Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O rozszerzeniu granic BPN mówi się od końca I wojny światowej. Dotychczas na przeszkodzie stały obawy puszczańskiej ludności, przekonanej, że w parku narodowym przyjdzie jej umrzeć z głodu: upadną tartaki i nastawiona na wycinkę gospodarka leśna, strażnicy pozamykają drogi i zaczną reglamentować wstęp do lasu. Argumenty te, choć tylko częściowo prawdziwe, podszyte były olbrzymimi emocjami, o czym przekonał się w 2000 r. ówczesny minister środowiska Antoni Tokarczuk, którego wściekli puszczanie obrzucili jajkami. Zwolennicy większego parku mieli też przeciwko sobie białowieskich leśników.
Tym razem, jak się zdaje, szanse na większy park są duże. Minister Maciej Nowicki jest pragmatykiem i wie, że zgodę lokalnej społeczności uzyska jedynie wtedy, gdy zaproponuje transakcję wiązaną, pokazując, że ochrona środowiska nie musi oznaczać obniżenia stopy życiowej. Dlatego w zamian za rozszerzenie granic parku proponuje samorządom pakiet w wysokości 150 mln zł, który obejmuje m.in. budowę kanalizacji, sortowni śmieci, biogazowni, boisk "Orlik", inwestycje w odnawialne źródła energii, promocję BPN i rozwój małej infrastruktury turystycznej. To pierwsza tego typu propozycja w Polsce i warto przypatrywać się jej z uwagą, może bowiem posłużyć jako wzór do wprowadzenia w innych zapalnych punktach, choćby na Mazurach.
Warunki są twarde: zgoda na park warunkuje pomoc finansową, zgody brak oznacza brak funduszy na rozwój gmin. Tak, minister Nowicki stawia lokalne społeczności pod ścianą, ale nie ma też innego wyjścia, by przełamać impas, który trwa dziesiątki lat. Rozwój cywilizacyjny w rezerwacie ścisłym? Spróbujmy nareszcie, czy to możliwe!