Filozof w niedokochanym kraju

Obszerną rozmowę z Władysławem Stróżewskim warto przeczytać przede wszystkim po to, żeby zobaczyć, jak wygląda żywe myślenie.

19.09.2017

Czyta się kilka minut

Władysław Stróżewski / GRAŻYNA MAKARA
Władysław Stróżewski / GRAŻYNA MAKARA

W publicznej przestrzeni jest mnóstwo ludzi, którzy coś twierdzą, przy czymś się upierają, zajmują takie czy inne stanowisko. Natomiast niewielu jest takich, którzy dzielą się z innymi swoim myśleniem.

Widocznie myślenie, które stawia sobie coraz to nowe wyzwania, samo siebie stale kwestionuje i potwierdza, nie jest do życia niezbędne. Na co dzień, zauważa Stróżewski, poruszamy się wśród przeświadczeń. „Przeświadczenie jest zawsze mgławe i nie do końca nawet przez nas samych uzasadnialne”, mówi krakowski filozof. „Bardzo mało rzeczy mamy tak naprawdę wyjaśnionych i świadomie przyjętych”. Rozmaite stwierdzenia przyjmujemy na wiarę, a następnie budujemy z nich „przekonania” i „światopoglądy”. To dlatego tak trudno się nam porozumieć. Gdybyśmy dla przeświadczeń znaleźli uzasadnienia, przekształciłyby się w argumenty. O argumenty można twórczo się spierać, o przeświadczenia można się tylko pokłócić. W tej sytuacji, twierdzi Stróżewski, dwie dziedziny filozofii mogą być dla nas ratunkiem: logika i filozofia wartości, aksjologia. „Mam przy tym na myśli logikę szeroko pojętą, obejmującą także semiotykę i hermeneutykę (…). Potrzebna jest nam logika praktyczna, strzegąca nas na co dzień przed intelektualnymi błędami w potocznym myśleniu”. Zadaniem filozofii, mówi wprost w innym miejscu, jest „rozświetlanie przeświadczeń”.

Na skraju myśli

Znaczna część pytań, jakie w „Miłości i nicości” zadaje Stróżewskiemu jego uczennica Anna Kostrzewska-Bednarkiewicz, dotyczy kwestii ściśle filozoficznych. Wędrujemy z rozmówcami nie tylko przez wspomnianą filozofię wartości, ale też estetykę, antropologię, a przede wszystkim – metafizykę. Co ciekawe, już na pierwszych stronach profesor deklaruje, że nie uważa się za filozofa. „Filozofowie dla mnie to Platon, Arystoteles, święty Tomasz, Spinoza, Leibniz, Kant. I Roman Ingarden. Prawdą jest natomiast, że zajmuję się filozofią”. Nie jest to deklaracja rzucona ot, tak sobie. Znajduje ona rozwinięcie w kolejnych rozdziałach. Wielkie osobowości filozoficzne wyznaczają kierunki i określają style myślenia. To nie znaczy, że zwalniają innych z intelektualnego wysiłku. „Zajmowanie się” filozofią to nie streszczanie lub opatrywanie komentarzem tego, co napisali poprzednicy. To raczej naśladowanie ich postawy i pasji, formułowanie na podstawie tego, co zaproponowali, własnych intuicji i domyślanie ich do końca.

Zapytany o marzenia związane z twórczością filozoficzną, odpowiada: „Mam jedno. Jest nim oczywiście napisanie »Metafizyki«. To byłoby w rzeczywistości przekroczenie granic filozofii – nie tyle ku filozofii religii, co wręcz ku teologii”. W dalszych partiach książki dowiadujemy się, o co mogłoby chodzić: „Myślę, że chrześcijańska filozofia człowieka nie jest dokończona. Ciągle brakuje w niej przemyślenia kilku bardzo ważnych rzeczy. Za centralny uważałbym tu wątek chrystologiczny z tematem Boga-człowieka – Chrystusa. (…) Jak się uda, to o tym napiszę”.

