Życie według wartości

Istnieją środowiska, które nie lubią terminu wartość. Czesław Miłosz wspominał, że gdy w 1968 r. podczas publicznych dyskusji w Berkeley użyło się terminu value (wartość), z góry należało się liczyć z tym, że zostanie się uznanym za faszystę. Porządny, wyzwolony Amerykanin miał wówczas być nihilistą lub - przynajmniej w ramach politycznej poprawności - unikał dyskusji o wartościach. Sądzę, że dziś z tego wyrośliśmy.

29.05.2005

Czyta się kilka minut

Abp Józef Życiński podczas Dni Tischnerowskich /
Abp Józef Życiński podczas Dni Tischnerowskich /

Rewolucjoniści pokolenia ’68 przeszli na emeryturę, a ich dorobek jest raczej symboliczny, natomiast nowe ideologie kierują uwagę w stronę innych postaw. Współcześnie może nam grozić pewien pragmatyzm, koncentrujący uwagę na wartościach finansowych, zawężający horyzont intelektualny w taki sposób, że nie dostrzega się wartości wyższych. W zeszłym roku uczestniczyłem w Amsterdamie m.in. w dyskusji poświęconej wartościom w UE. Panel prowadził inżynier, który odpowiadał w Unii za sprawy ekonomiczne. Kompetentnie i mądrze mówił o potrzebie nawodnienia rejonów Sahary. Gdy jednak zaproponowałem rozmowę o wartościach kulturowych, zapytał, co to jest. W tym pytaniu słychać było autentyczną bezradność. Nie miał złych intencji - po prostu czuł się zagubiony. Nigdy nie interesował się filozofią wartości i wolał milczeć w sprawach, których nie znał.

Aksjologia Tischnera

Nie sądzę, byśmy musieli przyjmować jedną ontologię wartości, by zgodzić się co do konieczności afirmacji humanizmu w kulturze europejskiej, co do obrony godności i praw człowieka. Minimalne wprowadzenie teoretyczne jest konieczne, ale intuicyjnie odczuwamy pewien horyzont aksjologiczny konstytuowany przez wolność, prawdę, nadzieję, świętość. Na te wartości wskazywał całym swym życiem ks. Józef Tischner.

W jakiejś dyskusji panelowej miałem mówić o Tischnerze jako księdzu. Przede mną dwóch innych prelegentów przedstawiało jego człowieczeństwo i filozofię. Źle na tym wyszedłem, że byłem trzeci, bo przedmówcy wszystko wyprowadzali z kapłaństwa Tischnera. W posłaniu kapłańskim odnajdujemy bowiem idealny wyraz tych wartości, na które ks. Tischner wskazywał własnym życiem. To była ich najdojrzalsza postać, zakorzeniona w Ewangelii, nie zredukowana tylko do wymiaru humanistycznego czy racjonalnego. Stąd też triada: człowiek-filozof-kapłan znalazła najpiękniejszy wyraz w kapłaństwie, w którym człowiek składa z siebie ofiarę jako dar dla innych, stając się znakiem wskazującym na rzeczywistość wyższego rzędu.

W czasach, gdy wykłady Tischnera przyciągały rzesze, jeden ze znanych wykładowców etyki marksistowskiej mówił, że drogowskaz nie ma obowiązku chodzić drogą, którą wskazuje. Tischner, identyfikujący całe swe życie z prawdą, przez kapłaństwo ukazywał ów najistotniejszy wymiar naszych poszukiwań. W stylu przekazu Jana Pawła II i ks. Tischnera urzekał nas brak patosu, naturalność, szacunek dla człowieka wyprany z jakiejkolwiek agresji.

Przypomnę telegram, który Papież wysłał do kard. Franciszka Macharskiego w dniu pogrzebu ks. Józefa. Pisał w nim: ,,Głęboko odczułem stratę tego kapłana, który był człowiekiem Kościoła, zawsze zatroskanym o to, by w obronie prawdy nie stracić z oczu człowieka, którego Bóg wybrał, umiłował, odkupił, który oczekuje zbawienia. Wszystko, co dostrzegał, odnosił do Boga, który jest Miłością. W tej perspektywie tworzył podwaliny do realizacji dialogu ze wszystkimi ludźmi dobrej woli. Również z tymi, którzy nie zaznali łaski prawdy. Filozof i teolog, który był otwarty na człowieka, a równocześnie nigdy nie zapominał o Bogu". Dziś już we dwóch prowadzą dialog na niebiańskich wyżynach. A my tu, w rozłące, szukający najpiękniejszych wzorców, możemy wczytywać się w tamte słowa Jana Pawła II: ,,Był zawsze zatroskany o to, by w obronie prawdy nie stracić z oczu człowieka, którego Bóg wybrał, umiłował, odkupił".

