Fotele zamiast CERN-u

Eksperymenty myślowe nie zawsze się udają, bo wszechświat stosuje się do praw ludzkiej logiki wtedy, kiedy sam chce.

16.04.2018

Czyta się kilka minut

 / PATRICK LANDMANN / GETTY IMAGES
/ PATRICK LANDMANN / GETTY IMAGES

No bo jaki jest sens w tym, że pół nocy debatujemy nad tym, czy Bóg istnieje, czy nie, jeśli ta maszyna następnego ranka daje nam jego cholerny numer telefonu?”

Douglas Adams „Autostopem przez galaktykę”

 

Frustracja Adamsowskich filozofów w obliczu możliwości superinteligentnego komputera, który ma podać odpowiedź na ostateczne pytanie o życie, wszechświat i całą resztę, była w ostatnim stuleciu uczuciem dobrze znanym i filozofom, i naukowcom. Dylematy, które wydawały się doskonałym materiałem na niekończące się debaty i eksperymenty myślowe, były wielokrotnie rozstrzygane w brutalnie prosty i bezdyskusyjny sposób.

Jak wtedy, gdy David Scott, dowódca misji Apollo 15, powtarzając myślowy eksperyment Galileusza, upuścił na Księżycu młotek i piórko. Miliony telewidzów zobaczyły, jak oba przedmioty o różnych masach w próżni spadają w tym samym tempie. „Wygląda na to, że pan Galileusz miał rację” – rzucił Scott. Ku jego irytacji symboliczny triumf rozumu został nieco przyćmiony ludzką niezdarnością. Jego partner, Scott Irwin, nadepnął na piórko i wbił je w księżycowy grunt. „Za setki lat ktoś będzie długo myślał nad tym, jakie stworzenie mogło je tam zostawić” – pisał później we wspomnieniach.

Dobrze, że to właśnie galileuszowski eksperyment myślowy został odtworzony na Księżycu. Bo chociaż eksperymenty myślowe były chlebem powszednim filozofów od wieków, to właśnie Galileusz zrobił z nich naukowy użytek. Tłumaczyły one rzeczywistość na mierzalne sposoby. Czy to wtedy, kiedy dwa powiązane liną obiekty o różnych masach zrzucano – w jego głowie – z wysokiej wieży, by sprawdzić, czy któryś spadnie szybciej, czy wtedy, gdy kulę armatnią upuszczano z masztu rozpędzonego statku na jego pokład, by zweryfikować, czy Ziemia się porusza, czy pozostaje w miejscu.

Takie myślowe wycieczki były triumfem logiki, dowodem na to, że ludzki umysł może zawrzeć w sobie cały wszechświat. Były też często absolutnie błędne. Bo okazało się, że wszechświat stosuje się do praw ludzkiej logiki jedynie wtedy, kiedy uzna to za stosowne.

Gdzie są wszyscy?

W 1961 r. młody astronom Frank Drake zaproponował prosty, matematyczny sposób wyliczenia, z iloma innymi cywilizacjami w naszej galaktyce możemy nawiązać kontakt. To był dobry czas dla takich rozważań: człowiek robił właśnie pierwsze, nieśmiałe kroki w przestrzeni kosmicznej. Wszechświat wydawał się na wyciągnięcie ręki, a mistrzowie science fiction, tacy jak Asimov, Clarke czy Bester, rysowali wizje bliskiej, międzygwiezdnej przyszłości. Obcy? Kontakt z nimi wydawał się tylko kwestią czasu.

Iloczyn w równaniu Drake’a uzależniał liczbę innych aktywnych komunikacyjnie cywilizacji od tempa tworzenia gwiazd w naszej Galaktyce, odsetka gwiazd, którym towarzyszą planety, tego, ile spośród tych planet może potencjalnie podtrzymywać życie, tego, na ilu z nich życie faktycznie się rozwinie, ile biosfer wytworzy inteligentne cywilizacje, ile z cywilizacji przetrwa do etapu, w którym my możemy je zdalnie wykryć, i jak długo trwa w ich historii okres, w którym ich radiowe sygnały są wykrywalne dla podsłuchiwaczy takich jak ziemscy astronomowie.

Z szacunków Drake’a wynikało, że tylko w naszej Galaktyce powinno istnieć od 1000 do 100 milionów cywilizacji. Wspaniale! Ale fizyk Enrico Fermi jednym zdaniem sformułował w odpowiedzi jeden z najważniejszych problemów współczesnej astronomii. Jeśli hipotetycznie tylko nasza, jedna z miliardów galaktyk, ma być aż tak zatłoczona, to „gdzie są wszyscy?”.

Jego pytanie odnosi się do zasadniczego problemu, towarzyszącego od samego początku stosowaniu eksperymentów myślowych w nauce. Chodzi o – tu zmienimy na chwilę dyscyplinę – przytoczone przez Donalda Rumsfelda na uzasadnienie nieoczekiwanych przez USA problemów w Iraku „nieznane nieznane”. Wpływające na ostateczny wynik czynniki, których wartości nie jesteśmy w stanie oszacować, bo nie mamy pojęcia o istnieniu ich samych.

W przypadku Drake’a nie rozumieliśmy – wciąż nie rozumiemy – procesów, które wpływają na to, czy na danym ciele niebieskim życie może zaistnieć. Drake mógł skrajnie przeszacować (lub niedoszacować) liczbę światów, na których może powstać choćby pantofelek. Ale nie mamy też pojęcia, co wpływa na to, jak długo cywilizacje podobne do naszych mogą istnieć. Siłą rzeczy zbiór danych liczy dokładnie jedną cywilizację. Co może sprawić, że podobne nam kultury znikają? To właśnie „nieznane nieznane”.