Wykłady dla Ikara

Do tych marzeń nawiązuje właśnie tytuł książki: „Miłość i nicość”. Nie da się, według Stróżewskiego, podjąć problemu istnienia bez fundamentalnego rozstrzygnięcia, co właściwie jest jego kontekstem: nicość czy miłość? Czy w tym celu powinno się przekroczyć próg Objawienia? Skoro w ramach samej metafizyki „nie potrafimy rozstrzygnąć pewnych kwestii dotyczących sensu rzeczywistości, to czy nie należy wrócić do świętych ksiąg”? Stróżewski nie daje ostatecznej odpowiedzi na to pytanie, ale z tego, co mówi, nietrudno odczytać, że taka możliwość bardzo go pociąga.

Przemawia zresztą za nią cała droga, którą przeszedł i o której sporo mówi w pierwszej części książki. Studia filozoficzne na KUL, potem przeprowadzka do Krakowa i, z jednej strony, spotkanie na UJ z Ingardenem, z drugiej – swoiste seminarium, jakim była redakcja miesięcznika „Znak” pod kierownictwem Hanny Malewskiej. Myślenie Stróżewskiego to osobliwy stop różnych tradycji. KUL dał mu wgląd w klasyków filozofii i wysiłki nowożytnych filozofów chrześcijańskich, żeby uratować dziedzictwo św. Tomasza. Ingarden pokazał, jak inaczej czytać znane dotąd teksty i jak nauczyć się opisywać najprostsze doświadczenia. Zanurzenie we współczesnej teologii i filozofii nieobecnej na polskich uniwersytetach to z kolei zasługa „Znaku”. Trudno się dziwić, że tak różne wpływy ukształtowały w końcu osobowość otwartą, o szerokich zainteresowaniach i – jak mówią na Podhalu – szerokim rękawie, z zaciekawieniem przyjmującą to, co przychodzi z różnych stron.

Dobrze pokazuje to chociażby anegdota o wizycie na Uniwersytecie Jagiellońskim Jacques’a Derridy, jednego z głównych przedstawicieli postmodernizmu. Stróżewski wspomina, że część jego kolegów przyjęła wystąpienie sławnego gościa z rezerwą, a nawet dezaprobatą. Sam Stróżewski zadał mu pytanie: „Czego pan oczekuje jako rezultatu metody dekonstrukcji?”. „Derrida odparł na to, że stosuje tę metodę, nie mając właściwie pewności, do czego ona doprowadzi. I dalej mówił tak: »To jest trochę tak, jak czekanie na Mesjasza. Wierzymy, że przyjdzie, ale czy przyjdzie – nie wiemy. Niemniej czekamy na to, że przyjdzie, jakoś się objawi i powie, co ma do powiedzenia«. (…) Ja już na to jego wyjaśnienie nie odpowiadałem – podsumowuje Stróżewski – bo mi się bardzo spodobało”.

Podobnych scen – odsłaniających coś z postawy intelektualnej Stróżewskiego, ale też z tego, jak odbierali go inni – jest w książce sporo. Np. o tym, jak w trakcie spotkań Jana Pawła II z polskimi uczonymi w Castel Gandolfo papież zwykł sadzać Stróżewskiego obok siebie i w czasie gorących dyskusji zwracał się do niego: „Panie Władysławie, jak to naprawdę jest?”. Wspomniana Hanna Malewska z kolei przyrzekła mu kiedyś, że będzie go męczyć tak długo, aż zacznie pisać równie dobrze jak Tatarkiewicz. „Ale to krótko trwało. Szybko chyba zorientowała się, że Tatarkiewiczem nie będę, i zaakceptowała mój własny sposób pisania. (…) Twierdziła nawet przekornie, że pisanie jest czymś nienaturalnym, że nie leży ono w ludzkiej naturze”.