Aksjologia walki

W ostrych dyskusjach dotyczących bolesnych kart polskich dziejów, gdy zastanawiamy się, jak daleko można się posunąć w odsłanianiu prawdy, osoba ludzka schodzi na drugi plan. Kto jest niewinny, niech to udowodni - słyszymy. Tymczasem Jana Pawła II i ks. Józefa Tischnera łączyło wyzwolenie z lęku. U Papieża owa wolność wyraziła się w pierwszych słowach przesłania: ,,Nie lękajcie się". U ks. Tischnera - w góralskiej odwadze.

W ich aksjologii najważniejsza była nadzieja. To nadzieja inspirowała próby szukania form dialogu nawet wobec największych niepewności. I to różni hierarchię wartości u ks. Tischnera czy Papieża od hierarchii wartości tych naszych rodaków, którzy zawsze chcieliby zaczynać od walki. Aksjologia walki może zaowocować ,,Mein Kampf", nie doprowadzi natomiast do ,,Kazania na Górze". Kiedy na łamach czasopism katolickich znajduję artykuły, w których straszy się Piotrem Skrzyneckim albo Agnieszką Osiecką, dostrzegam w nich głęboką deformację aksjologii Ewangelii, odejście od koncepcji dialogu ze światem, która kazała Janowi Pawłowi II powołać Papieską Radę Kultury, Papieską Akademię Życia i Papieską Akademię Nauk Społecznych.

Kiedyś Papież przyjął na audiencji delegację rotarian, których wielu katolików uważa za forpocztę masonerii. Potem, w 2000 r., odebrał od nich jako votum kościół, wybudowany na przedmieściach Rzymu - wybudowany po to, żeby ci, którzy szukają jakichś ideałów, wiedzieli, że ich działania są współbieżne z nauczaniem Ojca Świętego. O tym wszystkim opowiedziałem raz w jednym z kazań. Po Mszy podeszli zaszczuci rotarianie, prosząc, bym gdzieś o tym napisał, bo ciągle muszą się tłumaczyć, że nie mają nic wspólnego z masonami. To bardzo gorzki kontekst polskiej aksjologii: być bardziej katolickim od Papieża, lekceważąc Jego przykład i jego nauczanie.

Zagrożenie dla wartości, które ukazywał ks. Tischner, może przychodzić z różnych stron. W procedurze obrachunków z polską historią najnowszą zawsze opowiadałem się za lustracją. Natomiast nie mogę pogodzić się z praktyką, że jedynym źródłem prawdy o czyjejś domniemanej zdradzie są zapiski ubowca, czyli człowieka o innej aksjologii niż nasza. Nobilitowanie takiego człowieka na świadka prawdy uważam za równanie do poziomu SB. To pośmiertna forma zwycięstwa tych, którzy usiłowali szkodzić środowiskom niezależnym.

Jednocześnie za niepokojący przejaw uważam zanik kultury skruchy. Czy w ostatnim piętnastoleciu ktoś publicznie przyznał się, że jest odpowiedzialny za uczynione zło? W dokumentach rządowych fragment ,,lub czasopisma" pojawiał się i znikał, pisma produkowano w sposób kojarzący się z groteską. Nikt jednak nie czuje się za to odpowiedzialny, nikt nie potrafi przyznać się do winy. To świadectwo braku wrażliwości sumień, zaniku odpowiedzialności moralnej. Źródeł tego stanu rzeczy szukać można w czasach PRL. Kiedy ktoś wówczas przepraszał, robił to tak ogólnikowo, że nie było w tym cienia osobistej odpowiedzialności.

