Sezon na Zemmoura

Jeśli wierzyć sondażom, ultraprawicowy publicysta i polityczny nowicjusz może wejść do drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji.
z Paryża

08.11.2021

Czyta się kilka minut

Éric Zemmour na promocji swojej książki „Francja nie powiedziała ostatniego słowa”. Wersal, 19 października 2021 r. / Chesnot / Getty Images
Éric Zemmour na promocji swojej książki „Francja nie powiedziała ostatniego słowa”. Wersal, 19 października 2021 r. / Chesnot / Getty Images

Już była w ogródku, już witała się z gąską” – tak oto, parafrazując znaną bajkę „Lis i kozioł”, można by ująć obecne położenie Marine Le Pen, liderki francuskiej skrajnej prawicy. Jeszcze kilka tygodni temu mogła być niemal pewna, że przejdzie do drugiej tury wyborów prezydenckich, zaplanowanych na kwiecień 2022 r., i że będzie w niej konkurować z urzędującym prezydentem, centrystą Emmanuelem Macronem. Tym samym doszłoby do powtórki pojedynku z 2017 r., który zdecydowanie wygrał Macron.

Nikt nie spodziewał się, że ktoś może zagrodzić Marine Le Pen drogę do drugiej tury. Tymczasem pod koniec października okazało się, że do walki o Pałac Elizejski dołączył znienacka i przebojem nowy gracz: 63-letni dziennikarz éric Zemmour. W niektórych sondażach zrównał się z Le Pen, a w innych ją nawet wyprzedził, przekraczając 15 proc. poparcia i plasując się za prowadzącym w rankingu Macronem, którego popiera średnio co czwarty respondent.

Bożyszcze antysalonu

Kim jest ten drobny człowiek o nerwowych ruchach, werbalny prowokator, wielbiony przez jednych, a nienawidzony przez drugich?

Krótko mówiąc, to najbardziej dziś znany francuski publicysta, który postanowił zawalczyć o najwyższy urząd w państwie. Formalnie rzecz biorąc, to wciąż kandydat nieoficjalny, bo do chwili oddania tego numeru „Tygodnika” do druku nie potwierdził, że będzie startował. Ale nikt w to nie wątpi: jest sekretem poliszynela, że od miesięcy jego sztab dwoi się i troi, zbierając podpisy pięciuset merów francuskich miast (konieczne do rejestracji kandydata) oraz pieniądze na kampanię.

Zemmour przedstawia się chętnie jako ofiara „systemu” politycznej poprawności. Prawda jest jednak taka, że właśnie ten „system” przyniósł mu przed kilkunastu laty popularność. Rozgłos zdobył dzięki stałym występom w popularnym sobotnim talk-show w telewizji publicznej. Równocześnie współpracował z mainstreamowymi mediami, jak dziennik „Le Figaro” czy radio RTL. Znany z konserwatywnych poglądów, w pewnym momencie przesunął się tak bardzo na prawo, że publiczna telewizja zakończyła z nim współpracę. Przeszedł wtedy do prywatnej konkurencji. Jego wieczorne programy publicystyczne w stacji CNews gromadziły przed ekranem nawet 800 tys. telewidzów.

Zemmour jest nie tylko telewizyjnym fighterem, ale też autorem książek, w których wykłada swoje poglądy na współczesność i historię Francji. Najbardziej znana z nich – „Francuskie samobójstwo”, polityczny bestseller z 2014 r. – to frontalny atak na wszystko, czego Zemmour nie znosi: islam, liberalizm, feminizm, Unię Europejską i USA. Ogłosił w niej śmierć Francji za sprawą rozpływania się francuskiej tożsamości w morzu globalizacji, islamizacji i zgubnych wpływów Brukseli. Teraz, już jako prawie kandydat na prezydenta, głosi, że ratunek dla kraju jest jeszcze możliwy. Oczywiście pod warunkiem, że Francuzi go wybiorą.

Jego poglądy sytuują się na prawo od Marine Le Pen. Gdyby zliczyć razem ich sondażowe poparcie, skrajna prawica gromadzi razem około jednej trzeciej głosów. Tego jeszcze we Francji nie było.

