tak nasycone bronią, że przestaje to być opłacalne. Zwłaszcza od momentu, gdy afrykańskie rynki zbytu zalała tania broń z Chińskiej Republiki Ludowej.

Podstawowa działalność nielegalnych handlarzy polega na dostarczaniu broni – a także części zamiennych oraz usług w postaci szkolenia – do krajów objętych embargiem ONZ. Sankcje nakłada Rada Bezpieczeństwa, zarówno na państwa, jak i na konkretne osoby, głównie w związku z rażącym naruszaniem praw człowieka. Przy czym „naruszanie praw człowieka” jest eufemizmem, określającym wyjątkowe bestialstwo wobec własnych obywateli. Wyjątkowość musi być dobrze udokumentowana – choć nawet wówczas niełatwo przepchnąć taką decyzję przez Radę Bezpieczeństwa, gdzie stałymi członkami z prawem weta są tacy specjaliści od praw człowieka jak Chiny czy Rosja. Ta ostatnia zablokowała ostatnio embargo na dostawy broni dla władz Syrii – skądinąd wiadomo, że sama obsługuje (albo przynajmniej do niedawna obsługiwała) reżim w Damaszku na wielką skalę.

Embargo dla każdego z krajów nim objętych jest monitorowane przez mniej lub bardziej niezależnych ekspertów, publikujących co roku raporty ze swojej działalności. Raporty niejednokrotnie pokazują, jak dziurawy potrafi być system sankcyjny – i jakie pieniądze można zarobić, łamiąc embargo. Niektóre kraje, jak Jugosławia czy Białoruś, są stałymi „bohaterami” raportów, niezbyt się tym przejmując. Pojawienie się nazwisk czy firm z krajów Unii Europejskiej – czy szerzej: z „kręgu zachodniego” – budzi jednak zrozumiałe emocje.

Osobną sprawą jest, na ile państwa te reagują na publikacje. Zdarzało się jednak, że raporty doprowadzały do wszczynania procedur karnych – np. we Francji i w Niemczech przeciwko Rwandyjczykom kierującym terrorystami z organizacji FDLR działającymi na terenie Konga [patrz „TP” 38/2011 – red.].

PÓŹNE SKUTKI UPADKU DYKTATORA

Pod koniec kwietnia tego roku Rada Bezpieczeństwa ONZ opublikowała kolejny roczny efekt pracy ekspertów monitorujących międzynarodowe embargo nałożone na Wybrzeże Kości Słoniowej. Sankcje wprowadzono w związku z zachowaniem miejscowego dyktatora Laurenta Gbagbo; po krwawych zamieszkach, jakie nastąpiły po wyborach w 2010 r., stracił on władzę i obecnie przebywa w areszcie Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze.

Przez lata eksperci Komitetu Sankcyjnego mieli ograniczony dostęp do danych władz Wybrzeża Kości Słoniowej – dopiero właśnie po upadku Gbagbo stał się on możliwy. Ponadto wśród pracujących przez ostatni rok ekspertów znaleźli się tacy, których doświadczenie i mentalność bardziej pasowały do ideowo nastawionego policjanta niż dyplomaty. Efekty widać w opublikowanym właśnie raporcie.

Raporty mało kto czyta, ale jego skutki odczuć mogą zainteresowani. Nie tylko dlatego, że być może Rada Bezpieczeństwa, składająca się z dyplomatów i często oderwana od rzeczywistości, może teraz rozszerzyć sankcje na osoby wymienione w raporcie (co skutkuje zakazem podróży i zamrożeniem aktywów). Być może raport zmusi też kilka państw do wszczęcia śledztwa na swym terytorium – a dwa z nich należą do Unii Europejskiej. To Francja i Łotwa, których obywatele i firmy odgrywały rolę pierwszoplanową w nielegalnym eksporcie broni do objętego embargiem Wybrzeża Kości Słoniowej. Broni, którą dyktator zabijał później swoich obywateli.