A jak powstawały słynne wykłady o Platonie? Nie tylko przy biurku, ale też podczas długich wieczornych spacerów z psem Ikarem na Krzemionkach. „Po wysłuchaniu takiego wykładu [Ikar] zaczynał biegać wokół mnie jak oszalały i za żadne skarby nie mogłem go ściągnąć do domu”. O stracie innego psa Stróżewski opowiada: „Pamiętam dziwne uczucie, gdy wyszedłem na ganek, a przed domem nie było już Ząbka. To było odczucie nicości”.

Jak poznać człowieka

Stróżewskiemu odpowiadała wizja Kościoła, jaką środowisko „Znaku” i „Tygodnika Powszechnego”, „nie bez udziału Karola Wojtyły”, propagowało i rozwijało. W pewnym momencie mówi jednak, że z tej wizji w Kościele polskim „prawie nic nie zostało”. „W Polsce grunt pod reformy soborowe nie był przygotowany. Trudno się więc dziwić, że gdy Sobór się skończył i zaczęły wchodzić w życie dyrektywy dotyczące wprowadzania nauk soborowych, w Polsce zrodził się przeciwko temu znaczny opór, który trwa zresztą do dzisiaj”. Dotyczy to także innych elementów programu „tygodnikowo-znakowo-więziowego”, choćby kwestii patriotyzmu. Bardzo przejmująca jest uwaga, która pada w rozdziale zatytułowanym „Piękno nas zbawi”. Otóż zdaniem Stróżewskiego Polska jest krajem przez swoich mieszkańców niedokochanym, a widać to najbardziej, kiedy patrzy się na… krajobraz. „Gdyby w Polsce było więcej miłości – nie tylko do piękna, ale przede wszystkim do tego, co się robi, do swego domu, chałupy, dworku, do tej stodoły, to nieuchronnie doprowadziłoby to do kształtu, który jest kształtem piękna. Tego niestety nie ma i wobec tego nie tylko sztuka w Polsce kuleje”.

Do tego dochodzi spostrzeżenie, że jesteśmy narodem afilozoficznym. Ostrych sądów Stróżewski nie formułuje zbyt często, ale w tym przypadku jest kategoryczny. W Polsce nawet ludziom utalentowanym filozoficznie trudno się w tym kierunku rozwinąć. „Jeśli jakiś rodzynek się znajdzie, to pokwitnie trochę, zaraz przekwitnie i wszyscy o nim zapomną”. Dlaczego? Nie brakuje nam narzędzi, mówi Stróżewski, brakuje nam natomiast „ducha głębokiej refleksji, namysłu, zadumania”. Filozofia w Polsce obumiera z braku sprzyjającego klimatu. Nie docenia się jej znaczenia w budowaniu wspólnej przestrzeni. Bez namysłu nad wartościami wpisywanie ich do ustaw jest tylko pustym gestem. Słowa, o których nikt nie myśli nic nie znaczą. Nie pełnią też roli formacyjnej. Wszystkie środowiska, które ukształtowały Stróżewskiego, były środowiskami wyrosłymi na refleksji, dlatego też formowały ludzi o jasnych, czytelnych postawach. W pewnym momencie pada pytanie: „Jak poznać szlachetnego człowieka?”. „Po zapachu!”, odpowiada półżartem profesor. I dodaje: „To się widzi, to się czuje. Po paru rozmowach już wiadomo, kto jest kim”.

Rozmowa Anny Kostrzewskiej-Bednarkiewicz z Władysławem Stróżewskim przeskakuje z tematu na temat, zawraca, meandruje. Czasem aż chciałoby się ją naprostować, ale… Zawsze jest jakieś „coś za coś”. Czy dałoby się podglądnąć Stróżewskiego, jak „zajmuje się filozofią”, układając tę książkę bardziej porządnie?

A tak widzi się, czuje. I od razu wiadomo, kto jest kim. ©

„Miłość i nicość. Z Władysławem Stróżewskim rozmawia Anna Kostrzewska-Bednarkiewicz”, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2017

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2017