Zemmoura i Le Pen więcej łączy niż dzieli: niechęć do muzułmanów (a nie tylko do islamizmu jako polityczno-religijnej ideologii), odrzucenie Unii Europejskiej w jej obecnej postaci, admiracja dla rządów silnej ręki. Podobnie jak Marine Le Pen, éric Zemmour wyrażał się z podziwem o Władimirze Putinie. Kilka lat temu powiedział: „Marzy mi się francuski Putin”, chwalił też aneksję Krymu (jako rzekomo należącego „od wieków” do Rosji). Wyraża się z podziwem o Donaldzie Trumpie i Viktorze Orbánie. Ten ostatni we wrześniu przyjął publicystę na prywatnej rozmowie w Budapeszcie (nieco później Orbán rozmawiał też z Le Pen).

„Złodzieje i gwałciciele”

W powszechnym odbiorze Zemmour znany jest przede wszystkim z obraźliwych wypowiedzi wobec społeczności muzułmanów, a także szerzej: wobec imigrantów pochodzących spoza Europy. To próbka jego retoryki: „Umiarkowani muzułmanie nie istnieją”. Albo: „Trzeba dać muzułmanom wybór między islamem a Francją” (z wywiadu dla telewizji France 2 w 2016 r.). Lub też, z września 2020 r., o nieletnich imigrantach przebywających we Francji bez opieki dorosłych: „Oni nie mają tu nic do roboty, to złodzieje, mordercy, gwałciciele”.

Bodaj żaden inny francuski dziennikarz nie dostał tak wielu pozwów co Zemmour. Często udawało mu się wyjść z sali sądowej obronną ręką. Choć nie zawsze: trzykrotnie sądy uznały go za winnego wypowiedzi „podżegających do nienawiści” przeciwko muzułmanom, skazując na kary grzywny.

Jednak najwyraźniej mu to nie zaszkodziło. Być może nawet utwierdziło jego zwolenników w przekonaniu, że jest męczennikiem walki z polityczną poprawnością.

Niektórzy polemiści wytykają mu, że choć jest zagorzałym przeciwnikiem masowej imigracji, to sam ma obce korzenie. Jego rodzice, Francuzi pochodzenia żydowskiego, przybyli do Paryża z Algierii w latach 50. XX w. Zemmour odpowiada na to, że jest zwolennikiem całkowitej asymilacji imigrantów we Francji, i że sam jest jej najlepszym przykładem.

W otoczeniu książek

Komentator polityczny Olivier Mazerolle uważa, że fenomen popularności Zemmoura wynika głównie z jego ostrej krytyki francuskiej polityki wobec imigrantów w ostatnich 40 latach. Na skutek bezczynności władz – to teza Zemmoura – rozwinęły się getta imigranckie na obrzeżach wielu miast, rojące się od handlarzy narkotyków i islamistów.

– W tej sprawie wielu Francuzów podziela diagnozy Zemmoura. Diagnozy, ale nie rozwiązania. Bo Zemmour nie podaje żadnych sposobów poradzenia sobie z problemem gett, oprócz wyrzucenia muzułmanów czy czarnoskórych z Francji. I nie interesuje go, że są to na ogół obywatele francuscy, urodzeni już we Francji – mówi Mazerolle w rozmowie z „Tygodnikiem”.

Mazerolle dodaje, że atutem Zem- moura jest elokwencja, oczytanie, znajomość kultury i historii francuskiej. Stąd porównywanie go do Trumpa nie jest trafne: w swoich książkach i filipikach Zemmour sypie jak z rękawa cytatami z literatury, pragnąc – znów w przeciwieństwie do Trumpa – być postrzeganym jako intelektualista. To charakterystyczne dla Francji, gdzie liczący się politycy lubią pozować do zdjęć w otoczeniu książek.

Symptomy kryzysu

Z kolei Bruno Cautrès z paryskiego Instytutu Nauk Politycznych uważa, że w pojawieniu się „zemmouromanii” można widzieć kolejny już symptom załamania się francuskiego systemu politycznego – obok np. ruchu Żółtych Kamizelek (powstały w 2018 r. społeczny ruch protestu, oddolny i przejawiający się w gwałtownych często demonstracjach, skierowany zarówno przeciw wzrostowi kosztów życia, jak też szeroko pojętym elitom).