Zjawiskiem, które wnosi zakłócenia w Tischnerowską hierarchię wartości, jest frustracja społeczna, obecna na całym Starym Kontynencie. Popularność Haidera w Austrii, Le Pena we Francji czy polskich populistów tłumaczy się w dużym stopniu tym, że istnieją pewne grupy społeczne, którymi nikt się nie chce opiekować. W rodzimych warunkach mamy również tych, którzy populistycznie usiłują krzepić frustratów. Problemem pozostaje sposób, w jaki odróżnić mamy demagogię frustratów od autentycznej frustracji zagubionego człowieka.

Sposób ten znali dobrze zarówno Jan Paweł II, jak i ks. Tischner. Charyzma tego drugiego przejawiała się w tym, że docierał do środowisk, wobec których Kościół zachowywał dystans. Jednał z Bogiem i spowiadał przechodzących na drugą stronę życia. Był znakiem wartości z innego świata. Pod polskim niebem jest dużo osób poranionych i zagubionych. Nie wszyscy zostali dotknięci przez światła Damaszku. Ważne, by umieć ukazywać im chrześcijaństwo w stylu papiesko-tischnerowskim, chrześcijaństwo nadziei, afirmacji człowieka, otwarte na dialog z kulturą.

Aksjologia alternatywna

Tymczasem pod polskim niebem kwitnie przeciwstawna patologia: w pień usiłuje się wycinać największe nawet autorytety. Jan Nowak Jeziorański długo musiał tłumaczyć, że nie był współpracownikiem gestapo. Wracał do tego jeszcze w ostatnim faksie, który do mnie wysłał, mimo że IPN dotarł już do źródeł, które wskazywały, kto i dlaczego starał się go oskarżyć. Znani działacze, którzy publicznie oskarżali “Kuriera z Warszawy" o kolaborację z hitlerowcami, nigdy nie powiedzieli “przepraszam". Nawet wtedy, kiedy Jan Paweł II wysłał pełen szacunku list na jego pogrzeb. Niektórym wydaje się, że jeśli pozostanie pustynia, niewielka grupka polityków kanapowych objawi swą genialność. Tymczasem taką próbę podporządkowywania kultury, etyki, aksjologii założeniom strategii i taktyki politycznej przerabialiśmy już w niedawnej przeszłości.

Osobny problem na szlaku wędrówki w stronę nihilizmu stanowi nowa aksjologia alternatywna w stosunku do chrześcijańskiej. Przed rokiem nadzwyczajną popularność w wielu polskich środowiskach zdobyła dewiza: “Tyle wolności, ile własności". Równie dobrze można by zadeklarować: “Tyle mądrości, ile własności". Dewizą tą szczególnie chętnie operowali nowobogaccy, bezkrytyczni studenci ekonomii i ideolodzy, którzy twierdzili, że jak nastąpi wyprzedaż majątku narodowego - utracimy wolność i tożsamość. Gdyby rzeczywiście owa zasada była prawdziwa, odpowiedź na pytanie, dlaczego w Janie Pawle II odnajdywaliśmy nauczyciela wolności, wymagałaby konsekwentnie odpowiedzi: bo dobrze zarabiał. Ta kwestia pojawiła się zresztą na czołówce ,,Toronto Star" podczas Światowego Dnia Młodzieży przed trzema laty. Wcześniejszym odpowiednikiem nagłówka “Ile zarabia papież?" była stalinowska uwaga: ile papież ma dywizji? W tym kontekście fenomen pogrzebu Jana Pawła II należałoby tłumaczyć tym, że Watykan ma posiadłości, które oddziałują moralnie, bo fascynują...

Jednak dla nas, chrześcijan, jest to przejaw myślenia pogańskiego, tym bardziej bolesny, że Chrystus w momencie śmierci nie posiadał niczego. Matka Boska, gdyby kierowała się wspomnianą aksjologią, w dzień Zwiastowania postawiłaby aniołowi warunki: jedna willa w Nazarecie, druga w Jerozolimie, jakiś domek wypoczynkowy w Egipcie. To wygląda groteskowo, ale kiedy w “Zamyśleniach" na łamach “Rzeczpospolitej" napisałem, że podobne pragmatyczne myślenie jest wyrazem pogaństwa, wielu rodaków poczuło się urażonych. Ich reakcje muszą niepokoić, gdyż znowu sprowadzają sferę myśli i wolności do poziomu nadbudowy zależnej od ekonomii.

