Flaga na talerzu

Mało w obiegu jest potraw stworzonych wprost na cześć polityków. O ile przyjemniej zjadać artystów.

15.02.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Kamila Zarembska i Wojciech Szatan
/ Fot. Kamila Zarembska i Wojciech Szatan

Dwadzieścia siedem dolarów. Tyle wynosi średnia wpłata na fundusz wyborczy Berniego Sandersa, szalonego polityka ze stanu Vermont, który miesza szyki jedynej słusznej kandydatce Demokratów do prezydentury. Hillary Clinton ta nominacja się przecież należy jak psu kość! – w każdym razie takie rozsiewa ona wrażenie; chodzą po Warszawie słuchy, że dawno niewidziani w tutejszych lokalach stratedzy Bronisława Komorowskiego złożyli pani senator najtańszą ofertę na doradztwo. I dlatego jest na najlepszej drodze, żeby skrewić przed rywalem, który wedle naszej miary jest poczciwym socjaldemokratą, jednak za oceanem uchodzi za lewaka.

Jak na trybuna ludowego przystało, Sanders zapowiada wielkie przewroty, a na razie rozpętał „rewolucję drobnych darczyńców”. Wyprzedził w tym nawet kampanię Obamy, też zbudowaną na pospolitym internetowym ruszeniu i groszowych datkach. Jedni płacą, inni dają pracę lub twarz – np. Ben Cohen, współtwórca sławnej marki lodów Ben&Jerry’s. Na potrzeby kandydata przygotował lody pod nazwą „Marzenie Berniego”. Jak głosi opis na pudełku, produkt przedstawia „bolączki naszego kraju”. Na wierzchu znajduje się warstwa czekolady, pod nią masa o smaku mięty. Czekolada symbolizuje jeden procent społeczeństwa, który zawłaszcza sobie większość zysków, pod spodem „jest cała reszta”. Wyborca po zdjęciu pokrywki „roztrzaskuje” łyżeczką plutokratyczną warstwę czekolady.

Korci mnie zapytać, dlaczego zwykli Amerykanie mają smakować akurat miętowo, ale może nie ma tu symbolizmu, po prostu mięta dobrze się łączy z czekoladą. Nic mi nie wiadomo o poglądach polskich lodziarzy, gdyby jednak chcieli uczcić marzenia Jarosława, to pod skorupą establishmentowej, brukselskiej praliny powinny się znaleźć lody jabłkowe na podlaskim mleku. Jabłko kiepsko wypada w lodach? Niech będzie malina, drugi nasz eksportowy owoc.

Jeśli Sandersowi się powiedzie, jego fani powinni zacząć szybko się rozglądać za przepisem na pasztet lub krwawą kiszkę. Jeśli polegnie, wszyscy zapomnimy o jego lodach. Mało w obiegu jest potraw stworzonych wprost na cześć polityków. Taki np. Napoleon – owszem, ma swój tort, ale nie wiem, czy by go to ucieszyło, bo powstał w Rosji na stulecie jego klęski; a ściślej, Rosjanie przemianowali deser, który znali od dawna dzięki Francuzom, bo to wariant przekładańca mille-feuille. W rozważania, dlaczego polska napoleonka ma tylko jedną warstwę zamiast pięciu-sześciu, wolę nie brnąć. To delikatny temat z racji chaosu pojęciowego – nazwa tego ciastka w niektórych regionach jest wymienna z „kremówką”, a stąd już prosta droga do świętokradztwa.

O ile przyjemniej zjadać artystów. Niewątpliwy lider w rankingu, tournedos Rossini, pozostaje w sferze moich płonnych marzeń, bo nie stać mnie, żeby naraz kupić sobie gruby plaster polędwicy, kawał foie gras oraz trufle. Deser na cześć sopranu Nellie Melby czeka na lato, kiedy znajdę brzoskwinie dość słodkie, a jednocześnie zwarte, by dały się dobrze skarmelizować. O tej porze roku poprzestaję na pommes de terre Anna. Lubię kontrast między prostotą dania a wyrafinowaniem jego patronki – Anny Deslions, wybitnej paryskiej kurtyzany, osoby o wielkiej erudycji i szlifie. Szef kuchni Café Anglais nazwał jej imieniem ziemniaki zapieczone w maśle. Cienkie plasterki (3 mm) ziemniaków rozkładamy warstwowo w natłuszczonej tortownicy tak, by zachodziły na siebie, solimy, polewamy szczodrze stopionym masłem, przykrywamy krążkiem papieru do pieczenia, dociskamy czymś ciężkim i zapiekamy – czas i temperatura zależą od gatunku ziemniaków, po wyjęciu i odwróceniu powinna wyjść zapiekanka zrumieniona z wierzchu i jedwabista w środku.

Każdy z nas jada często pewną potrawę o wymowie politycznej: to pizza Margherita. Dzięki niej jak świat długi i szeroki sławi się postać królowej Małgorzaty Sabaudzkiej (zacnej pionierki kobiecego alpinizmu i automobilizmu) oraz trójkolor włoskiej flagi: zielona bazylia, biała mozzarella, czerwone pomidory. Sęk w tym, że jak wszystko w polityce, to też jest manipulacja. Nie tylko źródła pisane, ale zdrowy rozsądek podpowiada, że placek z serem i pomidorem musiał zaistnieć w kuchni na długo przedtem, zanim ideolodzy świeżo skleconego państwa wpadli na pomysł, żeby podawać flagę na talerzu.

Chwyciło – i to dużo mówi o prawie religijnej randze posiłków u Włochów. Wszędzie indziej, a już szczególnie w Polsce, zjadanie barw narodowych (inaczej: wycieranie sobie gęby flagą) grozi co najmniej odebraniem orderów. Dlatego kiedy kładziecie w środek czerwonego barszczu kleks gęstej białej śmietany, mieszajcie czym prędzej, zanim wam się skojarzy. ©

Rossiniego lubię słuchać, ale zbyt kosztowne miał dla mnie gusta, za to Bellini, który mnie muzycznie nudzi, zostawił po sobie jeden z moich ulubionych sosów do makaronu: alla Norma. Bierzemy po 1 małym bakłażanie na osobę, kroimy w plastry grubości ok. 2 cm, solimy i zostawiamy na co najmniej kwadrans, aby „wypociły” gorzkawy sok. Płuczemy, suszymy, kroimy w kostkę. Podsmażamy ok. 5 minut na oliwie na średnim ogniu, aż porządnie się zrumienią, podlewamy kieliszkiem białego wina, odparowujemy, dodajemy parę łyżek przecieru pomidorowego uprzednio podduszonego z czosnkiem, doprawiamy lebiodką. Mieszamy i dusimy wszystko razem jeszcze z 10 minut, rozcieńczając wodą, gdyby za bardzo gęstniało. Na koniec można pogłębić smak niewielką ilością ciemnego cukru muscovado. Tak przygotowany sos łączymy na gorąco z makaronem (najlepiej krótkim). Kanonicznie należałoby sypać soloną owczą ricottę, tak jak większość sycylijskich makaronów, ale może ją zastąpić pecorino (albo niewędzony oscypek).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2016