Europejski styl życia

16.09.2019

Czyta się kilka minut

 / THOMAS SÖLLNER / ADOBE STOCK
/ THOMAS SÖLLNER / ADOBE STOCK

Nikt nie zakładał, że pogodzenie interesów Ludzi, Wolkanów, Andorian i Telarytów pójdzie łatwo, ale kiedy prezydent Zjednoczonej Federacji Planet przedstawiła skład sekretariatu, w kwadrantach alfa i beta się zagotowało, aż zaczął się snuć swąd przypalonej Drogi Mlecznej.

Gdybyście tak jak ja nudę kuchennych obowiązków zabijali oglądaniem scenek z życia brukselskiej bańki, mielibyście te same skojarzenia ze „Star Trekiem”. Ludzie odpowiedzialni za stylówę pomieszczeń w unijnych biurach nie wyszli poza sny z XX w., kiedy każdy chłopak miał dwa marzenia: pozbyć się pryszczy i znaleźć się na pokładzie statku „Enterprise”.

Wróćmy jednak na Ziemię, tę, która z braku przywódców na miarę kapitana Picarda zmierza ku zagładzie. Było jasne, że układ nowej Komisji Europejskiej wywoła nieco połajanek. Tudno się dziwić Ursuli von der Leyen, że układając puzzle z krzyżujących się ambicji partii i krajów, musiała rozmydlić przykrą prawdę, że realnej władzy i konfitur jest znacznie mniej niż chętnych. Pomogły jej poetycko brzmiące przydziały kompetencji. Z pozoru poważne, np. „demokracja i demografia”, jednak w istocie tak puste, że aż się proszą o nieprzyzwoite kalambury, by je wypełnić treścią godną zapamiętania. Co łączy seks z parlamentaryzmem? Zachowam ten dowcip dla przyjaciół.

Ale kto by pomyślał, że na najgorszą minę przewodnicząca wdepnie, powołując Margaritisa Schinasa na „zastępcę ds. ochrony europejskiego sposobu życia”. Głupie aluzje, że Grecy znają świetny „sposób na życie”, zamarły na ustach, kiedy się okazało, iż zajęciem komisarza ma być dopilnowanie, by Europa zrobiła coś z migracją. Uszczelniła granice, zadbała. żeby wpuszczać tylko tych, którzy mają potrzebne kwalifikacje. Krótko mówiąc: pan Schinas ma być skuteczniejszym niż dotąd bramkarzem klubu dla bogatych.

Gdyby premier Morawiecki powołał pełnomocnika ds. ochrony polskiego sposobu życia z prawem do nadzoru nad strażą graniczną oraz resortem edukacji (mniej więcej takie delegacje otrzymuje Schinas), byłoby zaraz głośno o tym, że katoprawica zamyka nas w zaścianku między kruchtą a ogródkiem piwnym. Podniesiony do skali europejskiej zaścianek zamienia się w „fortecę”, krytycy decyzji pani VDL odwołują się do tego pojęcia. Zaścianek czy forteca, nieważne – ale co jest w środku? Jak diabeł z pudełka wyskakuje pozornie proste pytanie, czym jest europejski sposób życia.

Gdy odganiamy od granic tłumy, chcące w nim mieć udział, to jasne, że chodzi o dobrobyt i pokój. Ale przyznajmy, że to dobrodziejstwa świeżej daty, niechże minie kilka pokoleń bez wojen i głodu, zanim dumnie obwieścimy, iż to naprawdę nasz sposób życia. Chrześcijańska bojaźń boża, przyrodzona godność jednostki, równi wobec władzy obywatele – to ogólniki, pasujące w dodatku do Ameryki (i żaden Trump tego na razie nie zmieni). Schodząc na poziom obyczajów, mitów i zasad organizujących codzienność, zostajemy raczej z niczym.

Widać to najlepiej po tym, jak pustym pojęciem jest „kuchnia europejska”. Cóż to miałoby być? Europejskość restauracji w wielkich sieciowych hotelach to cienki destylat kuchni francuskiej z akcentami włoskimi i raczej pasuje do tego nazwa „kuchnia międzynarodowa”, co kojarzy się z bezpłciową średnią arytmetyczną. Przypuszczam, że podobny wstręt lub rozbawienie czuje przybysz z Indii, widząc nasze restauracje „indyjskie”. Przemożny trend skupiania się na bardzo lokalnie zdefiniowanych potrawach i tradycjach pokazuje, że chcąc poznać Europę od stołu, szukamy partykularyzmów, a nie wspólnego mianownika. Między bufetem na Oktoberfeście a kolacją z sera, oliwek i butelki wina dla turystów kupujących wycieczkę śladami komisarza Montalbano zieje przepaść. Może biegną ponad nią trudno uchwytne w słowach mosty, ale jeśli urzędowo spróbujemy wyznaczyć ich mapę, prysną jak bańka mydlana.

W świecie „Star Treku” obowiązywała tzw. pierwsza dyrektywa: „Prawo do życia każdej istoty zgodnie z jej naturalną ewolucją kulturową jest święte. Personel Gwiezdnej Floty nie może zakłócać normalnego rozwoju życia i kultury innego gatunku. Nie wolno stosować wiedzy, siły lub technologii wobec rasy, która nie jest w stanie rozumnie posługiwać się tymi narzędziami”. Sensownie pomyślane. Ale to przecież amerykański serial. ©℗

 

Mamy w Polsce zrozumiałą skłonność do uznawania za „europejskie” tego, co przychodzi z południa i oczywiście zachodu. Dlatego np. za radosny objaw postępu przyjmuje się coraz to nowe uprawy winorośli szlachetnej. W zapomnienie idą te „nieszlachetne” gatunki, często hybrydy z gatunkami azjatyckimi, które rosły na przysłowiowej działce u dziadka. Wina z nich zrobić się nie da (a wręcz nie wolno, Unia zakazuje nazywać to winem), ale miewają czasem fantastyczny aromat. Jeśli macie do nich dostęp, polecam świetne odświeżające risotto. Najpierw trzeba zrobić zagęszczony przecier z owoców: pół kilo winogron lekko rozgniatamy, wkładamy do garnka i gotujemy pod przykryciem kwadrans, przecieramy potem przez sito (co bywa żmudne, bo miewają bardzo grubą skórkę). Sok doprowadzamy prawie do wrzenia, dodajemy łyżkę skrobi kukurydzianej, dokładnie mieszamy, studzimy – powinno się ładnie zagęścić. Przygotowujemy risotto z 320 g ryżu, uprażonego najpierw na ucho, potem gotowanego wolno w lekkim bulionie warzywnym. Kiedy już będzie gotowe, mieszamy intensywnie z łyżką masła, dodajemy rozdrobnione 250 g słodkiego bundzu (i ewentualnie garść parmezanu), na wydaniu polewamy strużkami przecieru. Można dla urody ozdobić posiekanymi pistacjami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2019