Inna zasada - popularna w kręgach ludzi dialogu, którzy nikogo nie chcą urazić i sądzą, że w imię tolerancji najlepiej wszystko rozmyć - głosi, że prawda leży pośrodku. Otóż prawda leży tam, gdzie ją położono. Trzeba się pochylić, by odkryć, czy leży z boku, pośrodku czy też poza zasięgiem naszej perspektywy. Uśredniona prawda jako kryterium najwyższej wartości jest czymś żenującym, a ileż wybitnych osobistości polskiego życia publicznego w imię działań koncyliacyjnych deklarowało, że prawda zawsze leży pośrodku.

Niektórzy powtarzają z kolei, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To zwyczajny relatywizm. Gdyby wspomniana formuła była prawdziwa, niemożliwe byłoby wypracowanie humanizmu, niemożliwy byłby dialog. Każdy we własnym układzie odniesienia miałby własny punkt wartościowań i zupełnie inną filozofię. Jeśli punkt widzenia, a co za tym idzie - formułowane przez nas oceny, zależałyby od pozycji, nie można by oczekiwać identycznych ocen od np. biskupa Tadeusza Pieronka i antyklerykalnej feministki. A tymczasem zdarza się, że łączy ich wspólna troska o wartości. I dziękujmy Bogu, że są wartości, które nas jednoczą bez względu na to, czy ktoś siedzi w pierwszym rzędzie, czy ostatnim.

Aksjologia świadków

W tym kontekście szczególnie ważna staje się postawa świadków prawdy i świadków wartości. Naszemu pokoleniu dano ich bardzo wielu. 31 maja w warszawskim kościele Sióstr Wizytek odbędzie się jubileusz 90-lecia ks. Jana Twardowskiego. Jego poezja pachnąca dobrocią i wiarą w człowieka, poezja, w której Bóg się uśmiecha - stanowi ten rodzaj humanizmu, który jednoczy nas wszystkich, wiernych przesłaniu ks. Tischnera, otwartych na dziedzictwo Jana Pawła II. Aby wydobywać te wartości, zapoczątkowałem w Radzie Apostolstwa Świeckich przy Konferencji Episkopatu Polski serię ,,Świadkowie duchowego piękna". Pierwszy tomik poświęciliśmy Hannie Malewskiej, drugi Adamowi Stanowskiemu, działaczowi “Solidarności" z KUL, kolejne - w przygotowaniu - Janowi Nowakowi Jeziorańskiemu i prof. Włodzimierzowi Fijałkowskiemu z łódzkiej Akademii Medycznej.

Hanna Malewska, kiedyś redaktor naczelna miesięcznika ,,Znak", odrzuciła pierwszy artykuł, który przyniósł ks. Tischner. Pisał wtedy stylem filozoficznym: sformułowania dla niego klarowne były nieczytelne dla odbiorcy. Pani Hania powiedziała: “Księdza stać na to, by pisać bardziej zrozumiale niż Heidegger. Niech ksiądz to przerobi". I Tischner zadał sobie ten trud.

Pani Malewska uczyła w szkole historii, jednym z uczniów był zresztą Władysław Bartoszewski, ale nigdy, nawet wtedy, gdy pracowała w “Znaku", nie pochwaliła się, że w czasie Powstania Warszawskiego była główną szyfrantką. Dopiero przed jej pogrzebem kolega z Powstania opowiedział o tym Jerzemu Turowiczowi.

Jej dewizę życiową wynotowałem z prowadzonych przez nią zapisków: ,,Trwać u stóp Ukrzyżowanego, nigdy za daleko, i codziennie wracać". W jej domu nie mówiło się: “zrób karierę". Mówiło się: “bądź człowiekiem". Tę wizję życia w cieniu krzyża, otwartego na wartości ludzkie, rozwijała i w korespondencji, i w powieściach, i w artykułach. Prześliczne są jej listy do siostry Teresy Landy z Lasek. W liście z kwietnia 1952 r. - czasy stalinowskie - pisze: ,,Czy siostra zaprzyjaźniła się już z Mertonem poprzez jego pamiętnik? Jest w tym człowieku coś do głębi ujmującego". Wtedy dotarło do Polski pierwsze wydanie ,,Siedmiopiętrowej góry", potem przyszła następna książka Mertona, ,,Nikt nie jest samotną wyspą". Pamiętam panie w biurach, które zostawały po godzinach w pracy, żeby przepisywać na maszynie tę książkę, którą Znak mógł wydać tylko w niewielkim nakładzie. Dziś, kiedy tyle książek zalega w księgarniach, daleko odeszliśmy od tamtych lat wielkiego duchowego głodu i pragnienia. Wtedy sięgało się po wszystko, by móc uratować to, co najpiękniejsze.