– Od lat obserwujemy dramatyczny spadek zaufania obywateli do polityków, a także do mediów i związków zawodowych. Dziś mniej niż 15 proc. Francuzów deklaruje zaufanie do jakiejkolwiek partii politycznej – mówi „Tygodnikowi” Cautrès.

Zemmour wszedł w tę próżnię. – Tak wysoka popularność pretendenta bez żadnego doświadczenia politycznego to coś bez precedensu w naszej historii. W 2017 r. Macron też przebojem doszedł do władzy, ale on był przedtem doradcą prezydenta i ministrem finansów – dodaje Cautrès.

Jeśli Zemmour wejdzie do drugiej tury, może w niej uderzyć o szklany sufit: 70 proc. ankietowanych Francuzów uważa, że nie nadaje się on na prezydenta (sondaż Ipsos-Sopra Steria w dzienniku „Le Monde”). Poza tym nie ma on wiele do powiedzenia na tematy, które, sądząc z sondaży, wpłyną na wynik tych wyborów – jak sprawy gospodarcze (poziom życia), zdrowotne (pandemia) czy ekologiczne.

Na tle konkurentów

Jak wygląda dziś krajobraz przed batalią? Najlepszą pozycję startową ma urzędujący prezydent, choć jego bilans jest przez Francuzów mocno krytykowany.

Cautrès: – Na razie Macron nie potrafił przekonać wyborców, dlaczego chce ubiegać się o reelekcję. Zrealizował niektóre z obietnic, jak zmiany podatkowe czy reforma państwowych kolei, ale inne zostały na papierze. Rozczarowujący jest np. bilans jego prób konsolidowania Unii Europejskiej czy francuskiego udziału w walce z kryzysem klimatycznym.

Nad prezydentem krąży wciąż zmora rewolty Żółtych Kamizelek, wywołanej wzrostem cen paliw, której apogeum przypadło na lata 2018-19. Tej jesieni Żółte Kamizelki wróciły na ulice, tym razem wspólnie z przeciwnikami szczepionek i przepustek sanitarnych (ich okazanie jest dziś obowiązkowe w większości miejsc publicznych). I na tym wrzenie raczej się nie skończy, bo ceny paliw i energii znów rosną, a jednocześnie zbliża się kolejna fala epidemii.

Na tle skrajnych konkurentów Macron może jawić się jako arbiter. Sprzyja mu rozproszkowanie lewicy, która nie potrafi wyłonić wspólnego kandydata. Najlepsze notowania ma Yannick Jadot z Partii Zielonych, ale nawet on nie przekracza w sondażach 10 proc. Jeszcze dalej plasuje się lewicowy radykał Jean-Luc Mélenchon, dyżurny kandydat swojej partii Francja Nieujarzmiona. Wobec słabości lewicy wielu jej wyborców już w pierwszej turze chce głosować na Macrona.

Wskazana ostrożność

Olivier Mazerolle uważa, że choć Macron jest faworytem, nie powinien lekceważyć rywali. – Jeśli do drugiej tury wejdzie z nim kandydat umiarkowanej prawicy, którego wkrótce poznamy, to Macron może przegrać – uważa komentator.

Główna formacja tradycyjnej prawicy, Republikanie, swojego kandydata wybierze 4 grudnia w partyjnych prawyborach. O nominację stara się pięcioro polityków, a największe szanse ma dwóch: Xavier Bertrand i Michel Barnier. Obaj doświadczeni, obaj ministrowie za prezydentury Nicolasa Sarkozy’ego. Barnier, były unijny komisarz i negocjator brexitu, jest ceniony za granicą, atutem Bertranda zaś jest większe poparcie sondażowe.

Pół roku przed wyborami ostrożniej jest unikać prognoz. Przypomnijmy tylko, że w 2017 r., na trzy miesiące przed tamtym głosowaniem, konserwatysta François Fillon był pewny zwycięstwa. Wszystko zmieniło się z dnia na dzień, gdy media ujawniły jego nepotyzm. Fillon zaczął tracić wyborców i odpadł w pierwszej turze.

Pycha przesłaniająca ogląd realnej sytuacji, przez Greków zwana hybris, zgubiła już niejednego. Macron powinien o tym pamiętać.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2021