WYBRZEŻE KOŚCI SŁONIOWEJ: STUDIUM PRZYPADKU

Autorzy raportu ONZ ustalili, że pierwsze skrzypce w organizacji tego procederu grał Francuz: Frédéric Lafont, były żołnierz Legii Cudzoziemskiej, o którym w kontekście handlu bronią mówiono od dawna. Jakiś czas temu objęła go nawet sankcjami Unia Europejska, lecz po interwencji prawnika Lafonta zdecydowano się wykreślić go z listy, w związku z brakiem wystarczających dowodów.

Dziś dowodów nie brakuje. Według raportu ONZ Lafont, związany z władzami dawnego reżimu Wybrzeża, eksportował tam wszystko – od pistoletów przez granaty po silnik helikoptera. Organizował też szkolenie prezydenckich sił specjalnych, które masakrowały obywateli w czasie powyborczej wojny domowej w 2010 r. Na zlecenie Lafonta szkolenie prowadził emerytowany pułkownik francuskiej żandarmerii Jean-Grégoire Charaux, obecnie związany z firmą zarejestrowaną w Abidżanie, a kontrolowaną przez innego wojennego przestępcę gen. Anselma Seke Yapo (dziś w więzieniu). To były przyboczny obalonego prezydenta, związany z siatką przemycającą broń, powiązaną z kolei z władzami sąsiedniej Gwinei.

Działalność Lafonta ułatwiała nie tylko sieć firm – porozrzucanych po Wybrzeżu, Tunezji i... Łotwie – należących do niego samego i jego znajomych, lecz również (co upodabnia go do Wiktora Buta) własne linie lotnicze Sofia Airlines, zarejestrowane w Abidżanie na jego żonę Louise Kodo. Ostatnią misją tych linii było wywiezienie archiwów Lafonta; ich ślad urywa się w niedalekim Togo.

Owa sieć firm miała zapewne zgubić ewentualnych śledczych (jak widać bezskutecznie); dochodziło do tego, że jeden mail obsługiwał dwie pozornie odrębne spółki. Lafont reprezentował też na Wybrzeżu Kości Słoniowej kilka francuskich firm – i właśnie z Francji sprowadził nielegalnie silnik do helikoptera i sprzęt komunikacyjny.

Również firmy z innego kraju Unii Europejskiej – Łotwy – wydają się odgrywać wiodącą rolę w przestępczym procederze na Wybrzeżu. Znowu powiązania osobiste łączą się z udziałami żony Lafonta w łotewskich firmach, jak choćby w Atlantis Corporation z Rygi, zarządzanej przez dwóch obywateli tego kraju, z których przynajmniej jeden zdaje się być związany z łotewską polityką. Ich zaangażowanie wynika nie tylko z dokumentów firm. W odkrytym przez oenzetowskich śledczych mailu jeden z tych szefów tak pisze do wspomnianego generała Yapo: „Kwestie militarne. W zeszłym tygodniu spotkałem się ze starymi przyjaciółmi, którzy siedzą w tych interesach od 15 lat. Są bezpośrednimi eksporterami dwóch fabryk na Ukrainie i w Rosji. Gotowi do współpracy i wysyłania ładunków do Afryki (...) Mają konta bankowe w Rydze”.

W ten sposób przestępcy z Afryki poprzez Łotwę mieli dotrzeć do przestępców z byłego Związku Sowieckiego – jak w jednej globalnej rodzinie.

Czy przynajmniej państwa unijne wymienione w raporcie ONZ potraktują sprawę poważnie? Zapytaliśmy o to oficjalnie ministerstwa spraw zagranicznych Francji i Łotwy. Do chwili zamknięcia tego wydania „Tygodnika” nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. 


PAWEŁ LESKI był policjantem, pracował dla organizacji międzynarodowych w Sudanie Południowym, Rwandzie, Kongu i Ugandzie, a także w Międzynarodowym Trybunale Karnym. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2012