W innym liście do siostry w Laskach pani Hanna pisze: “Nie wiem, czy zwróciła Pani uwagę na piękny najnowszy wiersz Herberta". Chodziło o “Arijon", rok 1953 - “obraz helleńskiego śpiewaka, który koncertuje w pejzażu z bałwanami morskimi, tyranami i poganiaczami mułów". Pani Hania wspomina o antycznym Caruso, nieczułym na awanse dworu. To szukanie wielkiej duchowej harmonii, zespolenia wartości, które wychodzą ponad pragmatykę i jednoczą nas wszystkich w poszukiwaniu tego, co najpiękniejsze w człowieku, w kulturze.

Rok 1954, inny list, przedświąteczny: “Życzę siostrze wielkich, wielkich zwycięstw, które będą znane na Sądzie Ostatecznym, łaski Bożej takiej, żeby każdą chwilę czyniła wielkim zwycięstwem, żebyśmy mieli w siostrze ognisko miłości i do ludzkiego rozgrzania się i do Bożego zapalenia się". To jest jej świat: rok 1954 - przywódcy partyjni szaleją, starając się wykazać, że są niemniej pryncypialni niż ich towarzysze moskiewscy, do Października zostały dwa lata. Kto z nas życzy naszym bliźnim wielkich zwycięstw, które będą znane na Sądzie Ostatecznym? Tu znajdujemy radykalizm świadków, którzy zostawili nam świadectwo duchowego piękna.

***

Kiedy prowadziłem rekolekcje dla twórców kultury w Warszawie, mogłem stwierdzić, że i tam czytają Tischnera, i nawiązują do jego idei. Ślady Tischnerowskiej hierarchii wartości odnajduję w albumie wydanym na ćwierćwiecze duszpasterstwa twórców kultury w ośrodku prowadzonym przez ks. Wiesława Niewęgłowskiego. Nie bez wzruszenia czytałem niektóre świadectwa. Magda Umer przywołuje czas, kiedy czuła się jak zbity pies, wytargany kot i bardzo słaby człowiek. Wzrastała w środowisku, gdzie o Bogu się nie mówiło. Na pewnym etapie zdecydowała, że urodzi poczęte dziecko. Pisze: ,,Urodziłam dziecko i postanowiłam wychować je sama. Postanowiłam także ochrzcić je i siebie". A na matkę chrzestną poprosiła Kalinę Jędrusik.

Ważne, byśmy na progu XXI wieku nie czuli się istotami zaszczutymi, zagubionymi, zabłąkanymi w ciemnościach. Mamy nieść dalej światło, które ukazał Jan Paweł II, światło, na które wskazywał konsekwentnie ksiądz Tischner. W naszej wrażliwości na piękno życia, w naszym otwarciu na godność człowieka, w naszym świadectwie tego, co najpiękniejsze w Ewangelii. Co z tego, że zło jest bardziej medialne?

Specyficzne dla naszego gatunku jest otwarcie na świat wartości niepragmatycznych: religijnych, etycznych, estetycznych. Nasi przodkowie nie mieli żadnych korzyści z metafizycznych pytań o arche ani z matematycznych debat o bezwymiarowych punktach i prostych równoległych. Kultura Europy rodziła się z zadziwienia tym, co bezinteresowne: z sokratejskiej wrażliwości sumienia, wrażliwości estetycznej, z wielkich pytań metafizyki wyrażających specyfikę naszego gatunku. Nie wpadajmy więc w przygnębienie, a nawiązujmy do przykładów gigantów myśli, by wydobywać to co najpiękniejsze w ich dziedzictwie. By dawać świadectwo tej wiary i prawdy, która w dialogu z kulturą współczesną ukazuje istotny sens działań gatunku homo sapiens.

Tekst jest skróconą wersją wykładu z cyklu Colloquia Tischneriana, przedstawionego podczas Dni Tischnerowskich. “Tygodnik Powszechny" był patronem medialnym tego wydarzenia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2005

Artykuł pochodzi z dodatku „Dni Tischnerowskie 2005