Debata na temat wartości eksperymentów myślowych trwa. John Norton, filozof z Uniwersytetu Pittsburskiego, mówił w wywiadzie w magazynie „Quora”: „Gdybyśmy byli w stanie poznać prawa natury przez rozmyślania w fotelu, czy nie powinniśmy przeznaczać więcej środków na fotele, a nie na CERN? Za pieniądze, które wydaliśmy na CERN, kupilibyśmy mnóstwo foteli”.

W tym samym tekście jego adwersarz i przyjaciel, James Robert Brown z Uniwersytetu w Toronto, broni wartości eksperymentów myślowych. Twierdzi, że pozwalają nam dostrzec uniwersalne prawdy rządzące światem naturalnym tak, jak dochodzi się do praw matematycznych, również istniejących w ludzkim umyśle.

Maszyna moralna

Wydawałoby się, że czasy, w których jesteśmy w stanie stworzyć komputerowe symulacje odtwarzające założenia nawet najdzikszych hipotez, pozwoliłyby raz na zawsze rozstrzygnąć spór o sensowność eksperymentów myślowych. Ale chyba tylko go pogłębiają.

Przykład? Projekt „Moral Machine” realizowany przez inżynierów z Massachusetts Institute of Technology pod kierunkiem Iyada Rahwana. Próba zaprzęgnięcia komputerów i mediów społecznościowych do rozstrzygnięcia trwających od stulecia sporów etyków.

Powstał kwestionariusz, w którym proszono uczestników o wybór mniej złych spośród kilku tragicznych scenariuszy. W każdym poruszający się drogą samochód doświadcza katastrofalnej awarii hamulców. Kierowca może jedynie utrzymywać jego aktualny kurs, co wiąże się ze staranowaniem przechodniów na jego pasie ruchu, albo zmienić pas i rozjechać tych, którzy akurat mieli nieszczęście przechodzić przez pas przeciwny. Czasem, dla urozmaicenia, na jednym z pasów pojawia się przeszkoda, w którą uderzenie prowadzi do śmierci pasażerów pojazdu, ale ocala pieszych na pasach.


Czytaj także: Wojciech Brzeziński: Śmierć według algorytmu


Rezultaty miały posłużyć za podstawę, na której można by zbudować etyczne systemy zarządzające zachowaniem autonomicznych samochodów. Testowane już na amerykańskich drogach pojazdy prędzej czy później znajdą się w sytuacji, w której uniknięcie tragicznego wypadku będzie niemożliwe, a jedyną opcją dla sterującego nimi algorytmu będzie minimalizowanie strat. Projekt MIT miał im wpoić to, jakimi wartościami w takiej sytuacji kierowałoby się, statystycznie rzecz biorąc, społeczeństwo.

Pojawił się kolejny problem. Bo okazało się, że wartości, które – jak sądzimy – są dla nas najcenniejsze, nie przekładają się wprost na podejmowane przez nas decyzje.

Opublikowane właśnie wstępne wyniki badania, oparte na 4 mln wypełnionych kwestionariuszy, pokazują, że kiedy mamy do czynienia z „prostymi” wyborami, nasze preferencje są jasne. Mając do wyboru dziecko i dorosłego, samochód ma naszym zdaniem oszczędzić dziecko. Ratowanie starszych ludzi ma niższy priorytet niż młodszych.

Bardziej skomplikowane scenariusze przynoszą o wiele mniej jasne wyniki: pasażerów auta poświęcilibyśmy chętniej niż pieszych, ale z przewagą zaledwie 60 do 40 proc. głosów. Mając do wyboru zabicie jednego człowieka przechodzącego przez drogę przepisowo albo dwóch przekraczających ją wbrew kodeksowi drogowemu, ankietowani podzielili się niemal po połowie.

Podobne rezultaty miał o wiele bardziej złożony technicznie projekt realizowany przez filozofa Ericka Ramireza na Santa Clara University. Ramirez stworzył oparte na wirtualnej rzeczywistości symulacje dwóch znanych problemów etycznych: słynnego dylematu wagonika (autorstwa Philippy Foot), gdzie badany ma wybrać, czy rozpędzony pojazd zabije pięć, czy (po interwencji) jedną osobę; oraz problemu skrzypka, w którym badany wciela się w osobę porwaną przez światowy spisek miłośników muzyki, którzy podpięli go do maszyny ratującej życie najlepszego skrzypka świata. Może pozostać, unieruchomiony, w łóżku przez 9 miesięcy, co uratuje życie skrzypka bez szkody dla niego, lub odpiąć się od muzyka, dając sobie wolność i skazując jego na śmierć.

Ramirez twierdzi, że podobne eksperymenty są niezwykle użyteczne, choć jedynie w kwestiach, w których istotnym elementem jest osobista perspektywa, zmuszająca badanego do przyjęcia punktu widzenia odmiennego od obecnego. Mamy okazję spojrzeć na podobne problemy oczami kogoś innego. Nie tylko w naszej wyobraźni.

Eksperymenty myślowe mają jeszcze jeden, kluczowy dla naszego współczesnego postrzegania nauki problem. W przeciwieństwie do czasów Newtona, Macha czy Humphry Davy’ego, dziś nie liczą się osobowości, a powtarzalność. A siłą rzeczy trudno jest powtórzyć wyniki eksperymentu, który toczył się w czyjejś głowie.

Stąd satyryczny blog „Fauxphilnews” poinformował w lutym 2012 r. o niebywałym skandalu: Saul Kripke stracił w niesławie stanowisko profesora filozofii City University of New York z powodu zarzutów fałszowania wyników swoich eksperymentów myślowych w książce „Nazywanie a konieczność”. Podobno zespół filozofów z Oksfordu nie był w stanie otrzymać takich samych rezultatów. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2018